Rozdział 9


Tak... Dzisiaj tutaj. 3 dni z rzędu i jutro 4. ponownie na "I'm sorry Mr. Kaulitz" (<- Na który przy okazji już zaproszę ;)) Tak wyszło jakoś dziwnie w tym tygodniu ;)

Dziś rozdział typowo 'Tomowy' <3 Dlatego z uśmiechem na ustach Wam go publikuję :D

Zachęcam oczywiście do komentowania :*


~9~


- ...Skazuję na areszt tymczasowy, do rozstrzygnięcia sprawy. Sąd dopuszcza pozew pana Kaulitz i oddala sprawę do 16 kwietnia, do godziny dziewiątej rano. - Sędzia stuknął głucho młotkiem i powstał.
Kaulitz przyjął do siebie surowy wzrok klienta, jak i jego przypomnienie w miarę dobrze.
- Pamiętaj, za co ci płacę. - Wysyczał mężczyzna, skuwany w kajdanki.
Jak i to, że sąd dał mu te nieszczęsne kolejne cztery dni.
Kaulitz wymienił wzrok ze swoim przeciwnikiem, który zły zbierał dokumenty. Uśmiechnął się do niego krzywo. Czuł, że wygra, widząc również przerażenie w oczach fryzjerki.
Zebrał spokojnie swoje dokumenty i wyruszył do wyjścia.
- Jeśli myślisz, że ci się uda rozkopywaniem spraw sprzed trzech lat, to tracisz tylko czas. - Pozdrowił go pan prokurator na wyjściu. Niestety nie zdawał sobie sprawy, że tym zacnym pozdrowieniem, tylko bardziej go zmotywował.
- No to ci się powiodło. - Cieszył się Tom i pogratulował bratu ze szczerego serca.
- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że 16. kwietnia, to rocznica ślubu... - Mruknął niezbyt zadowolony.
Bracia wymienili się tylko znaczącymi spojrzeniami.

***

"I co? Masz już jakieś info?" - Sam napisał wiadomość, z niecierpliwiony tym oczekiwaniem. Stracił mnóstwo czasu na sprawę sądową, przez co miał kupę spraw do nadrobienia. Zegarek wskazywał na 14:20, więc Stefanie powinna być już w pracy. Niestety nie mógł się wyrwać z biura nawet na minutę.
"Nie mam. Dopiero dzisiaj zaaplikowałam :) Nie stresuj się tak :*"
Tom się skwasił. Miała rację. Odezwą się przecież na dniach.
"Wpadniesz na ciastko? :) " - Otrzymał kolejną wiadomość.
"Zrobiłaś specjalnie dla mnie? xD"
"Pewnie. Specjalnie dla ciebie wyciągnę je zza lady xD"
"Też mi coś xD"
"Ale zawsze :P To wpadniesz?"
"Już się stęskniłaś? ^^"
"Może. :P"
"Przykro mi, nie dam rady. Zawaliłem się robotą :/"
"Nawet na minutkę? "
"Nawet na sekundę :/"
"To, kiedy cię zobaczę? :/"
"Najprawdopodobniej jutro xD chyba, że chce ci się wpaść do mnie po pracy :D"
"Nie będziesz już spać dziecino? ;)"
"Możesz mnie otulić do snu i zaśpiewać kołysankę, jeśli nie fałszujesz xD"
"No dobrze. Przemyślę to ;) O ile przygotujesz mi kąpiel i podasz kolację, to dorzucę od siebie ewentualnie masaż ;)"
Uśmiechnął się krzywo pod nosem.
"Jestem więc w stanie się zgodzić na kolację, jeśli kąpiel weźmiesz ze mną. ^^"
"Wspólna kąpiel i jeszcze masaż? Nie za dużo sobie życzysz?"
"Mogę więcej, jeśli chcesz i jeśli wgl temu podołasz xD"
"Zobaczymy. Już się tak nie śpiesz. Czekam na pyszną kolację i kąpiel :*"
"Czekam na wspólną kąpiel i masaż :*"
Odłożył telefon na bok.

