Rozdział 7

Dzisiaj witam Was tutaj ;)
Jest to jeden z moich ulubionych odcinków, dlatego mam nadzieję, że Wam też przypadnie do gustu.

Jak ktoś widział na moich innych blogach - tutaj również zachęcę: Zostawcie proszę jakikolwiek komentarz pod rozdziałem :) Naprawdę jest miło widzieć, jakąkolwiek reakcję na poświęcony czas i włożone starania w każdy odcinek z osobna. To zawsze motywuje do dalszej 'pracy'. :)

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do czytania :*


~7~


- Co, to wszystko? Nie wiem, o co ci chodzi.
- O te mini, o dekolt, o jej urodę. Dobrze wiedziałeś... Ty, jako jedyny wiesz, jakie modelki mi odpowiadają... Ile jej dopłaciłeś, żeby udawała pokojówkę? - Spytał.
Tom wybuchł śmiechem.
- Że co!? - Zawołał zaskoczony zarzutami.
- Właśnie to! Robisz to specjalnie, bo nie lubisz Mariki i chcesz, żebym ją zostawił.
- Poleciłem ją tylko, żeby ci urozmaicić obraz podczas pracy. Z resztą nie mam nic wspólnego. - Śmiał się.
- Z jaką resztą?! - Uniósł się. Był dziś naprawdę zły. Miał fatalny poranek. - Myślisz, że dzięki niej szybciej to ogarnę? - Bill był poirytowany.
- Ale co? - Nic nie rozumiał. - Z całą resztą, z jej ubraniem i nią całą. Poleciłem ją tylko. - Powtórzył.
- Nie wiem, kto szyje im takie wdzianka, ale jeśli przegram sprawę, to będzie wina tej osoby. - Warknął.
Bracia weszli do jego apartamentu.
Amanda zdążyła już uspokoić dziewczynkę i zająć ją tak, że mała zupełnie zapomniała o tym, że rodzice wyszli i zostawili je same.
- Dobra. Jest okay. Możesz lecieć... Zajmę się nią.  - Zapewnił Tom.
- Okej? To jest okej? Ona nie jest tu od opieki nad MOIM i MARIKI dzieckiem... - Zdenerwował się i ruszył w kierunku dziewczyn.
- Gdzie moja żona? - Spytał oschle.
Amy spojrzała na niego speszona.
- Nie mówiła, gdzie wychodzi, tylko tyle, że jak pan wróci, to ma się zająć córką, bo ona nie wie, ile jej zejdzie. - Powtórzyła słowa pani Kaulitz.
- Zastanów się nad odpowiedziami. - Przypomniał Tom. - Zamiast się męczyć, mógłbyś wieźć szczęśliwe życie u boku innej, która by zasługiwała na ciebie. Weź w końcu pod uwagę swoje szczęście. - Dodał, gdy Bill już wychodził.
Amy westchnęła ciężko.
- Mogę iść do pozostałych dwóch apartamentów? Z tego wszystkiego jeszcze nie są gotowe, a goście przyjadą na kolację. - Upomniała się. Przez żonę Kaulitza zaniedbała obowiązki... Nie płacili jej za bycie niańką, ale nie miała serca zostawić zapłakanej dziewczynki zupełnie samej.
- Możesz. - Odrzekł Tom.

***

Przywitali się buziakiem w policzek. Tom miał tak cudowny nastrój, zwłaszcza że Stefanie ubrała się w małą czarną i wysokie szpile, że uśmiech i błyszczące oczy miał niemalże cały czas, i to już odtąd, odkąd wpadł na baner reklamowy z Imperiusa. Stefanie odstrzeliła się, a to znaczyło tylko jedno - naprawdę na niego leciała. Wiedział, że już jest w stu procentach jego. Teraz wystarczyło zagadać, skomplementować i zabrać do siebie, by urozmaicić sobie noc.
Higher Drink nie był przypadkowo wybranym miejscem na randkę. Mógł śmiało pić drogie i wymyślne drinki, które były podstawą tego baru, ponieważ miał ten bar dziesięć minut drogi od jego apartamentowca. W takich momentach jak ten, cieszył się, że mieszka w samym centrum Nowego Jorku.
- Zgodził się na spotkanie jutro wieczorem. - Zaczęła po wstępnej wymianie zdań na temat tego, że Stefanie świetnie wygląda w tej sukience.
- Super. Myślisz, że on będzie wiedział coś na temat kastingu, że się go tak uczepiłaś? - Uniósł brew.
Nie mógł się na nią napatrzeć. Miał chwilami wrażenie, jakby nie siedział w towarzystwie tej Stefanie z restauracji. Miała mocny, wieczorowy makijaż, rozpuszczone długie włosy, śmiałą biżuterię, nagie nogi. Teraz stała w jego oczach, jako bardzo seksowna kobieta, której nie zamierzał sobie już odpuszczać.
- Nieee... Nie jestem tego pewna, ale...
Tom się uśmiechnął cwanie. Po raz kolejny go olśniło świetnym pomysłem.
- Mogłabyś się sama zgłosić na ten kasting i stamtąd wyciągnąć informacje. One będą najbardziej pewne. - Przerwał jej.
Teraz, po widoku jej osoby prywatnie, był prawie pewny tego, że na pewno dostanie jakąś rolę. Zmierzył jej twarz iskrzącymi oczami. Ona uśmiechnęła się równie przebiegle, zagryzając przy tym wargę, co sprawiło, że wyglądała jak prawdziwa suka.
- Taaak... Podoba mi się. - Pokiwała głową. - Jak tobie się nie uda, to przynajmniej będę miała rolę w filmie, a nie w jakiejś tam reklamie.
Tom się zaskoczył. Tego wcale nie miał na myśli!
- 'Jakiejś tam reklamie'? Nie uda mi się? - Zmrużył oczy. - Mi się wszystko udaje, kochana. Jeśli weźmiesz udział w filmie, pożegnasz się z rolą w reklamie. A miałem już dla ciebie coś dobrego. - Wymyślał na poczekaniu.
- Coś dobrego? - Dopytała wątpliwie.
- Ta... Chyba że wolisz być babką, którą przechodzi gdzieś w tle albo siedzi w ostatnim stoliku i udaje, że rozmawia. Na takie osoby nikt nie zwraca uwagi. Reklamę będą widzieć ludzie co dzień. Nawet parę razy dziennie, ale jak chcesz. - Odrzekł olewającym tonem głosu.
Tym razem Stefanie uniosła brwi.
- Szantażujesz mnie. - Uśmiechnęła się.
- Nieee... Ja? Ciebie? - Z ironizował. - Może faktycznie lepsza jest rola w jakimś filmie, dwu, trzy sekundowa. Wiesz... Przynajmniej będziesz te dwie sekundy na ekranie kin. U mnie byś była tylko w reklamie telewizyjnej i internetowej, które wszyscy oglądają, czy tego chcą, czy nie. - Wzruszył ramieniem.
Stefanie się uśmiechała.
- Próbujesz mnie tym zatrzymać. - Zarzuciła.
- Ciebie? Mogę mieć miliony na twoje miejsce i to w dodatku profesjonalne kobiety, które robią sławę. A jak wypadną bardzo dobrze, to nawet dostają milion innych, różnych propozycji. - Mówił nadal olewającym, niezależnym tonem.
Stefanie mu się przyglądała. Nie była głupia, wiedziała, że ją prowokował do zmiany zdania, a co lepsze udawało mu się to. Przyznała mu rację. Wybrała reklamę od dwóch sekund w filmie. Tu miał rację.
- Okay. Niech ci będzie. Przekonałeś mnie. Wolę reklamę. - Wyznała.
- Wolisz 'jakąś tam reklamę'? - Z ironizował.
- Toom... - Westchnęła. - Nie patrzyłam na to z takiej strony. Wiem, że nie będzie to 'jakaś tam' reklama. Zostaję przy niej.
Tom się uśmiechnął lekko, zerkając pewnie w jej piwne oczy.
- Żeby przy niej zostać, trzeba najpierw dostać rolę. - Uniósł prowokująco brew.
- Zrobię co w mojej mocy. - Przyznała ze śmiechem. - Ale to nie jest fair. Inne nie muszą się tak produkować o rolę.
- No nie. Bo inne są profesjonalnymi modelkami. - Odrzekł, jakby to było logiczne.
Stefanie pokręciła głową.
- Okay! Okay. Dobrze. Już nie będę dyskutować na ten temat. Masz mnie. - Popiła drinka.
- Jeszcze nie mam. - Zerknął w jej stronę ponownie prowokująco, uderzając palcami w blat stolika, a ta, co dziwne było dla Toma, zawstydziła się! Aż nie dowierzał w to, co widzi. Sądził, że ta kobieta, jest wyzbyta tego typu uczuć. Jej lekki uśmiech i wzrok, który wbiła w drinka, pozwolił mu klasnąć w dłonie w swoich myślach.
- Nie wiem, czy bym chciała, żebyś miał. - Odrzekła po chwili, spokojnie, choć kokieteryjnie, zerkając w jego stronę, spod swoich długich rzęs.
- Cóż. Kwestia poznania się. - Przyznał szczerze, nie spuszczając z niej wzroku.
Obydwoje czuli, jak atmosfera wokół nich się zagęszcza. Trudno było tego nie poczuć, jak wzajemnie obnażali swoje osoby wzrokiem.
Stefanie pokiwała w zamyśleniu głową, ponownie wpatrując się w swoją szklankę. Drink był przepyszny, choć musiała przyznać, że nieco mocny. Na tyle procentowy, by jej wyobraźnia zaczęła szaleć wokół jego wygiętych w kokieteryjnym uśmiechu ust.
- Raczej nie chciałbyś poznawać mnie i mojego prywatnego życia. - Wyznała po chwili zastanowienia się, czy na pewno chce to powiedzieć, ale jeśli już droga schodzi na taką, to raczej powinna to powiedzieć, o ile Tom nie chciał się tylko z nią zabawić, bo ona wcale nie uważała tej randki za zabawę.
- Może nie chciałbym znać przeszłości. Przeszłość jest zazwyczaj brudna i niedoskonała. Wolałbym znać tu i teraz.
Stefanie już śmielej zerknęła mu w oczy. Zaimponował jej swoją mądrością, nie zdając sobie sprawy, że mówił to też o sobie, a raczej w szczególności o sobie.
- Odpowiada mi takie coś. - Jak by miało jej nie odpowiadać, skoro miała dwójkę małych dzieci w domu, o których Tom nie miał pojęcia.
Tom odetchnął. Nie chciał przecież znać całej jej historii życiowej. Chciał się z nią tylko przespać, a nuż widelec, będzie z tego coś fajnego i może więcej, bo czemu nie? Była atrakcyjną kobietą, a on miał do takich słabość.