Przygotował się. Jak mógł tego nie zrobić? Nawet posprzątał trochę salon, narzekając, że nie chce mu się tego robić i marudząc, że naprawdę chciałby jakąś kobietę, która robiłaby to za niego. Po swej litanii i tak był zadowolony. A tylko dlatego, że zaczął postrzegać Stefanie, jako potencjalną kandydatkę na jego kobietę. Miał do jej osoby parę 'ale', między innymi fakt, że pracuje tak blisko niego, no i drugi: jej zwisające cycki, które i tak już mógł przeżyć, po tym, ile przeszedł rozstań z innymi silikonami, niewartymi nawet jego spojrzenia, choć bardzo wizualnie kuszącymi.
Przywitał się z piękną kobietą buziakiem w policzek i zaprosił do nakrytego stołu jadalnianego.
- Wow. Sam to zrobiłeś? - Zachwyciła się pysznie wyglądającymi półmiskami.
- Pewnie, choć w miarę szybko przyszło mi odnalezienie numeru do restauracji. Więc nie było tak źle. - Uniósł brew. - Najgorsze jednak było czekanie, aż przyjdziesz, żebym mógł to w końcu zjeść. - Zabrał się z rozmachem za sztućce.
Czarnowłosa się zaśmiała, kręcąc przy tym głową z niedowierzania.
- A więc smacznego. - Odrzekła radosna.
Dobre było i to. Jej facet nawet nigdy nie pofatygował się, żeby nakryć do stołu. Jedli prosto z jednorazowych pudełek na kanapie przed telewizorem.
Po nałożeniu sobie jedzenia zabrał się za otwarcie szampana, o którym sobie przypomniał.
- Kąpiel też przygotowałeś? - Zapytała zaciekawiona, przyglądając się jego ruchom rąk.
- Pewnie. Z bąbelkami, świeczkami i płatkami kwiatków. - Uniósł do połowy pełny kieliszek.
- Naprawdę? - Zaskoczyła się miło, również unosząc przeźroczyste naczynie.
- Oszalałaś? Idziemy pod prysznic. - Odrzekł rozbawiony.
- I czego jeszcze!? - Zawołał w myśli. - Kozie mleko i kelnerów ze złotymi tacami!? Aż tak mi się nie podoba. - Stwierdził.
Stefanie zgłupiała.
- Więc tak, czy nie? Bo już nie wiem, czy sobie żartujesz, czy nie. - Mówiła przez skromny śmiech, przyglądając mu się uważnie.
- Za wspólną kąpiel. - Odrzekł z krzywym uśmiechem i stuknęli się kieliszkami.
- Powiesz mi w końcu? - Naprawdę była zmieszana. Nie wiedziała, z którym ze zdań sobie żartował.
- Co mam ci powiedzieć? He? - Uśmiechnął się prowokująco.
- Czy naprawdę zrobiłeś kąpiel z płatkami i świeczkami. - Czuła się żenująco, dopytując o takie coś, ale stwierdziła, że sam zaczął.
- Przecież ci odpowiedziałem. - Śmiał się z niej w duchu, próbując na wierzchu w miarę tego nie pokazać.
- Eh... To, po co tak mówisz? - Skwasiła się.
Tom się zaśmiał w końcu.
- Bo pytałaś.  - Wyjaśnił, jakby to było logiczne.
Stefanie pokręciła głową, zajmując się jedzeniem. Nie chciała się głośno przyznawać do tego, że naprawdę uwierzyła mu w tę przepiękną kąpiel.
- Czasami nie wiem, kiedy sobie żartujesz, a kiedy nie...

"Przywieź mi klucze od domu do pracy. Byłaś świetna :*"
Odłożył 'wyjedzony' kawałek kartki ze swojego notesu jej na twarz, po czym się zaśmiał pod nosem wrednie i przełożył ją obok na poduszkę wraz z kluczami. Cieszył się, że nikt tego nie widział... Wsiadł w auto i rytualnie zatrzymał się przy budzie. Farbowana blondyna nie miała dziś czerwonych ust, co od razu rzuciło mu się w oczy, gdyż już się do tego widoku przyzwyczaił.
Jak zwykle uśmiechnęła się do niego zawstydzona. Podejrzewał, że po prostu na niego leci.
- Co słychać? - Zagadnął również z lekkim uśmiechem. Chcąc nie chcąc jej mina to wywoływała na nim.
- W porządku... Dziękuję... - Odrzekła nieśmiało i podała mu kawę, swą zadbaną, smukłą dłonią.
Nigdy nie mógł oderwać wzroku od jej dużych piwnych oczu, które bardzo się rzucały w oczy przy jasnej karnacji. Zawsze wyglądała na bystrą i wygadaną. Nie miał pojęcia, czemu się przedstawia zupełnie inaczej.