Idę dumnie przez życie. Staram się, 
jak najbardziej wykorzystać chwile te.
Spełniamy marzenia sny,
dlatego pędzę do Ciebie, by
wykorzystać Cię jak najlepiej potrafię dziś.
Nic nie zatrzyma mnie, bo wiem, że jesteś ze mną,
zrobię to na pewno, 
bo możesz być tą jedną na milion. 
To dla takich żyję chwil, ziom.
Nie dopuszczę do tego, by odebrali mi ją.
Wycisnę z niej to, co najlepsze więc "- Chodź."

- No i super. - Cieszył się.
- Chodź. Jak już tu jesteśmy, to chodźmy pograć.
- No i super. - Powtórzył z uśmiechem.
Gry w maszyny, nagięta rywalizacja, śmiechy, amatorskie zaloty, drinki i dwie godziny w plecy. Oczywiście, że Tom nie miał zamiaru się zachlewać. Już teraz mógłby paść do łóżka i z niego nie wstać aż do rana, po wczorajszej imprezie z Mikem i kumplami, która zakończyła się dziś rano. Dlatego czas było zakończyć pobyt w tym kolorowym barze, zżerającym mnóstwo pieniędzy.

Przyrządził zapiekanki na kolację, gdyż nie znalazł w lodówce nic innego, z czego można było zrobić jakiś w miarę wyglądający posiłek. Doskonale jednak Tom potrafił obrócić to w żart, mówiąc:
- Sorry, mama nie zrobiła zakupów.
Stefanie cały czas chichotała, słysząc Toma głupie teksty. Prócz mężczyzny była również zainteresowana wnętrzem apartamentu. Od razu było czuć, że mieszka tu sam facet, ale na myśl, że mogłaby mieszkać w takich luksusach, skłonna by była do poświęceń, a nawet kłamstw, by tylko podtrzymać związek. I tak wiedział o niej tak naprawdę nic i raczej się nie dowie, choć napominała mu już co nieco, to nawet tego nie wyczuł. Może i lepiej dla niej. Nie narzekała. Myślami błądziła przy znajomych, którzy zazdrościliby jej miejsca zamieszkania. Tak podnieść sobie standard życiowy? Nie było wcale nad czym się zastanawiać. Mogłaby się w końcu czuć jak Pani.
- Nie mogę uwierzyć, że nie masz dziewczyny. - Odrzekła nagle, spacerując po przestronnym salonie.
- Dlaczego? - Zapytał, choć wcale go to nie interesowało. Układał plasterki sera i szynki na połówki bułek w otwartej kuchni.
- Nie wiem. Dużo kobiet na ciebie leci... Dziwne, że jednej z nich nie posiadasz.
- Posiadam. Właśnie przyszła do mnie na zapiekanki.
Stefanie zerknęła na mężczyznę, po czym się zaśmiała.
- Tom... Przecież nie mówię o sobie. - Podeszła do niego.
Zerknął na nią ukradkiem, figlarnym spojrzeniem i włożył zapełniony talerz do mikrofali. Oczywiście bez żadnych oporów zbliżył się do młodej kobiety, kładąc swe dłonie na jej talii. Zaglądał jej znacząco w oczy.

Pozwól kochana, że cię wykorzystam.
Plan na to zajebisty dziś mam.
Nie wiem, czy na tym stracę, czy zyskam, ale
gdy myślę o Tobie, to szczęściem tryskam...
Teraz.

- Ja jestem zdziwiony, że pracujesz u mnie już drugi rok, a dopiero teraz mnie odwiedzasz. - Odrzekł już trochę ciszej, mierząc jej twarz.
- No widzisz... - Odezwała się identycznym tonem głosu i założyła swe ręce na jego szyi. - Nie widziałeś mnie. - Uśmiechnęła się zaczepnie. Zaczynało robić jej się gorąco, a co gorsza, zaczynała mieć gdzieś to, jak wygląda ich spotkanie. Tak bardzo ją pociągał, że chyba była wstanie zapomnieć o swej osobistej, kobiecej godności. W sumie już dawno o niej zapomniała, zgadzając się na przyjście do jego apartamentu. Ta zgoda po tej pierwszej randce znaczyła już wszystko.
- A ty mnie widziałaś? - Uniósł brew.
- Zawsze... - Wyszeptała. - Żadna nie może przejść obok was obojętnie. Chyba doskonale to wiesz.
To miał być komplement, ale Tom wcale tego tak nie odebrał. Właśnie powiedziała coś, co go czasami drażniło. Przez to właśnie, że tak było, nie miał do tych kobiet zaufania i od razu je skreślał, chyba że miał swe męskie potrzeby tak jak właśnie dzisiaj...
- Może nie chcę wiedzieć... - Odrzekł szczerze.
- Dlaczego? Nie imponuje ci to? - Nie rozumiała.
- Niezbyt.
Stefanie się już  nie odezwała. W głowie miała tylko jego usta i dotyk jego dłoni, gdy jego męski, pociągający zapach kusił ją niemiłosiernie.
Tom nie widział, żadnego zainteresowania w jej oczach swoimi wypowiedziami, dlatego z jednej strony się cieszył, że nie docieka, a z drugiej strony zrozumiał, że przyszła do niego po coś konkretnego, co mu również odpowiadało.
Zbliżył swą twarz do jej, by móc złożyć na jej ustach parę zaczepnych pocałunków. Zerknął jej ponownie w oczy i zbliżył delikatnie, choć pewnie jej ciało do swojego, tak, że czuli już je przy sobie idealnie.
Stefanie nie mogąc się obronić przed pokusą, popłynęła w jego grę, sama zabierając się do rzeczy.
Czarnowłosemu przecież właśnie o to chodziło. Nie czuł się zaskoczony jej pewnymi ruchami dłoni i tymi namiętnymi pocałunkami. Nawet pierwsza się pozbyła z niego jego koszulki. Nie spodziewał się, że pójdzie Tak szybko. Jej dłonie z pewnością były wprawione, co bardzo mu się podobało.
Zacisnął dłonie na jej pośladkach, które nie były wcale tak jędrne, na jakie wyglądały. Trochę się zdołował, ale to nie było tak bardzo istotne w tym momencie. Zrzucił z niej więc ten cienki czarny materiał, nie owijając w bawełnę. Pchnął lekko jej ciało, by ruszyć ją z miejsca, nie przerywając gry wstępnej. Szła chwilę tyłem, zdając się na jego ruchy, by dotknąć tyłem łydek materaca, kończąc podróż w jego sypialni.
Czuł się przy niej jak na melanżu, gdzie przeżywał czasami uniesienia w toalecie z jakąś cycatą laską. Zero miłości i dążenie tylko do tego, by zaspokoić swe intymne potrzeby. Tak było od zawsze, a gdy widniało jakieś uczucie, to zawsze było mylne w jego życiu. Nie trafił jeszcze na swą prawdziwą miłość, choć szukał jej czasami bez opamiętania, tak jak na przykład w tym momencie, dobierając się do pracownika restauracji hotelowej.
Jego usta zjechały po jej smukłej szyi na dekolt, by dłońmi odpiąć jej wypchany ciałem stanik. Gdy się go pozbył, zdołował się po raz drugi.
- Kolejny push-up... - Przeszło mu przez myśl, widząc wcale nie duże piersi.
To go zawsze denerwowało. Uważał, że kobiety są chodzącymi kłamczuchami, które sztucznie kuszą facetów, a potem się dziwią, że na drugi dzień się do nich nie odzywają... Musiał to przeboleć i zadowolić się tym, co sobie przyprowadził do domu.
Masując jej piersi, całując jej szyję, poczuł jej dłonie na swojej miednicy, które pozbywają się właśnie jego spodni. On swoją zjechał na jej biodra, czując pod palcami jedynie koronkowy sznurek. Zacisnął dłoń na jej udzie, czując jej dotyk na swojej męskości. Wcale nie musiała tego robić, był doskonale przygotowany na skok w głębię, jednakże był miło zadowolony. Jej doświadczona dłoń z pewnością wiedziała, jak dogodzić mężczyźnie i udawało się jej to, przyśpieszając tym samym jeszcze bardziej tempo.
Nie czekał już na nic więcej. Ich oddechy były już na tyle przyśpieszone, że ciężko było im się całować, a ciała tak rozgrzane i spragnione finału, że pozostało mu tylko pchnąć jej ciało na swoje łóżko i zwinnym ruchem zerwać z niej dolną część bielizny, by zbliżyć się do siebie maksymalnie. W ostatniej chwili przypomniał sobie o najważniejszej z najważniejszych rzeczy. Musiał się od niej na chwilę odczepić, by sięgnąć do spodni.
Zabezpieczony trzymał jej uda wysoko, gdy ta już się zaczęła wić, dołączając do jego rytmu, by przeżyć wysoki lot.

***

Każdego kolejnego dnia przychodziła do pracy o tej samej porze. Przebierała się, robiła delikatny makijaż, który był częścią jej uniformu. Tego wymagał pan Zimmerman. Taka musiała być. Nawet jeśli nie do końca czuła rzęsy podkreślone mascarą, powieki smagnięte eye-linerem, a usta szminką w kolorze nude.
Ubierała zwykłe cieliste rajstopy, lecz dzisiejszego dnia włożyła na długie, zgrabne nogi czarne kabaretki. Miała w planie pracy tylko apartament Kaulitza i dwa pozostałe znajdujące się na piętrze, tuż obok zamieszkiwanego przez rodzinę adwokata.
Migiem uwinęła się ze sprzątaniem dwóch niezamieszkałych apartamentów. Za wiele do zrobienia tam nie było. Generalne porządki na ostatnim piętrze hotelu i tak były zarządzane przed każdym ważnym gościem.
Myślami wciąż wodziła po odsłoniętym kawałku torsu blondyna, jego zaczesanych do góry, zadbanych włosach i kpiarskim uśmiechu. Pamiętała, w jaki sposób patrzył na nią, gdy pierwszy raz go kokietowała oraz wtedy, kiedy puściły jej nerwy. Nigdy wcześniej nie czuła takiej słabości jak tamtego dnia.
Zdjęła kabaretki przed wejściem do apartamentu numer 483. Nie chciała, żeby pięcioletnia dziewczynka oglądała pokojówkę w wydaniu pościelowym, jak zwykł kiedyś mawiać jej były partner. Cóż... Wiele nauczek w życiu jej dał.
Pokręciła nerwowo głową i zapukała do drogich drzwi, choć posiadała pracowniczy klucz magnetyczny do ich otwarcia. Nie lubiła wchodzić do środka bez zaproszenia, gdy cała rodzina była wewnątrz.
- Proszę! - Usłyszała głos Mariki, krzątającej się w diabelnie drogich szpilkach po salonowej, drewnianej podłodze.
Wyjęła kartę i z jej pomocą otworzyła drzwi, które ustąpiły niemal bez naciskania klamki.
- Dzień dobry. - Przywitała się grzecznie, może nad wyraz skromnie.
Miała świadomość, że mąż kobiety, intrygujący ją i próbujący zawalczyć o jej względy, jest poza zasięgiem.
Była przecież biedna niczym mysz kościelna. Mieszkała w zapyziałej, niebezpiecznej dzielnicy, do której nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszcza się ani za dnia, ani tym bardziej po zmroku. W dodatku samotnie wychowywała sześcioletniego chłopca.
- Wychodzę z Lisą. Idziemy na ostatnie zakupy, basen, lody i spacer. Kiedy wrócimy, mąż odwiezie nas na lotnisko. Chciałabym, aby do tego czasu pani zajęła się umyciem podłóg i mebli w sypialni i pokoju Lisy oraz przygotowała prowiant na drogę dla córki.
- Oczywiście. Zajmę się wszystkim.
- Ach! Mąż prosił, by przekazać, że pracuje i nie chce, by go kłopotać, dopóki nie wrócimy. Nie chciałabym więc, aby krzątała się pani po salonie, jeśli jest to możliwe.
- Zrobię, co w mojej mocy, aby nie przeszkadzać panu Kaulitz w pracy. - Wyrecytowała, choć tak naprawdę marzyła tylko o tym, by paradować przed nim w tych seksownych kabaretkach, które dostała któregoś roku na urodziny od jednej z zaprzyjaźnionych sąsiadek.
- Bardzo mnie to cieszy. Lisa, kochanie. Chodźmy. Czas nagli. - Kobieta zawołała córkę, po czym obie wyszły, nie żegnając się z pokojówką.
Kiedy obie damy opuściły budynek, westchnęła ciężko. Nałożyła z powrotem kabaretki i czarne lakierki na niewysokim obcasie, które idealnie podkreślały atuty jej nóg.
Postawiła na tacy kubek gorącej kawy, którą hektolitrami wypijał każdego dnia Bill i ulubione pianki, wsypane do miseczki.
Pewnym siebie krokiem weszła do salonu, w którym przy biurku pracował. Ignorowała go całkowicie, odkąd prawie przeleciał ją na wyspie kuchennej.
Miała nadzieję, że jej postawa go nie odstraszy, tylko przyciągnie do niej.
Zauważyła, że był typowym zdobywcą... Ona chciała zostać jego zwierzyną... Uśmiechnęła się do swoich myśli i poprawiwszy koszulę z kilkoma seksownie rozpiętymi guzikami, pochyliła się, by postawić na biurku gorącą kawę. Podeszła do stolika, na którym umieściła miseczkę i stukając obcasami, przy czym kręcąc zalotnie biodrami, wyszła. Była ciekawa, jak długo każe jej czekać...


CDN

Rozdział 6.



~6~


Nie wiele myśląc, zbliżył się do niej i musnął jej usta. Pragnął jej całym sobą i naprawdę nie potrafił się opanować. Nie obchodziło go już nawet to, czy go odepchnie, czy nie, czy znowu wyzwie, równając jego wielkie ego z ziemią. Miał to w dupie. Pragnął tylko jej ust i jej całej.
Z zamyślenia wyrwało ją ciepło na wargach. Otrząsnęła się z rozbawionych wspomnień, podesłanych przez kreatywną wyobraźnię i skupiła na miękkości jego ust na tych jej.
Pocałunek, jakim ją obdarzył wbrew temu, co chwilę wcześniej widziała w jego oczach, był delikatny niczym muśnięcie skrzydeł motyla.
Nie mogła się mu nie poddać. Przymknęła powieki, bezwiednie odpowiadając na cudowną pieszczotę.
Czując jej odpowiedź, która nie mało go zaskoczyła, gdyż sądził, że zaraz usłyszy całą litanię, jaki to on ma nie być wierny żonie, przecież wziął ślub i nosi obrączkę! - Podekscytował się.
Miał wrażenie, jakby zaczęło mu nareszcie wszystko się układać tak, jak tego chciał. Pomogła mu, na dodatek teraz pozwoliła mu skosztować jej ust, które zapragnął od dnia wczorajszego, tak czuł się, jakby pragnął ich od wieków.
Niestety jego męskość, jego pragnienie nie były tak łatwe do ujarzmienia. A może sam nie chciał ich ujarzmiać... Jedyne, co chciał w tym momencie poskromić, to był ten wulkan, którego nie był pewny, czy czasem zaraz nie wybuchnie mu prosto w twarz.
- Dopóki pan nie spróbuje, to się nie dowie, jak będzie. - Powtórzył sobie dokładnie w swoich myślach jej zdanie, które go pokusiło, za co został odepchnięty. Miał nadzieję, że tym razem jednak się uda. Musiało się udać. Pomimo że to były tylko niewinne pocałunki z jego i z jej strony, tak już nie widział końca innego, jak seks.
Jego pocałunki stały się bardziej znaczące, a jego świerzbiące dłonie zjechały po jej ramionach i zatrzymały się na jej talii, pewnie, silnie i męsko ją za nią chwytając. Z niczym nie owijał. Chciał ją dostać tu i teraz. Dlatego przyciągnął jej szczupłe ciało do swojego, by móc je poczuć lepiej i bardziej, a jego język musnął jej słodkie usta, mocno prowokując.
Nie mogła się mu poddać! Jej myśli krzyczały wbrew temu, co wyczyniały usta.
On ma żonę! Ma dziecko! Świadomość, że mogą zostać nakryci przez pięcioletnią dziewczynkę, niemal ją otrzeźwiła. Dlaczego miała się nie zabawić? Czemu miała zrezygnować z faceta, który tak się jej podobał, zwłaszcza jeśli on sam pchał się w jej ramiona?
Rozum powoli przegrywał z pożądaniem. Miała przecież prawo czasem sobie ulżyć. Nie musiała żyć jak w klasztorze... Jednak... Była w pracy... On był gościem hotelu... Zimmermann bez mrugnięcia okiem wywaliłby ją na zbity pysk, gdyby ich ktoś nakrył. Kuchnia nie była dobrym miejscem na takie nielegalne schadzki...
- Ktoś może Pana ze mną nakryć... - Wyszeptała, przerywając pocałunek, jednak nie odsunęła warg od tych jego, ciałem ściśle przylegając do męskiego torsu swojego grzechu.
Czy te pocałunki były warte stałej pracy i wypłaty zapewniającej godziwe życie jej dziecku? Czy jednorazowy wybryk był w stanie pokryć to wszystko? Rozsądek podpowiadał jej, że nie, że powinna dać mu w twarz, zbluzgać i zostawić samego w tej kuchni, po czym iść do szefa i złożyć rezygnację z pracy z tym człowiekiem, na rzecz kolegi, który również potrzebował zarobić więcej. Niestety, w jej głowie siedziała również długo ukrywana kobieca część, która spragniona dotyku męskich rąk wysyłała sprzeczne sygnały, nie do końca zgodne z etykietą.
- Nie może. - Odrzekł pewnie, przenosząc pocałunki na jej pociągającą skórę szyi. Jego dłonie, jeśli było to możliwe, jeszcze bardziej zbliżyły jej ciało do swojego.
Tak bardzo jej pragnął, że wcale go nie obchodziło żadne nakrycie. Czuł jej ciało przy sobie, co go nie zadowalało, a jeszcze bardziej kusiło i rozpierało od środka. Nie chciał tego dłużej przeciągać. Pragnął coraz więcej, dlatego starał się jak najwięcej namiętności włożyć w swoje pocałunki, tak, by tylko ją przekonać, a jego dłonie zwiedziły obszar jej pleców, by pozwolić sobie na zatrzymanie się na jej odstającym tyłku.
Serce zaczynało mu mocniej bić, widząc obrazy ze swej wyobraźni. Pragnął ją wziąć w swoje ręce, rzucić ją na ten wypolerowany przez nią blat i zatopić się w niej najgłębiej, jak tylko mógł.
Drgnęła pod wpływem jego rozbieganych dłoni. Co on z nią wyprawiał?
Czy chciała poczuć więcej? Oczywiście. O niczym innym od wczoraj nie marzyła...
Czy miała prawo po to sięgnąć, tak jak on właśnie to robił? - Nie.
Krótka i stanowcza odpowiedź jej mózgu odbijała się echem od kości czaszki, przywołując na myśl ton ojca, gdy kazał jej wyprowadzić się z domu razem ze swoim „problemem”.
- Ma pan... Rodzinę... Żonę... Córkę... - Szeptała, przyciskając jednak cały czas jego twarz do własnej szyi, jakby bała się, że może jednak to on zrezygnuje.