Puścił jej oczko, by ujrzeć jej biały uśmiech i odjechał.
Kawałek dalej ugrzęznął na światłach szerokiego skrzyżowania. Znowu jakaś stłuczka z cudzoziemcem, wykłócającym się o swoje wymyślne prawa. Standard w Nowym Jorku. Parę razy stuknął palcami w kierownicę. Rozejrzał się, zerknął we wsteczne lusterko, w którym ujrzał znerwicowaną matkę, wyżywającą się na swoim młodym synu.
Westchnął, przecierając twarz.
Jego wzrok znowu skierował się w lusterko. Młodzieniec wyglądał, jakby miał swą zestresowaną rodzicielkę w dupie. Siedział z nosem w telefonie.
- Gdyby był moim synem, to bym się zapytał, co ma ciekawego w telefonie. - Przeszło mu przez myśl. - Byłbym chyba dobrym ojcem... Lisa mnie lubi... - Pocieszył się.
Przez chwilę streszczenie jego życia przeleciało mu przez głowę. Stwierdził, że nic prócz pracy mu w życiu nie wyszło. Marzenia o założeniu bandu przeminęły, gdy rozpoczął studia. Każdy związek rozpoczynał się jak najpiękniejsza bajka, a kończył się najgorszym dramatem. Tyle ich było, że sam nawet nie mógł ich zliczyć. Teraz od dwóch miesięcy znowu jest sam. Prawie sam.
W pierwszym miesiącu był najszczęśliwszym, wolnym facetem na świecie. W kolejnym miesiącu już mu się znudziły łatwe laski, przy których nie musiał się wcale trudzić. Alkohol przelewał mu się już bokami. Tysiące na koncie kurzyły się nienaruszone, bo już wszystkiego się nabył. Kolejne rosły z każdym miesiącem na lokacie.
Poznanie nowej dziewczyny kończyło się zawsze tak samo. Raz nawet wpadł na pomysł, by poderwać jakąś ubogą dziewczynę. Przynajmniej by mu się z nią wiodło, ponieważ ona by go kochała za pieniądze, a on by ją kochał za seks, posprzątane mieszkanie i gotowe jedzenie. Bill mu to wybił z głowy od razu, gdy go zapoznał z tą myślą. Pomysł wpadł z desperacji jeszcze podczas związku, który pomału już upadał.
- Może gdybym zrobił sobie dzieciaka, byłoby wtedy, co robić. Bill nie narzeka na nudę... Bill narzeka na malejące konto. - Uśmiechnął się pod nosem. Już rozumiał, dlaczego wybił mu pomysł z dziewczyną za pieniądze. On by był szczęśliwy, a jego konta puste. Co to, to nie.
Bycie niezależnym, przy kasie, w dodatku przystojnym facetem, wcale nie było takie szczęśliwe, jak się wydaje. Z płcią przeciwną na pewno również tak wyglądało. Wszystko po czasie się zaczyna nudzić i brakować tego, co nadaje sens swojego istnienia.
Nowojorska policja w końcu poradziła sobie z problemem o nazwie 'człowiek' i w końcu mógł dojechać do pracy.
- Kaulitz! - Usłyszał na wejściu. - Ile razy mam ci mówić, że parking dla pracowników jest z tyłu hotelu i żebyś korzystał z wejścia dla personelu, nie dla gości! - Zawołał Mike.
Tom się uśmiechnął.
- Ja jestem Twoim Gościem, Mike. - Przypomniał z wyższością, po czym dodał. - Cóż za unikatowe przywitanie. - Podszedł do mężczyzny z krawatem pod samą szyją i podali sobie dłonie, a Jaden za recepcją się zaśmiał pod nosem.
- To nie jest śmieszne Tom. Jeśli mój ojciec cię zobaczy, to...
- To mu powiem 'dzień dobry, co u pana słychać?' - Uśmiechnął się do kumpli i poszedł do pracy.
- Ugh... - Warknął Mike. - Spóźniłeś się! - Zauważył, zerkając na zegarek.
- Wybacz mi Mike, ale nie mam czasu na pogawędki. Wiesz, że bardzo bym chciał, ale naprawdę nie mogę. Musisz to przełknąć. Miłej pracy! - Zawołał, unosząc papierowy kubek z kawą i zniknął za drzwiami biura.
- Ughhh...! - Warknął ponownie i zerknął na podśmiewającego się Jadena. - Czasami się czuję, jakby to On był moim szefem. - Zamarudził.
- Kto wie? Jest tak dobrze obeznany ze wszystkim, że może kiedyś cię wyżre. - Zażartował chłopak.
Mike skarcił go wzrokiem i odszedł jeszcze bardziej poirytowany.