Pierwszy raz cię całuję, czuję skórę i mięśnie.
Widzę niebo jak nigdy. Pierwszy raz widzę siebie.
Dzień to nowy początek. Jak ci to powiedzieć?
Jak ci to powiedzieć?

Miała dwadzieścia dwa lata, od sześciu była samotną matką. Nie miała zupełnie nikogo. Nie pamiętała uczucia spełnienia po wyczerpującym seksie, czy męskich ramion, dających bezpieczeństwo... Chciała tego zaznać... Nie tylko zmęczenia i wspólnego odpoczynku „po wszystkim”. Chciała więcej... Dużo więcej. Właśnie ten fakt przerażał ją najbardziej, jednak nie do tego stopnia, by była w stanie go odepchnąć.
Nie odpowiedział. Nie obchodziło go to. Jej dłonie na jego karku i wplatające się w jego włosy, zakończyły w tym momencie, tę krótką grę wstępną. Nie mógł czekać.
Uniósł jej ciało, chwytając jej uda tuż pod pośladkami i posadził ją na blacie, wpychając się między jej uda i przyciskając do siebie jej biodra. Jego usta powróciły do jej słodkich ust. Jego oddech, tak samo, jak jej, zaczynał się znacznie przyśpieszać. Zwłaszcza gdy jego pocałunki były już szalenie namiętne, a ich języki tańczyły w nieznanym im tańcu, któremu dawali radę jednak sprostać. Jego dłonie natychmiast wsunęły się pod jej uniform, przemierzając i napawając się jej delikatnym... - 'Przez przypadek' naderwał jej cieniste rajstopy - by móc napawać się delikatną skórą jej ud i zatrzymać się na wyczuwalnym materiale jej dolnej bielizny.
Westchnęła zniecierpliwiona. Zdrowy rozsądek odszedł w siną dal, a dłonie, dotychczas niepewnie muskające górne partie jego ubranego ciała, sięgnęły wyzywająco do ozdobnego paska drogich markowych spodni z garnituru, który zwykł nosić podczas pracy.
Wygrał...
A może jednak nie do końca? Przecież ona też miała ochotę go posiąść. Nawet na jeden raz... - Takim sposobem tłumaczyła sobie własną ślepotę i idiotyczne, dziecinne wręcz uczucie zauroczenia.
Rozległo się pukanie do drzwi. Kaulitz w jednej sekundzie ściągnął dziewczynę z blatu, łapiąc ją za ramiona, jakby nie chciał, żeby się przewróciła, poprawiając materiał jej uniformu na ramionach. Odszedł od niej szybkim krokiem, oblizując usta, jakby w ogóle nie chciał mieć z nią nic wspólnego.      W drodze do drzwi przejechał parę razy dłońmi po swych wyżelowanych, tlenionych włosach i ściągając koszulkę w dół - odchrząknął, Zerknął przez ramię na dziewczynę, czy czasem nie wygląda podejrzanie.
Amanda zdążyła poprawić strój i włosy. Niemal wyrównała już oddech. Uchyliła okno, udając, że przez obiad w kuchni stało się za gorąco, by 'zebrać napchany worek ze śmietnika', przy którym pozbyła się do końca swych rozdartych rajstop.
Kaulitz otworzył drzwi.
- Siema. Co tam? Jak tam?
Do środka wsypał się jego starszy bliźniak, a on odsapnął. To było chyba logiczne, że Marika, by nie pukała, ponieważ miała kartę do apartamentu. A ta myśl, dopiero teraz zdała mu się przerażająca, przez co właśnie sobie zdał sprawę z powagi słów niepewności tej kusicielki.
- Nic... - Wydusił z siebie, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Poczuł się nawet z tym głupio. Sprawy, z którymi ma do czynienia, ci ludzie popełniają jeszcze większe zbrodnie, niż on teraz. Tak stwierdził właśnie, że chyba nie umiałby kłamać na zeznaniach, jeśli chodziło o jego osobę.
- Muszę jechać. - Wypalił nerwowo, kierując się do swojego biurka i składając wszystkie dokumenty do kupy.
- Gdzie? - Tom dziwnie zerknął na podenerwowanego brata.
- Do klienta. Rozwiązałem już prawie sprawę. - Rzucił w biegu. - Na razie. - Zawołał, wychodząc z apartamentu i zostawiając skrępowaną dziewczynę z zaskoczonym bratem.
- Hej. Zjesz obiad? Gotowałam, jak twój brat wyszedł, na jego prośbę, ale chyba nie ma czasu zjeść. Szkoda, żeby się zmarnowało to, co już postawiłam na stole. On najwyżej odgrzeje sobie, jak rodzina wróci. - Zaczęła pierwszy temat, jaki przyszedł jej do głowy. Musiała szybko się zwinąć... Wiedziała, że Tom ją rozgryzie. Znał jej wadliwe, rumieniące się od wysiłku policzki... A sama gra wstępna, zwłaszcza w jej sytuacji, bez wątpienia takim wysiłkiem były.
- A już myślałem, że przyszedłem nie w porę. - Ucieszył się na widok obiadu i usiadł z chęcią do stołu.

***

     „Niczego się nie dowiedziałam oprócz tego, że barman ma taki nawał pracy, że w domu pada na twarz i chciałby ją zmienić, ale ma kredyty, a dobrze tam płacą. Mogę cię tylko pocieszyć tym, że dałam mu SWÓJ numer PRYWATNY i zaprosiłam go na randkę, choć wcale mi się nie podoba! Ugh...” - Odczytał wiadomość od Stefanie i się uśmiechnął pod nosem.
„Wiem, że wolałabyś iść ze mną na tę randkę, ale czasem trzeba się poświęcić dla dobra pracy xD”
„Żebyś chciał wiedzieć! Już zniosłabym te twoje głupie żarty, niż jeżeli mam patrzeć na twarz tego kolesia i słuchać jak narzeka... Zapłacisz mi za tę katorgę!”
Po raz kolejny się uśmiechnął.
„Do tych 'głupich' żartów zawsze się szczerzysz jak małe dziecko, więc uznam twoją wiadomość za prowokację xD”
     „Szczerzę się jak dziecko?! :o Ostatnio sam szukałeś niańki chłopczyku, bo ci smoczek wypada z ust.”
     Tom się zaśmiał pod nosem i pokręcił głową.
     „No widzisz. Nikt nie był odpowiedni na nianię dla mnie. Nikt nie jest w stanie sprostać moim wymaganiom. Wszystkie idą na łatwiznę... :(„
     „Oh, jaki biedny mały chłopczyk. Przytulić cię jeszcze raz? Ha ha!” - Wyśmiała.
     „Pewnie. Jutro o 19 w Higher Drink. Ps. Czy mały jestem, to bym się kłócił :D” -Trzymał w dłoni telefon, czekając z ciekawością na odpowiedź.
     „Hahaha! Dobry jesteś! Cwaniaku”
     „Nie spróbowałaś jeszcze, więc skąd możesz to wiedzieć?”
     Dłuższa chwila minęła, nim dostał odpowiedź. Już się śmiał pod nosem, że ją zatkało i nie wie, co ma odpisać, dlatego powrócił do pracy. Jednakże co chwilę i tak zerkał na wyświetlacz.
     „Skąd pewność, że kiedykolwiek chciałabym spróbować? XD”
     „Rzucasz się z ramionami na dyrektora działu PR i chcesz mu matkować, więc to jednoznaczne stwierdzenie. Swoją drogą mógłbym zaadoptować taką mamusię xD” - Zaśmiał się po raz kolejny do wyświetlacza.
     „:o Nie wiem, czy ja bym chciała adoptować Takiego dzieciaka... Choć w sumie... Mogłabym cię wychować na dobrego mężczyznę. Kusząca propozycja. Okay. O 19:30 w Higher Drink.”
     Tom aż otworzył szerzej oczy. Nie był zbyt bardzo zadowolony, czytając taką wiadomość, ale stwierdził, że się odgryzie już na spotkaniu. W końcu przecież się zgodziła, więc wszystko szło po jego myśli.