Leżał na swym łóżku sypialnianym z nogami na podłodze. Tak sobie klapnął, ale to nie była chwila zmęczenia. To była poranna chwila relaksu i dobroci. Uniósł swój tułów na łokcie, by napoić się widokiem ust, w które zanurzał się jego penis. Wykrzywił twarz, a jego usta się rozchyliły, czując to, co Stefanie wyprawia swoim językiem. Z pewnością miała wprawę i to doskonałą, bo nie musiał długo czekać na efekt. Zacisnął dłoń na jej włosach, by móc się wspomóc, czując, że jeszcze chwila...
Oblizała swe usta, a on opadł na łóżko z powrotem. Nie na długo, ponieważ telefon Stefanie dał sygnał połączenia przychodzącego, a temat rozmowy bardzo go zaciekawił.
- Zapytaj o nazwisko przedstawiciela. - Podsunął cicho, zapinając swe spodnie.
Stefanie kręciła się w kółko podczas rozmowy, a po chwili uśmiechnęła się, kończąc połączenie.
- Umówiłam się na spotkanie! Tyler Sanders. - Cieszyła się.
- Świetnie! - Zawołał Tom. - Muszę lecieć. Przywieź mi klucze do pracy. - Zabrał swoje rzeczy i popędził do pracy, zostawiając dziewczynę samą sobie.
Podczas czekania na kawę, wszedł od razu w sieć, wyszukując kontaktu do przedstawiciela. Oczywiście, że od razu się z nim, a raczej jego sekretarką skontaktował. Gdy usłyszał, że terminy spotkań są dopiero w następnym miesiącu, zaniechał dzwonienia. Podjechał za pomocą nawigacji pod konkretny biurowiec na Manhattanie i sam wzbił się na piętro siedziby producenta. Na logach w holu nawet dowiedział się, że Models Lines, z którą podpisali kontrakt do spotu reklamowego, też mieści się w tym budynku.

W myślach powtarzasz tak:
Wchodzę właśnie na mój szczyt.
Nikt nie przeszkodzi mi.
Tak właśnie od dziś.
Wiem, po co i dokąd mam iść.
Nie będę więcej kleić i szyć.
Bo po co. Stop. Złym emocjom tak.
Moja misja to brać, na więcej mnie stać.
Dokładnie tak, właśnie od dziś.
Wiem, po co i dokąd mam iść.

- Dzień dobry. Zastałem może pana Sandersa? - Zapytał od razu recepcjonistki.
- Aktualnie jest... Właśnie wychodzi. - Zauważyła, wskazując mężczyznę, zamykającego swoje biuro.
Natychmiast do niego podszedł.
- Pan Sanders? Tom Kaulitz. - Wyciągnął do niego dłoń.
Mężczyzna lekko zaskoczony uścisnął jego rękę.
- Jestem w sprawie scen filmu w hotelu Imperius.
- Coś nie tak? - Nie rozumiał. - Wszystko już omówiliśmy.
Tom się uśmiechnął krzywo.
- Reprezentuję hotel Luxus, chciałbym omówić Waszą zmianę scen filmu z Imperiusa na Luxus. - Mężczyzna się zniechęcił, zerknął na zegarek, żeby dobitnie pokazać Tomowi, że się śpieszy, ale czarnowłosy nie miał zamiaru odpuścić, również zerkając na jego zegarek. - To jest...
- Był pan umówiony? - Przerwał mu.
- Tak. Na ósmą trzydzieści. - Wystrzelił, podając aktualną godzinę. - Z dyrektorem tego przedsięwzięcia. - Dodał, czując, jak stąpa po kruchym lodzie.
- Nic mi o tym nie wiadomo, a dyrektor jest u siebie. - Wskazał na konkretne drzwi.
- Dzięki. - Olał mężczyznę, zapukał w konkretne drzwi i wszedł, słysząc za sobą głos recepcjonistki, który miał go powstrzymać od wejścia do tego biura.
- Dzień dobry. Tom Kaulitz. - Podszedł do otyłego mężczyzny w okularach na nosie i wyciągnął do niego dłoń, a gdy ten zaskoczony ją uścisnął, od razu kontynuował. - Chciałbym omówić zmiany w planach scen do filmu w Imperiusie. Mianowicie...
- Przepraszam, ale co pan tu robi? - Rozłożył ręce.
- Właśnie chcę omówić zmiany. - Wyjaśnił, jakby to było logiczne. - Wyszedł mały problem, ale mam dla niego rozwiązanie. Chyba to pana powinno interesować. - Improwizował naładowany silnymi emocjami niepewności i z jeszcze większą pewnością i optymizmem.
- Przecież wszystko zostało już omówione. - Nie rozumiał mężczyzna i lekko się z irytował.
- No właśnie nie jest wszystko omówione. Mianowicie hotel Imperius nie mieści w swojej restauracji dwustu osób, tylko sto i nie posiada zbyt wielu zwolenników kąpieli w kozim mleku, ponieważ nie posiada takiej wygórowanej opcji w ofercie. Zmierzam do tego, że sceny mogą wyjść normalnie, a że to film z najwyższej półki, więc znam haczyk, żeby wyszły lepiej niż dobrze. Jest pan zainteresowany?
- Nie potrzebujemy ujęć kąpieli w mleku, tylko ujęcia z bankietu. Nie rozumiem, w czy problem?

Wiara nie pozwoli upaść.
Ty będziesz stać jak kolos.
Dziś tu nikt nie wierzy bardziej niż ty
i tak trzymaj, bo ilu było takich, co wątpliwość zabiła.
To jest właśnie ta chwila, kiedy sam sobie musisz pokazać, że masz skilla.
Dawaj. Nikt ci tego nie dał, więc już zabrać nikt nie zdoła,
bo jesteś pewien swych przekonań.
Sytuacja zbyt nerwowa
Ty się dźwigniesz z kolan.

- No właśnie do tego zmierzam. - Odrzekł pewnie, choć dopiero co się dowiedział, co będą robić w Imperiusie. Od razu odpalił tablet i zdjęcia sali bankietowej, holu i restauracji. - To jest to, czego pan oczekuje do swojego filmu? - Zapytał. - Przytaknie pan, bo może nie wie pan, że mogą te miejsca wyglądać lepiej. - Przełączył zdjęcia z Luxusa. - Na przykład tak. Wszystko na wysokim poziomie, miłe dla oka, nowoczesne, ale ze smakiem. Tego nie można znaleźć w Imperiusie. Imperius jest prosty i nowoczesny, a może być nowoczesny, smaczny i z klasą.
- Więc nie reprezentuje pan hotelu Imperius.
- Oczywiście, że nie. Hotel Luxus niesie za sobą wiele więcej dobrego niż wygodne łóżko w pokoju hotelowym. Zmiana miejsca zdjęć wcale nie jest problemem, a chwila namysłu może sprawić w stu procentach wyjątkowe ujęcia do pańskiego filmu. Tylko trzeba się zastanowić, czy iść na łatwiznę i łapać się za wódkę, ograniczając się do ujęć sali bankietowej, czy poczuć smak prawdziwego wina, czy szampana, rozwijając ten smak i burząc granicę. Mamy wiele więcej do zaoferowania, ale to pan musi zdecydować, czy łapać się surowego, czy poczekać chwilę i napoić się wypieczonym, a co najważniejsze dać go poczuć widzom. - Podał mężczyźnie swą wizytówkę. Był pewny, że się zainteresował. Gdyby się nie zainteresował, nie dałby mu mówić i już by go dawno odesłał. - Nic nie jest jeszcze stracone, dlatego proszę się zastanowić jeszcze raz nad dokonanym wyborem, a zapewniam, że nie pożałuje ani pan, ani pańskie konto. Jeśli jest pan zainteresowany, zapraszam na lunch do Luxusa. Omówimy szczegóły. - Podał mu dłoń.
- Na pewno się zjawię. - Odrzekł zamyślony mężczyzna. - Ale niczego nie obiecuję. Co prawda hotel Imperius jest prosty...
- Jest ograniczony. - Wtrącił Tom. - A pana film, raczej taki nie ma być.
- No nie. - Przyznał.
- A więc zapraszam na lunch. O której mogę się pana spodziewać? Zapewne właściciel hotelu Lukas Zimmermann będzie chciał się z panem osobiście spotkać.
- O godzinie jedenastej trzydzieści.
- Świetnie. Więc do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Od tego momentu, gdy wszedł do biura po uprzednim zawiadomieniu Jadena i kelnerek o przybyciu producenta do hotelu, który jest dla nich w tym momencie przyszłością, zrobił się szum. Mike od razu najechał na Toma, że się spóźnił i oświadczył, że coraz bardziej mu się nie podoba jego zachowanie, tak po wyjaśnieniu, gęba mu się cieszyła. Poinformował swojego ojca o spotkaniu, który musiał porzucić swoje plany i zjawić się natychmiast w hotelu na zebraniu, na którym Tom wyjawił wszystkie szczegóły jego odważnego planu.