***

     Kaulitz po raz drugi z rzędu zbudził się u boku swej małej księżniczki. Pozwolił sobie jednak poleżeć blisko niej i napoić się widokiem jej śpiącej beztrosko twarzy. W niedzielę miała wyjechać i zobaczy ją dopiero w następną sobotę. Było mu przykro z tego powodu. Miał nadzieję, że szybko wróci do domu, który mieścił się w Los Angeles, nie daleko Malibu. Zależało to wszystko od potoczenia sprawy i od tego, czy prokurator uparcie i zachłannie będzie stawiać mu przeszkody na drodze do wygranej.
     Dziewczynka poruszyła się niespokojnie i wtuliła w ramiona ukochanego taty. Dlatego ten przytulił ją do siebie i głaskał jej główkę po delikatnych włoskach.
     Amanda jak zwykle weszła do pracy chwilę przed czasem. Wyglądała nienagannie, a jej świeże, podcięte włosy kusiły delikatnymi falami, opadającymi na ramiona.
     Na myśl o tym, że znowu miała spędzić dzień sam na sam z Kaulitzem, robiło się jej dziwnie. Nie była w stanie powstrzymać pewnego rodzaju zdenerwowania i rumieńców, wstępujących na szczupłe policzki.
     Kaulitz miał mieć dzisiaj obfity dzień pracy. Po wczorajszych wniesieniach do archiwum policyjnego, by odszukać sprawę śmierci męża fryzjerki sprzed lat, dzisiaj miał je dostać do wglądu. Na dodatek musiał się skontaktować ze swoim klientem i przetłumaczyć mu, że chwilowe siedzenie w areszcie nie znaczy, że jest już winnym. W dodatku musiał mieć mocny i konkretny powód, żeby wnieść oskarżenie wobec fryzjerki. Głowa mu pękała na samą myśl, a gdzie tu dalej...
     Westchnął pod nosem i musiał działać. Po złożeniu buziaka na czole śpiącej królewny wybudził go dostatecznie poranny prysznic, a gdy już dopięty na ostatni guzik, ruszył schodami na parter, zawahał się.
     Jego pragnienie już się krzątało po jego apartamencie. Odchrząknął cicho pod nosem, chcąc na siłę nie wspominać sobie incydentu z poprzedniego dnia. Niestety było ono silne. Nie uprawiał seksu od pół roku, a ona swoją osobą mówiła mu Tylko o Tym.
     Pokręcił lekko głową, odganiając wspomnienia i ruszył dalej, jakby nigdy nic.
     - Dzień dobry. - Powiedziała jakby skrępowana i zmieszana. Boże! Czy on musiał wyglądać tak bosko?!
     Przełknęła głośno ślinę.
     - Śniadanie będzie za kwadrans. Woli pan kawę, czy herbatę? - Spytała, próbując zachowywać się profesjonalnie.
     - Kawę... Poproszę...
     Atmosferę między nimi dało się niemal kroić jak szarlotkę. Naszykowała mu duży kubek parującej, czarnej, mocnej, aromatycznej kawy, który postawiła obok pożywnych kanapek. Dostała przykaz od Toma, żeby pilnować, by jego młodszy brat jadł regularnie, gdy już Marika z Lisa wyjadą... Ale nie czuła tego. Ani trochę nie czuła.
     Kaulitz przeplótł ucho białej porcelany palcem i podszedł do oszklonej ściany w salonie, napawając się zapachem świeżej kawy i widokiem panoramy miasta.
     Miała ochotę złapać go w pasie i trwać tak przy nim... Było to silne uczucie i tylko resztki godności powstrzymywały ją przed tym. Nie mogła ryzykować, gdy cała jego rodzina była na piętrze. Wciąż czuła jego elektryzującą bliskość i smak ust.
     - CO ONI NAJLEPSZEGO ZROBILI?! - Krzyczała w myśli. Teraz nie będzie umiała zająć się przy nim pracą!
     - Ma pan konkretne życzenia co do obiadu lub sprzątania? - Spytała ponownie, modląc się o neutralny ton głosu.
     - Nie... - Odrzekł zamyślony.
     Pokiwała głową. Nie umiała znieść tego, co się działo. Musiała spróbować swoich sił i zignorować go. Zupełnie tak, jak on od wczoraj ignorował ją. Nucąc pod nosem piosenkę lecąca w radio, zaczęła podrygiwać i sprzątać blat.
     Upił łyk gorącego napoju i wyciągnął telefon, wybierając numer do swej matki. Długo z nią nie rozmawiał i czuł potrzebę usłyszenia jej głosu i tego, co dzisiaj ma zamiar robić.
Simone odebrała niemal od razu, gdy syn zadzwonił.
     - Billy! Jak miło, że dzwonisz! Co u Was słychać?
     - Cześć mamo. Ciebie też miło słyszeć. U nas? - Westchnął lekko, marszcząc czoło. - Jak zwykle.      - Wyjaśnił w końcu.
     - Jak zwykle? Pokłóciliście się z Mariką? - Spytała, jakby wyczytała to z jego głosu.
     - Nie. Wszystko w porządku. W poniedziałek mam rozprawę... - Nie mówił nikomu, ale stresował sie. To był ostatni jego dzień, w którym miał zdobyć choć jeden dowód. - Prowadzę dochodzenie. Jeśli mi się nie uda, niewinny człowiek dostanie dożywotni wyrok, a morderca będzie chodzić wolno dalej po ziemi. - Oczywiście, że zganiał zmartwienia na pracę, chcąc ukryć zmartwienia prywatne.
     - Kochanie... Wiem, że praca Cię martwi, ale wiem też, co przechodzisz z żoną. - Stwierdziła spokojnie.
     - Nie zaprzątam sobie tym na razie głowy... Czas mi na to nie pozwala... - Wyjaśnił, choć przez myśl mu przeszło, że jednak miał czas na pokojówkę i to od dwóch dni bardzo dużo. Wolał się jednak z nikim tym nie dzielić. Popił swą kawę.
     - Na pewno tylko to cię dręczy? - Spytała cicho. - Wiesz kochanie, że mnie możesz powiedzieć. Nigdy nie będę cię oceniać.
     - Wiem mamo. Naprawdę tylko to. Powiedz mi, co u ciebie słychać?
     - U mnie? Chcieliśmy z Gordonem jechać na wakacje, ale... - Westchnęła ciężko, nie wiedząc, jak mu powiedzieć, co ich powstrzymało.
     - Ale? Braknie wam czegoś? Mogę wam pomóc. - Zmartwił się.
     - Nic nie wiesz, prawda? Braknie nam jedynie czasu. Twoja żona zostawia nam małą na pół kolejnego miesiąca. Mówiła, że to ustalone z Tobą, ale teraz widzę, że chyba nie... Nie wybieracie się na romantyczne wakacje, prawda?
     Kaulitz o mało, co nie rozlał kawy.
     - Słucham!? - Zawołał.
     Amy, słysząc jego podniesiony głos, podskoczyła przestraszona i wbiegła do salonu.
     - Nie mieliście jechać na Bali razem? - Spytała ponownie.
     - Nie! Przyjechaliśmy do Nowego Jorku parę dni temu. Mam sprawę!
     Odłożył kubek z kawą na blacie w kuchni, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Pokręcił się po salonie, zerkając w stronę pięknej blondynki.
     - Synku... Na pewno między wami jest w porządku? - Upewniała się.
     - Najwidoczniej nie! - Zawołał zły. - Przepraszam cię za nią. Możecie jechać na wakacje, kiedy chcecie. Kiedy ci to powiedziała?
     - Nie denerwuj się. Marika była u nas z małą dzień przed wylotem do ciebie. Jak co dzień prawie.
     - Że co proszę!? Jak mam się nie denerwować, jeśli ja nic o tym nie wiem!
     - Powiedziała, że to na twoją prośbę. Ostatnie wakacje też pracowałeś? - Spytała.
     - Cały czas pracuję! Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem na wakacjach! - Wołał oburzony.
     - Marika mówiła, że jedziecie... Kiedy to było? W zeszłym miesiącu. Na początku. 10 dni.
     - Dobra mamo. Muszę kończyć. W każdym razie jedźcie na wakacje. Dziękuję, że mnie uświadomiłaś. - Odrzekł zniecierpliwiony. Jednak nic mu się nie układało. Wczorajsza myśl, że jest inaczej, była bardzo złudna...
     - Kochanie... Zabierz małą na wakacje po sprawie. Do zobaczenia skarbie.
     - Dziękuję ci za wszystko. Do usłyszenia. - Rozłączył się.
     Amanda usłyszała złość Billa. Jej ego triumfowało. Był już jej. Podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu.
     Odwrócił się do niej pewnie, zirytowany tymi wszystkimi informacjami, które usłyszał przed chwilą.
     - Obrazi się pan, jeśli pozwolę sobie zabrać małą na godzinkę do parku w pobliżu? - Spytała cicho. Wyczuwała kłótnie i nie chciała, żeby mała tego słuchała.
     - Nie. - Warknął do niej i odszedł.
     Nie dosyć, że Lisa latała z Mariką po mieście, jak głupie to jeszcze się okazało, że koczowała u babci, a teraz jeszcze miałaby się szwendać z obcą osobą. Lisa to JEGO dziecko!
     Wybudziło się w nim jego ojcowskie Ja.
     Poszedł zamaszystym krokiem w stronę schodów.
     Amanda pokręciła głową.
     - Tom wczoraj podczas obiadu mówił, że chciałby spędzić z nią czas.
     - To jeśli będzie chciał, to sam mi o tym powie, albo zadzwoni. - Fuknął na odchodnym.
     Ponownie pokręciła głową, wzdychając ciężko. Wczoraj był milszy...
     Wpadł głośno do sypialni.
     Marika spała smacznie, niczym się nie przejmując.
     Podszedł do kobiety i poszarpał ją wściekły, by się natychmiast zbudziła.
     - Co się stało!? JAK MOŻESZ PODRZUCAĆ MOJEJ MATCE Lisę!? - Patrzył na nią morderczym wzrokiem.
     - O czym ty mówisz? Lisa jest z nami i śpi. - Zauważyła.
     - TY Idiotko! Nie udawaj debila! Na jakie wakacje się wybierasz, co? - Zmrużył oczy. - Z kim się na nie wybierasz, co!?
     - Z Tobą na nie jadę! To nasza rocznica idioto! Nawet o tym nie pamiętasz!
     Kaulitz patrzył na nią chwilę tępo, wyszukując w pamięci datę ślubu.
     - No? I jak? Szare komórki pracują? To za półtora tygodnia. Chciałam spędzić z Tobą czas... Cały urlop... Ale Ty wolisz siedzieć tutaj i wiecznie patrzeć w te papierzyska.
     - Nie wolę! To moja praca! - Denerwowały go to te głupie zarzuty.
     - Praca?! To pracuj mniej! Albo nie, ogranicz się do L. A.
     - To nie zmienia faktu, że podrzucałaś mojej mamie Lisę już wcześniej. - Podtrzymywał, ale jego ton już złagodniał.
     - Wtedy, kiedy miałam ważne wyjścia. - Mruknęła. - Twoja mama sama chciała się nią zajmować.
     - Ważne wyjścia!? Jakie ty masz ważne wyjścia!? Zakupy!? Czy wyjście do miasta, żeby zrobić sobie selfie w jakimś modnym butiku!? - Prychnął.
     - Spotkania z fanami i fankami. Dzięki temu jest ich coraz więcej.
     Kaulitz aż nie wiedział, co ma powiedzieć. Patrzył na nią z niedowierzaniem, że naprawdę to powiedziała. Opadły mu ręce.
     - Co ja robię z taką kobietą? - Zadał sobie w myśli, bardzo poważne pytanie.
     Pokręcił głową, zaskoczony.
     - Więc? Nadal zamierzasz niszczyć moją karierę? - Spytała spokojnie i przyjrzała mu się.
     - Już wiem, dlaczego moja praca, jest dla ciebie głupia... - Westchnął.
     - Tak? Dlaczego Twoim zdaniem?
     - Jeśli ci odpowiem, nie zrozumiesz. Sama sobie odpowiedz. - Skwasił się. - W każdym razie chciałem ci przekazać, że nie zawieziesz Lisy do dziadków, ponieważ oni wyjeżdżają na wakacje. -      Wyszedł z sypialni, oszołomiony.
     - To wezmę ją ze sobą. Skoro TY wolisz PRACĘ. - Zawołała za nim.
     - Wybacz. Moja praca jest głupia, więc tylko tam mogę być sobą, a Twojej nie dorastam do pięt. -      Odrzekł z przekąsem na odchodnym.
     Chciało mu się płakać z tej bezsilności na nią...
     - Nie wiem, czemu dałam Ci się omotać. - Mruknęła, wstając z łóżka.
     Kaulitz zszedł na parter, wziął łyk kawy, teczkę i wyszedł w milczeniu.
     -Panie Kaulitz! Śniadanie! - Zawołała za nim Amanda i westchnęła ciężko. Słyszała kłótnie małżonków... To była dla niej szansa... Szkoda, że mała miała na tym cierpieć.
     Patrzył w swoje odbicie w lustrze windy i naprawdę nie mógł uwierzyć, że wyszedł za takiego kogoś, jak Marika. - Czyżbym był aż tak ślepy? - Był w szoku. - Czy ja naprawdę zasługuję na takiego kogoś jak ona? Nie stać mnie na lepszą? - Główkował.
     Zerknął na swój palec i wygiął twarz w niezadowoleniu. Ściągnął obrączkę z palca i przyglądał się jej.
     - To jest horror, nie bajka... - Skwitował kawałek, drogiego, czystego złota.
     Tom wyszedł właśnie ze swojego gabinetu, by zabrać ukochaną młodą damę na spacer, gdy zauważył brata w holu. Wyglądał na podłamanego.
     - Bill! - Zawołał.
     Kaulitz zerknął w stronę wołającego go, znanego głosu.
     Podszedł do brata, od razu wyczuwając samopoczucie młodszego bliźniaka.
     - Co jest?
     - Życie jest. - Odparł zmęczony. - Masz teraz czas? Możesz wyjść? - Spytał cicho.
     - Pewnie. Chodź. - Ruszył przodem.
     Bill podreptał za nim. Nie miał nawet siły na swój pewny, sprężysty krok, którym zwykle przemierzał kolejne kilometry.
     - Mam dość Tom... Mam dość... - Wyrzucił z siebie, siadając na ławce przed wejściem. - Nie rozumiem, co robię źle?
     Tom stanął nad nim, odpalając sobie fajkę.
     - Co znowu odjebała?
     - Tak naprawdę sam już nie wiem. Pogubiłem się w jej kłamstwach... Ale wiem, że to fizycznie już nie istnieje... Powiedz mi... Co człowiek powinien zrobić... Kiedy leży obok kobiety, a myśli o kimś zupełnie innym?
     - Iść do innego. Znasz moje zdanie na ten temat. - Wzruszył ramieniem. - Tylko ty jesteś dodatkowo uwięziony. -Zerknął na jego dłoń, na której o dziwo nie było obrączki. - Rozstaliście się?
     - Nie... Ja... Sam nie wiem... Mam dość Tom... Ciągle się kłócimy... ... Ale... Skoro czasem zrobi obiad... Taki prawdziwy... Domowy... To chyba jej zależy prawda?
     Obdarzył brata ironicznym spojrzeniem.
     - Przestań na siłę szukać w tym bagnie plusów. Już dawno powinniście się rozejść. Do czego ci ona jest potrzebna? Słuchaj... - Poruszył się nerwowo. - Zadaj sobie proste pytania. - Gestykulował, przejęty. - A na inne też będziesz miał odpowiedź. Kochasz ją? Zależy ci na niej? Męczysz się przy niej?
     - Nie mam czasu na myślenie o tym... Zależy mi na szczęściu Lisy.
     - Lisa będzie szczęśliwa wtedy, gdy ty będziesz szczęśliwy. - Zaciągnął się trującym dymem. - Chcesz całe życie bronić jej strony i tłumaczyć jej zachowanie? W życiu prywatnym choć raz nie bądź prawnikiem, a stań po drugiej stronie. To nie praca.
     - Nie wiesz, jak to jest... Jestem za nie odpowiedzialny... Za nie i utrzymanie ich na godnym poziomie... A Marika ciągle ma pretensje o to, że za dużo pracuje.
     - No muszę przyznać jej trochę racji. W chuj dużo pracujesz. - Wyznał.
     - A co innego mam robić, skoro żona, zamiast ze mną rozmawiać, wgapia się w telefon? To normalne, że małżeństwo ze sobą nie sypia? - Mruknął. Nerwy mu puściły do tego stopnia, że nawet zignorował dzwoniący telefon.
     - Odbierz...
     - Nie... Mam dość. To tylko Marika. - Odparł pewny swoich słów. Jednak, gdy ponownie zadzwoniła, odebrał.
     Usłyszał w słuchawce głos zapłakanej córeczki, która skarżyła się na to, że mama ją zostawiła samą z obcą panią...
     - Co jest? - Zapytał Tom, gdy skończył rozmawiać.
     - Marika zostawiła Lisę samą z POKOJÓWKĄ! - Uniósł oburzony głos. Coś nagle wpadło mu do głowy. - Ona u mnie... To twoja sprawka, prawda?
     - Nie wiem, o czym mówisz? - Uśmiechnął się krzywo.
     - Ona... Ta pokojówka... Ty ją napuściłeś na mnie. Kazałeś jej to wszystko! - Oskarżył go.