Nagle jakby każdy tu zebrany z Tobą zadał cios.
I patrzysz w oczy wrogom.
Bo nie ma już odwrotu.
Właśnie zabrzmiał gong.

Wszyscy patrzyli na Toma, prawie jak na kosmitę. Po wątpienia, prychnięcia.
- Film? Tutaj? To zbyt piękne, żeby było prawdziwe. - Kpili co niektórzy, a Zimmermann tylko słuchał, swą miną nic nie przedstawiając, co było właśnie dla Toma bardzo stresujące.
Myśl, że może zrobił z siebie idiotę, była właśnie przewodnią myślą w jego głowie.
- Czemu o tym nie powiedziałeś? Robisz coś za plecami, umawiasz na spotkania ot, tak i nagle muszą wszyscy przerywać pracę. Chyba pomyliłeś stanowiska Kaulitz. - Burzył się Mike.
I w końcu się wszyscy doczekali decyzji z ust Lukasa.
- Jeśli twoje plany Kaulitz wyjdą z powodzeniem, tak jak to zapowiadasz, rozważę twój awans. - Po czym skarcił Mike'a wzrokiem.
Tom nie mało się zaskoczył. Nie myślał nawet o awansie. Zależało mu po prostu na rozgłosie Luxusa, bo taką miał pracę.
Prawdziwy PR'owiec, który we krwi miał już gatkę, nie tak jak improwizujący Kaulitz, obeznał się w sprawie głębiej i obydwoje z Zimmermannem zjawili się na lunchu.
Teraz nagle wszyscy z biur byli podekscytowani, a Janett z biurka za szybą pokiwała głową, dopingując Toma i życząc mu szczęścia w jego planach.
Denerwował się. Rzucał lotkami w tablicę korkową, ale to nie pomagało. Nastawił się już, że producent zmieni zdanie i pozostanie przy nich, jeśli nie, na drugi raz przygotuje się wiele lepiej i w ogóle to zrobi. Nie tak jak teraz, plując sobie w twarz, że mógł poprowadzić rozmowę zupełnie inaczej, bardziej profesjonalnie.
Zimmermann wrócił do biur, a wszyscy wyczekiwali odpowiedzi. Tom wyszedł aż na korytarz, żeby ten się nie musiał fatygować.
- Odmówił, twierdząc, że koszty zerwania umowy z Imperiusem są niewypłacalne, aczkolwiek wyjawił, że w filmie pojawia się jeszcze inny hotel, z którym będzie możliwość zerwania kontraktu. Co więcej, oświadczył, że tamten hotel miał się pojawić raz, a Imperius trzy razy w filmie, a że bardzo mu się podobał wystrój Luxusa, postara się zamienić te dwa hotele.
- Że Imperius będzie raz, a my trzy razy? - Dopytał Tom.
- Dokładnie. - Uśmiechnął się. - Zapewnił, że w kontrakcie nie jest ujęta ilość scen pojawiających się w całym filmie, jest to ujęte ogółem, dlatego może coś takiego zrobić.
- Haha! Zajebiście! - Zawołał Tom bardzo podekscytowany.
Zimmermann zerknął na chłopaka z ukosa, słysząc jego komentarz, dlatego Tom się szeroko uśmiechnął, a mężczyzna pokręcił głową.
- A więc dobra robota Kaulitz. - Podał mu dłoń. - Jestem zadowolony z pańskiej pracy, dlatego odpowiednio zostanie pan wynagrodzony, za to 'tajne' śledztwo i oby było to ostatni raz, gdy robisz coś za plecami innych... - Skarcił. - Oby tak dalej. - Uśmiechnął się.
Mike również pogratulował kumplowi i wszystko znowu wróciło do normy. Każdy zajął się swoją pracą, a Tom dalej pracował nad realizacją kampanii, tylko z jeszcze większym optymizmem. I choć nadal nie był do końca zadowolony, że Imperius się pojawi w tym samym filmie, co jego hotel i bardzo mu to ciążyło na umyśle, ponieważ chciał ich całkiem wykopać, to na ten moment już czuł związane ręce.
Ten tydzień był obfitym tygodniem spraw w jego pracy, po której odpoczywał przy boku coraz bardziej zadomawiającej się Stefanie w jego apartamencie. Na razie nie narzekał. Miał posprzątane i sypiał z jedną kobietą, co dawało mu bezpieczeństwo przed zarażeniem się czymś paskudnym, choć o miłości można było dalej pomarzyć...


CDN

Rozdział 8.