CDN

Rozdział 5


No i czas na kolejny odcinek :)
Dziękuję Quesse za wszystkie komentarze :*

I już bez przedłużania - Zapraszam na chwilę relaksu :*


~5~


- Czy twoja praca polega na oglądaniu filmów na służbowym sprzęcie?! - Warknął na Erica, który nie zdążył ukryć się ze swoim zajęciem.
- N... Nie... Szefie... To nie...

Monotonnie mija kolejna chwila.
Zegar spogląda, jakby chciał nas pozabijać.
Ludzie jak roboty, już nie mogę na to patrzeć.
Ej, przyjacielu powiedz mi, że masz inaczej...

- Nie tłumacz się. Nie zamierzam tego słuchać. Zabieraj się do roboty! Czekam na was za godzinę w konferencyjnej! I nie spodziewaj się premii śródrocznej. - Wyzywał Mike.
Był dziś nieugięty w dyskusjach. Nie zamierzał nikomu pobłażać, bo i jemu nigdy nie pobłażano. Do tego, co mieli, doszli z ojcem ciężką pracą, ogromną ilością zainwestowanych pieniędzy i wielkim zaangażowaniem w sprawę.

...Niestety ziom, czuję się tak samo jak ty.
Robota mi się dłuży, gonią mnie kontrakty.
Zdała by się przerwa, fajka, kawa, karty.
Gdzie ta werwa, przeca jesteśmy jak harty!

- Mike! - Zawołał świadek 'o.p.r.', którym był Tom.
Przystojny, wysoki mężczyzna odwrócił się za siebie, a Tom kiwnął mu przez szybę głową, by ten do niego przyszedł. Gdy to zrobił z westchnieniem, od razu się zapytał, co się stało.
- Nic. Piątek, piąteczek, piątunio dzisiaj. - Uśmiechnął się ironicznie. - Lecimy gdzieś dzisiaj? - Rzucił lotką w tablicę korkową, będąc rozwalonym na swym krześle biurowym.

Szefie za mało pijesz, dlatego Cię telepie.
Wyluuuzuj, uzyskasz lepszy efekt.
Sukces i wódka mogą iść w duecie, bo
jedno i drugie, dostaniesz na mecie.

- Serio po to mnie wołałeś? - Poirytował się Mike i zamierzał wyjść.
- Co? Piątek jest, ochłoń trochę.
- Ty weź się też do roboty. - Zauważył na wyjściu.
- Odwal się od mojej roboty. Dzięki mnie nie długo będziesz gościć Marilyn Monroe w swoim hotelu.
- Ona już dawno nie żyje. - Zauważył z politowaniem Mike.
- Ale gdyby żyła, na pewno by tu przyjechała na kąpiel w kozim mleku. - Uśmiechnął się rozbawiony, a kobieta zza szyby się zaśmiała, przysłuchując się tej wymiany zdań.
Mike, widząc ich obydwóch uśmiechy, pokręcił głową lekko speszony.

Racja, praca nie zając nie ucieknie.
Zróbmy taki ogień, jakbyśmy byli w piekle.
Pora na zabawę, i nie jedna halba pęknie!

- Zamów coś dobrego na kolację. Wpadnę o 18. - Odrzekł na odchodnym.
- Kolację? Mogę ci postawić Jacka, nie kolację. Jeszcze czego. - Prychnął Tom.
- Co innego też możesz mi postawić.
- Znajdź se laskę. Marilyn nigdy ci nie obciągnie. To plakat! - Zawołał za nim z wrednym uśmiechem. Wiedział, że w jego gabinecie takowy wisi, a ona jest jego słabością, z której nie lubił sobie żartować.
Janett znowu się zaśmiała, tym razem sama kręcąc głową i udając, że pilnie pracuje z nosem w monitorze.
Mike tylko posłał mu zza szyby karcące spojrzenie, przy tym uśmiechając się zażenowany.
Tom się zaśmiał i z powrotem zerknął na stronę konkurencji z ogłoszeniem, którego nie mógł przeżyć. Nie dawało mu to spokoju. Chciał wiedzieć więcej na ten temat. Musiał wiedzieć, inaczej nie przeżyje tej niewiedzy.

Kilosa masz pod siedzeniem.
Dopisuje natchnienie.
Życie daje Ci kolejną z szans.
Na zegarek patrz, to właśnie jest Twój czas.
Zaraz przytulisz potężny hajs...

Zerwał się nagle natchniony pomysłami z miejsca i wyleciał z biur, zwinnie mijając pracowników na korytarzach. Wleciał do restauracji.
- Stefanie! Kochanie, gdzie ty jesteś? - Nie widział nikogo podobnego do tej pięknej kobiety, więc wszedł zamaszyście na kuchnie. Tam ją znalazł. Od razu złapał ją za ramiona.
- Stefanie, musisz dla mnie coś zrobić. Teraz zaraz, od ręki. - Mówił pośpiesznie.
- Ale co się stało? - Zapytała zaskoczona kobieta.
- Masz jechać natychmiast do domu, przebrać się w coś zajebiście eleganckiego i jechać na obiad do Imperiusa.
- Dokąd? - Jeszcze bardziej się zaskoczyła.
- Posłuchaj mnie. - Ogarnął się w miarę i puścił jej ramiona. - W Imperiusie mają być grane sceny do jakiegoś filmu. Trwa nabór stażystów. Jeśli się dowiesz, kto chce tam grać film i zdobędziesz jakimś cudem kontakt do tego producenta, a jeszcze lepsze byłoby, żebyś się dowiedziała, ile oferują im pieniędzy za to, to może uda nam się podebrać im kontrakt! - Mówił szybko. - Wiem, że oczekuję niemożliwego, ale proszę cię, żebyś zrobiła, co w twojej mocy. Jesteś wygadana, piękna, zrób wszystko, żeby ci się udało. Proszę cię, to jest dla nas ogromna szansa.
Stefanie stała nadal zszokowana Toma zleceniem. Nie wiedziała nawet, co ma mu w tym momencie powiedzieć.
- Wieżę, że ci się uda, jeśli się postarasz. Jeśli ci się uda... - Wymyślał. - Dostaniesz podwyższoną premię, co miesiąc, do końca roku. Postaram ci się jeszcze jednorazowo bardzo dobrze to wynagrodzić, ale to już będzie między nami. - Uniósł brew.
- Zaraz, zaraz. Chwila. - Uspokoiła ruchem dłoni. - Chcesz, żebym Ja poszła do Imperiusa i wyciągnęła informację na temat producenta filmu? - Upewniała się.
- Właśnie tak.
- Niby, od kogo ja mam taką informację wyciągnąć? - Patrzyła na niego głupkowato.
- Zdaję się na ciebie. - Uśmiechnął się lekko, sam nie wiedząc, jak by miała to zrobić. - Wiem, że ci się uda, jesteś wygadaną cwaniarą, więc na pewno ci się uda.
- Wygadaną cwaniarą? - Zaskoczyła się.
Tom się wyszczerzył.
- Odbierz to jako komplement w tym momencie. Proszę cię, nie mamy dużo czasu. Koniec kastingu jest za dwa tygodnie. - Mówił zestresowany. - Zgódź się.
Stefanie chwilę milczała, wpatrując się w jego czekoladowe tęczówki, które w tym momencie wyglądały, jak oczy psychicznego fanatyka.
- No dobrze... Ale nie obiecuję, że mi się uda. - Westchnęła, nie zdając sobie sprawy z tego, na co dokładnie się pisze.
- Musi ci się udać. To jest dla nas wielka szansa. Wyobrażasz sobie sceny filmu w naszym hotelu, który będzie oglądać zapewne cały świat? - Mówił podjarany.
- Raczej to do mnie nie przemawia. - Odrzekła ironicznie. - Pracuję tylko w restauracji.
- Może dzięki temu, będziesz miała szansę awansować. - Uśmiechnął się cwanie.
- Na kogo? Na recepcjonistkę? - Prychnęła. - Wiesz co? - Wpadła na pomysł. - Jeśli mi się uda. - Zmrużyła przebiegle oczy. - Dasz mi rolę w reklamie.
Teraz to Tom stanął jak w ryty w podłogę. Nie miał pojęcia, czy uda mu się to zrobić. Jeszcze słowo miał w tym temacie Mike... Gdyby sam decydował o tym, to pewnie wcale by się nie zastanawiał. Była piękną i pociągającą kobietą.
- Wtedy premia do końca roku nie będzie grała roli i moje wynagrodzenie również.
- Jestem wstanie z tego zrezygnować na rzecz udziału w reklamie. - Mówiła przebiegle, wpatrując się w jego oczy, tak samo zacięcie, jak on w jej.
- Umowa stoi. Tylko, jeśli ci się uda dowiedzieć wszystkiego na interesujący mnie temat i jak najszybciej się da. Istotnym faktem jest też to, żeby nikt cię nie rozpoznał i nie dowiedział się, że pracujesz w Luxie. - Wyciągnął dłoń.
- Umowa stoi. - Uścisnęła pewnie jego dłoń.
- Świetnie. Zabieraj się do roboty. Jeśli spieprzysz coś i ktoś się dowie o naszym planie, stracisz premię do końca roku. - Uśmiechnął się cwanie.
- Ha ha ha! Bardzo śmieszne! Za to, jeśli mi nie załatwisz roli w reklamie, będę pluć do posiłków gości.
Tom aż się odsunął od dziewczyny, krzywiąc się.
- Jesteś ohydna! Przez ciebie już nic tu nie zjem! - Zawołał wzorowo odstraszony i zniesmaczony.
- Dotąd tego nie robiłam, ale zacznę.
- To się pożegnasz z pracą. - Wyjaśnił logicznie.
- Tak? Jeśli mnie zwolnisz, Samantha też stąd odejdzie i nie będziesz już miał tak pogodnych lunchów. - Zagroziła pewnie.
Tom się uśmiechnął, słysząc tę błahą groźbę, wręcz śmieszną. I choć ciężko było uwierzyć, to właśnie tym został przekonany. Nie wyobrażał sobie, żeby tych dwóch wariatek nie było w hotelu. Z kim by wtedy żartował? Amandy sam się pozbył, oddając ją Billowi...
- Dobra. Niech ci będzie. - Uśmiechnął się, mierząc jej śliczną twarz, po czym zapisał na kartce swój numer telefonu i jej podał. - Dzwoń na mój prywatny w razie czego.
Stefanie się przebiegle uśmiechnęła, chowając kawałek papieru w biustonosz, czym przyciągnęła jego wzrok właśnie w to miejsce. Przełknął ślinę, wyobrażając sobie zawartość jej dużego rozmiaru stanika, a ona jeszcze bardziej obrosła w piórka. Położyła palec na jego podbródku i uniosła jego twarz ku górze, patrząc mu pewnie w oczy.
- Oczekuję dobrej roli nad basenem. - Odrzekła ściszonym, prowokującym tonem, patrząc mu zalotnie w oczy i odeszła brylującym krokiem.
Tom odprowadził Stefanie wzrokiem, czując niesamowity napływ ciepła. Uśmiechnął się cwanie, mierząc jej krągłości.
- Leci na mnie. - Odrzekł w myśli, zadowolony. Jego ego nieco wzrosło, tak samo, jak to niżej.
Udał się z powrotem do biura z lekkim uśmiechem na twarzy i bardzo rozwiniętą wyobraźnią. Aczkolwiek nim wszedł, usłyszał za sobą jego bliźniaczy głos.
- Tom! - Bill zauważył brata, gdy ten przechadzał się przez hotelowy hol.
- Ohh! No Billy! Jak ja cię dawno nie widziałem! - Zawołał rozweselony do granic możliwości i aż podszedł do brata, by go przytulić po męsku. - Co słychać? He? Jak tam sprawy się rozchodzą? - Przyglądał mu się uważnie.
- Nawet nie pytaj. - Mruknął. - Pokłóciłem się z Mariką, nie spałem całą noc, a teraz mam ogrom pracy i jestem totalnie do tyłu...