~8.~

     Kaulitz w niedzielę był bardzo zalatany, pomimo weekendu. To był dzień przed rozprawą. Rano musiał dać z siebie wszystko i wszystko zależało od tego dnia, więc niezbyt był kontaktowy, jednakże jego uwadze nie mogła umknąć kobieta, która rujnowała mu wszystkie logiczne myśli i doprowadzała do szaleństwa. Dzisiaj akurat jej pociągające nogi i seksowny, kuszący chód przełknął, wracając wzrokiem w papiery, przygotowując się do wystąpienia przed sądem.
     Obawy miał wielkie. Jeszcze nigdy nie miał tak niepewnego dowodu na pozew żadnej osoby. Jeśli sąd go nie uzna. Klient pójdzie siedzieć.
     Żołądek ściskał mu się na wszystkie strony, a on nie przełknął nic od wczorajszego popołudnia. 
     Zalewał swe ciało tylko kawą, która utrzymywała go przy życiu.
     Tom powiedział Amandzie, że brat ze stresu nic nie je, toteż dopytała o ulubioną potrawę i takową zaczęła przygotowywać. Pyszne zapachy rozeszły się po całym apartamencie. Chciała, żeby ją zauważył...
     Gdy dotarł do niego ten pyszny zapach, jego ulubionego sosu spaghetti, wzrok mimowolnie powędrował w stronę kuchni. Zmrużył oczy i przełknął ślinę. Wziął telefon w dłoń i napisał wiadomość o treści.
     " Możesz wpaść na zamówiony obiad. " - Wysłał bratu z przekąsem i pokręcił głową, wracając do dokumentów, których zaczynał się już uczyć na pamięć.
     "Ten obiad jest dla ciebie, więc bierz się za posiłek. I za tą boską panienkę ?"
     "Dzięki, ale nie mam humoru na jedzenie " - Odesłał ponownie z przekąsem, choć zerkał na dziewczynę ukradkiem.
     "Na jedzenie, czy na dziki seks na wyspie z piękną pokojówką? A zresztą.. Co mnie to! Wystarczy, że Marika korzysta z życia :)"
     "Jesteś wredny "
     "Szczery. Marika kocha twój portfel. Zauważ to w końcu."
     Chciał się obrazić i prawie mu się to udało, gdyby nie coraz intensywniejszy zapach. Westchnął, odkładając pracę i ruszając do kuchni.
     Amanda szykowała właśnie talerz dla niego. Potrawa, jego ulubiona, przygotowana przez nią, wyglądała równie dobrze, co pachniała. Ona stała, zupełnie ignorując jego idealną osobę
     - Czego się jeszcze dowiedziałaś o mnie od mojego braciszka? - Zaczepił ją, krzyżując ręce na klatce piersiowej, przyglądając się jej z uwagą, choć obrażoną miną.
     - Tylko tego. Powiedział, że nic pan od wczoraj nie jadł. Nie chciałam gotować czegoś, czego by pan nie zjadł. - Powiedziała spokojnie i zgodnie z prawdą.
     - Doprawdy? A powiedział, co robię, gdy się denerwuje? - Mruknął.
     - Nie. Nie interesowało mnie to. Miałam pana nakarmić, posprzątać tu i wyjść-wyjaśniła. Starała się go ignorować... Choć tak bardzo ją pociągał... Zwłaszcza po ostatnim razie, gdy ją pocałował i prawie przeleciał...
     - ... Kiedy będzie obiad?
     Obserwował każdy jej ruch, gest i krok. Jej rozpięta koszulka, mówiła mu tylko o jednym... Zerknął na zegarek. Nie mógł sobie pozwolić na nic. O 18 miał odwieźć Marikę i Lisę na lotnisko. Kto wie, o której przyjdą...
     - Już. Smacznego. - Powiedziała spokojnie i podała mu talerz oraz sztućce. Sama zajęła się sprzątaniem w kuchence i na blacie...
     - Dziękuję... - Ostrożnie posmakował swojego ukochanego niezdrowego posiłku. - Nie zjesz ze mną? - Zauważył.
     - Żona z córką poszły na zakupy, basen i długi spacer. Nie wrócą wcześniej niż o 16.- Powiedziała niby od niechcenia. Nie rozumiała, dlaczego on tak dawał się wykorzystać... - Powinnam? - Spytała, gotowa wyjąć drugi talerz. Nigdy nie zapraszał jej do wspólnego posiłku.
     - Nie powinnaś, ale nie zjadłem obiadu na przeprosiny, więc może to jest dobry czas, żeby to zrobić. Zresztą jest niedziela. - Usiadł przy stole.
     Uśmiechnęła się do siebie i nałożyła niedużą porcję na talerz, po czym dołączyła do niego w salonie. Usiadła naprzeciw niego, by dokładnie widział jej walory.
     Zerkał na nią z lekkim zainteresowaniem, pochłonięty swoimi myślami i spożywaniem pysznego obiadu, którego już długo nie jadł. Jednak zaczepił ją ponownie, mówiąc:
     - Praca jest ważniejsza dla ciebie, niż syn?
     - Nie ma dla mnie nikogo ani niczego ważniejszego niż mój syn. Jednak on ma potrzeby... Muszę mu zapewnić to, co pozwala mu żyć. - Powiedziała spokojnie, patrząc w talerz.
     - Tak? Zabawy z opiekunką, gdy jego matka, zamiast robić obiad jemu, robi obiad obcemu mężczyźnie?
     - Godziwe życie, wikt i opierunek oraz pewność, że nazajutrz będzie miał do czego wracać. -      Odparła i ze złością sięgnęła widelcem do ust, a nadmiar sosu poleciał na jej odsłonięty dekolt.
     Kaulitz uniósł brew i się uśmiechnął krzywo, widząc tę słodką wpadkę. Oczywiście nie podał jej chusteczek. Przyglądał się jej.
     - Mogę prosić o chusteczkę? - Spytała, patrząc na niego przenikliwie, choć wolałaby, aby to on starł z niej ten sos... Na samą myśl o tym poczuła dreszcz na całym ciele.
     - Bardzo proszę. - Podał, od niechcenia.
     Zgrabnym ruchem, otarła dekolt i uśmiechnęła się delikatnie.
     - Dziękuję. - Odparła spokojnie.
     - Smakuje mi twój obiad, a więc wybaczam ci wszystkie występki. - Odrzekł nagle.
     - Występki? Moje? A co pan zrobi, żebym wybaczyła mu pańskie? - Spytała cwano.
     - Zjadam twój obiad. - Zaśmiał się pod nosem, przy tym uśmiechając się do dziewczyny. - Zresztą. Z niczym nie zawiniłem. - Westchnął.
     - Słabo się pan stara. - Odparła i wstała, obciągając nieznacznie dół uniformu. - Nie? Niczym? A to, że próbował mnie pan posiąść? - Spytała cichym, ponętnym szeptem.
     Kaulitz się uśmiechnął ponownie.
     - To był występek? - Zakpił radośnie. - Jeśli tak, to również i twój, bo z tego, co pamiętam, to równie bardzo chciałaś, żebym cię posiadł. - Odrzekł głośno i poważnie, choć bardzo rozbawiony.
     Nie pokazała, że ją skrępował.
     - Ale to pan przerwał. - Puściła mu oko. - A to już był występek. Nie jest pan taki odważny, jak się zarzekał.
     - Ty nie jesteś taka trudna, jak się zarzekasz. - Patrzył na nią zadziornie.
     - Uważa pan, że jestem łatwa? - Prychnęła. Znowu to zrobił. Uraził ją. Odwróciła się do niego tyłem. Nigdy nikt nie powiedział jej tak przykrego zdania.
     - Traktuję cię ze wzajemnością Amando. - Przypomniał z westchnieniem i zrobił znudzoną minę, dokańczając obiad.
     - Z wzajemnością? Wie pan, że żeby przelecieć pokojówkę trzeba nieco więcej? Obrażając mnie... Idzie pan w bardzo złym kierunku. - pochyliła się nad nim i przejechała palcem po jego udzie, po czym podniosła się i odwróciła.
     - Obrażając mnie panno Steele, również idziesz w złym kierunku i to poważnym. - Zapewnił już lekko po irytowany. Wydawało mu się, że chyba zapomniała, że jedno jego słowo i może na momencie stracić pracę. Co za bezczelność! Poniżać człowieka, a gdy ten się odgryzie tak samo, grozić mu jeszcze.
     - Co za tupet! - Zawołał w myśli, zjeżony jej zachowaniem.
     - Grozi mi pan? - Spytała. - Zawiniłam... Proszę mnie więc skuć albo zniewolić w jakikolwiek znany sobie sposób i ukarać... - Puściła mu oko, zbierając talerze.
     - Uwierz, że chętnie bym to zrobił. - Uśmiechnął się pod nosem.


     Boj zapakował bagaże dziewczyn do bagażnika i wszyscy wsiedli do wypożyczonego samochodu. Kierowca jak na znak odjechał, kierując się prosto na lotnisko, z którego za dwie godziny miały odlot.
     - Powiadom mnie, o której będziecie miały lot w sobotę. Przyjadę po was na lotnisko. - Rzekł do niej bezpłciowo.
     - Echem... - Mruknęła Marika jakby w ogóle niezainteresowana tematem.
     Bill westchnął, kucając przy Lisie.
     - Będziesz grzeczna? - Pogłaskał ją po jasnych włosach.
     - Tak. - Uśmiechnęła się. - Nie chcę, nigdzie jechać... - Posmutniała nagle.
     - Za tydzień się znowu zobaczymy. - Serce mu zmiękło.
     - To, ile dni?
     - Dzisiaj niedziela, a zobaczymy się w sobotę, więc to równe sześć dni. Nawet mniej niż tydzień.
     - Sześć dni? - Posmutniała jeszcze bardziej. - To dużoo... - Zamarudziła.
     - Szybko zleci... Jak będziesz chciała ze mną rozmawiać, to możesz zawsze do mnie zadzwonić. - Pocieszył.
     - Ja chcę zostać...
     Kaulitz westchnął i przytulił ją mocno do siebie. Nienawidził pożegnań...
     Odprowadził je pod samą odprawę i tam jeszcze raz się pożegnał czule ze swą córeczką.
***
     Zbliżała się Ta godzina. Za dziesięć ósma. Jeszcze tylko dwie minuty. Pomalowała usta czerwoną szminką, w którą zainwestowała dość sporo pieniędzy, żeby nie wyglądała tandetnie. Zdążyła schować kosmetyk do kieszeni jeansów, gdy weszła do jej kantorka, narwana szefowa, badając wzrokiem małe pomieszczenie.
     - Posprzątaj tu. Nie długo ma być audyt. Masz się wyrobić do dziesiątej.
     - Dobrze. - Odrzekła szybko, wcale nie patrząc na kobietę.
     Cała była spięta i poddenerwowana. Nie mogła przecież jej znowu zobaczyć w pomalo...
     - Co ja ci mówiłam o makijażu!? - Zawołała szefowa. - Masz to natychmiast zmyć. Nie rozumiesz, co się do ciebie mówi? Przychodzisz na podryw, czy do pracy? - Rzuciła w dziewczynę o czekoladowych włosach ręcznikami papierowymi.
     Carolina natychmiast starła kosmetyk z ust, gdy szefowa przyglądała jej się wyczekująco, zła. Nie chciała się z nią kłócić o taką bzdurę. Byłoby to aż śmieszne, gdyby straciła pracę przez szminkę.
     Wpisała szybko w dotykowy panel zamówienie, już nie zwracając uwagi na szefową. Wściekła kobieta pokręciła głową i zniknęła za drzwiami, a stały klient pojawił się pod oknem zamówień, w swoim pokaźnym, czarnym samochodzie. Carolina zawsze uważała, że ten samochód wygląda, jakby dopiero co wyjechał z salonu, pomimo że Ten klient przyjeżdżał już do niej od ponad pół roku.
     Jego wzrok zawsze powodował u dziewczyny zaciśnięte gardło. Tak było od samego początku, aż dotąd. Nawet tak prostej rzeczy, jak oczekiwanie na zamówienie z wielkim trudem przyszło jej wyjaśnić. I wgapiała się w niego tempo, chcąc dobrać słowa jak najbardziej idealnie.
     - Coś się stało? - Zainteresował się przystojniak, marszcząc przy tym przesłodko swe czoło.
Carolina miała już prawie serce w gardle. Odezwał się do niej!
     - Nie. - Odrzekła szybko, zdezorientowana. Od zawsze starała się robić jego zamówienie, tak szybko, żeby nie musiał czekać, co było powodem jego zadowolenia z obsługi. - Czekam na zamówienie. - Dodała po chwili, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić.
     Szalenie się jej podobał. Czasem, a może częściej niż czasem, wyobrażała sobie siebie u boku tak wyglądającego mężczyzny i te wyobrażenia były odbierane przez nią niczym z pięknej bajki o Księciu i sierocie, którzy się w sobie zakochują.
     Przystojniak uderzył niecierpliwie palcami w skórzane obicie kierownicy i się ślepo rozejrzał.
     - Jak minął weekend? - Wyobraziła sobie swoje pytanie, które mogłaby skierować w jego stronę. Miała wrażenie, jakby cała krew skumulowała się w jej głowie na myśl, że mogłaby o to zapytać. Oczywiście, że się nie spytała. Przecież się wcale nie znają, jakby mogła zapytać o takie coś?
     - Wygląda pan na wypoczętego. - Odrzekła w myśli z uśmiechem. To też nie było dobre. Mógłby pomyśleć, że nie wygląda dobrze zazwyczaj, skoro dzisiaj tak dobrze. To odpada.
     - Ach... Znienawidzony poniedziałek. - Wywróciła oczami i westchnęła z uśmiechem w myśli. Przecież to by mogła powiedzieć, lubiła sobie w taki sposób żartować, nawet powiedziała to dzisiaj na głos do znajomych z pracy, wchodząc w to miejsce. Jednakże mogłaby przy nim wyjść na pesymistkę, a wcale nią nie była.
     Dostała kawę, którą od razu podała przystojniakowi, by nie musiał dłużej czekać. Już chciała się odezwać, przeprosić, chociażby za to dzisiejsze czekanie, jakkolwiek się do niego odezwać, gdy ten odebrał zamówienie, rzucił krótkie 'dzięki' i odjechał.
     Koniec.
     Westchnęła...
     - Zamiast się domyślać i wymyślać, mogłabym w końcu coś z siebie wydusić! Miałam taką okazję! - Warknęła na siebie w myśli. - Co za idiotka... - Klepnęła się w czoło. - Widzę go na co dzień, każdego dnia! Już powinnam się ogarnąć! Debilka... - Narzekała.
     Podparła brodę o dłoń, łokieć o blat okna i głośno, ociężale westchnęła, zerkając znudzona na kolejnego stałego, porannego klienta.
     Żałosne, ale chyba czasem tak bywa, gdy się kogoś widzi, kto działa tak mocno na nasze emocje. Te cholerne pytania, analizowanie odpowiedzi i brzmienie naszych słów, uprzykrza nam życie, zamiast olać wszystko i pozwolić sobie na potoczenie się sytuacji dalej, naturalnie.
***
     Oddalił Brada ze swoimi kluczykami auta i wszedł do hotelu w poniedziałkowym- nadzwyczaj dobrym nastroju. Kiwnął głową w stronę szklanej ściany, dzielącej hol od restauracji, do kelnerek pierwszej zmiany, machnął dłonią do Jadena zza recepcji i ukrył się za drzwiami, za którymi znajdowała się mnogość biur.
     Znalazłszy się w swoim lokum, obadał nowe maile, przypomniał sobie wszystkie sprawy, którymi się zajmował i nim zabrał się do pracy, uciął sobie jeszcze pogawędkę z Janett, na temat minionego weekendu.
     Niemniej jednak pół godziny później zabrał się pilnie do roboty. Z wielkim rozmachem planował szczegółowo każdą ze scen spotu, kompletnie nie trzymając się żadnych granic, a co gorsze budżetu. Już nie raz trafił z kampanią, która przynosiła hotelowi zyski, inaczej nie utrzymałby swojego stanowiska pracy, co lepsze, nie awansowałby na samą górę szczebla tego działu, więc i tym razem czuł, że będzie to posunięcie w dziesiątkę.
     Co jakiś czas zerkał na wyświetlacz telefonu. Miał dostać dwie interesujące go wiadomości. Pierwsza miała być od brata, czy może rozprawa potoczyła się po jego myśli, druga od Stefanie, która miała go powiadomić, czy została przyjęta do filmu z Imperiusa. Aczkolwiek bardziej przeżywając sytuację brata, pożałował, że z nim nie pojechał na rozprawę. W swoim życiu był tylko raz na takim zbiegowisku. Rok temu w Los Angeles. Poszedł na nią z czystej ciekawości, by ujrzeć brata w akcji. Teraz, skoro Bill przeżywał trudny okres w swym prywatnym życiu, mogłoby mu się przydać takie niby nic nieznaczące wsparcie, jak Tom w postaci wolnego słuchacza.
     Zerknął na zegarek. W sumie było dopiero parę minut przed dziewiątą. Mógłby zdążyć podopingować swojego młodszego braciszka.
     Wystrzelił z biura, jak szalony, by po parunastu minutach, móc szukać sali, na której jego brat zapewne się już produkował. Gdy ją odnalazł, przemknął cicho, niezauważony przez drzwi i zajął miejsce w ostatniej ławce.


C.D.N.