***

Kaulitz wszedł do apartamentu i miło się zaskoczył. W całym apartamencie pachniało pysznym, ciepłym, domowym obiadem... Aczkolwiek miał myśl, więc od razu, bez ściągania butów, zasiadł do biurka i zaczął po kolei w punktach rozpisywać cały poranek dnia zbrodni, plus informacje sprzed miesiąca.
Amanda spokojnie szykowała wszystko, ustawiając smakołyki na stole. Chciała zatrzeć złe wrażenie zeszłego dnia. Apartament lśnił czystością, a dokumenty, które rozwalił za kanapą dzień wcześniej, były równo ułożone na biurku.
Denerwował się, bo już miał myśl, już dochodził do czegoś i nagle pustka. W kółko na okrągło to samo, a miał naprawdę mało czasu.
Podeszła do niego.
- Nerwy i pusty żołądek nie pomogą rozwiązać sprawy. Zapraszam pana na obiad. - Powiedziała spokojnie i zostawiła go samego.
- Nie mogę teraz. - Warknął. - Mam trzy dni, żeby dojść prawdy, jeśli tego nie zrobię, mój klient dostanie wyrok zabójstwa z premedytacją. - Wyjaśnił zły.
- Nerwy nie pomagają. Czasem najlepiej jest na chwilę się wyłączyć... Nie znam sprawy... Ale słyszałam, co mówił pan przez telefon. - Westchnęła ciężko. Nigdy nie mówiła nigdzie na głos, że chciała pomagać ludziom w podobny sposób. - Może pan wnioskować o zawieszenie aresztu do czasu rozwiązania tamtej sprawy. Przecież chyba wystarczy środek zapobiegawczy w postaci jakiegoś kuratora, czy coś takiego. Jeśli sprawa nie jest jawna, to klient będzie w stanie zatuszować, dlaczego spotyka się z takim człowiekiem. - Zastanowiła się chwilę. - Wiem, że może nie powinnam pytać... Ale... Intryguje mnie... Kto jest oskarżycielem i sędzią? - Szepnęła cicho. 
- Nie mogę wnioskować o zawieszenie aresztu, ponieważ mój klient nie ma żadnego alibi. Rozumiesz? Dla nich to czysta sprawa. Nie ma świadków, byli sami w apartamencie i ją zabił. Koniec. To jest to, co jest w tym wszystkim najgorsze. W poniedziałek jest rozprawa. Nie zdążę w trzy dni zdobyć dowodów, które stworzyłyby mu alibi, które podejrzewam. -Mówił zły. - Jedynie, co mogę zrobić, to żądać kolejnej rozprawy i zdobyć czas na śledztwo. Mój klient będzie musiał przegryźć fakt, że będzie w areszcie tymczasowym...
Pokiwała głową. Może i nie miała skończonej żadnej szkoły, ale dobrze rozumiała, co miał na myśli. Przygryzła wargę.
- Wie pan... To trochę nie moje klimaty, ale wiem, że jeśli ktoś się boi, to kłamie. Nie mówi prawdy albo ją przeinacza tak, żeby znieść podejrzenia na niewinną osobę. - Stwierdziła.
Rozejrzał się ślepo.
- Gdybym wczoraj ruszył się, a nie siedział i ... - Zerknął na nią wściekły, po czym zacisnął zęby.
Kiedy zobaczyła jego wzrok i usłyszała komentarz, poczuła wściekłość! Po jaką cholerę ją podrywał, skoro teraz miał pretensje?! Opanowała się jednak i pogładziła kraniec krótkiej spódniczki.
- Trzeba płacić za swoje błędy. Czasem najwyższą cenę, panie Kaulitz. - Ona dobrze o tym wiedziała.
Kaulitz nie skomentował jej komentarza.
- Gdybym ja zabiła, zrobiłabym to tak, żeby cierpiała osoba, która teoretycznie jest winna. Nawet jeśli jest niewinna, a zawiniła mi inaczej. Czasem wystarczy przespać się z nieodpowiednią osobą albo dać się złapać żonie w pokoju z pokojówką. - Spojrzała na niego wymownie i kręcąc kusząco biodrami, ruszyła do kuchni. - Obiad stygnie. - Przypomniała mu.
Zmarszczył czoło. Po raz kolejny go zatkało. Aż miał ochotę fuknąć na nią za te podteksty! Niestety jej smakowity tyłek, jakim go uraczyła po swej kolejnej wredności, pozwolił mu zakręcić myślami, jak bęben w pralce brudnymi ciuchami.
Odprowadził ją wzrokiem. Był wściekły, że robi mu burzę z mózgu! Jakby strzelały w niego pioruny i w tym samym czasie widział tęczę. Miał ochotę jej dokopać, choć jego męskość mówiła co innego. To nie było zdrowe... To go zaczynało tak samo mocno denerwować, jak i się podobać.
Przełknął ślinę i poprawił się w fotelu, nie chcąc już więcej na nią patrzeć, choć kłócił się sam ze sobą i dobrze o tym wiedział. Zapragnął nawet posiadać zamknięte biuro, nie to jego amatorskie, gdzie był podatny na widok jej kuszącego ciała w tej krótkiej spódniczce.
Marszczył czoło cały czas w niezadowoleniu. To on by z chęcią ją zabił w tym momencie, za to, co z nim robi, Ale uprzednio wykańczając ją na tym stole, nakrytym jedzeniem i miałby głęboko w dupie, czy jego żona by to widziała, czy nie. Czy by cierpiała, czy nie... Czy by zabiła...
- Że niby co? - Zapaliła mu się lampka. - Zrobiłaby to tak, żeby cierpiała osoba, która teoretycznie jest winna. Nawet jeśli jest niewinna, a zawiniła mi inaczej. Przespać się!? - Zapiszczał w myśli. - Na tym właśnie mogło to polegać! Fryzjerka miała do czynienia z morderstwem. To nie ofiara miała problem, tylko fryzjerka i zrobiła to, żeby mój klient za to zapłacił!? To znaczy, że ofiara była tylko przynętą!? - Jego czoło się rozprostowało, a on dostał olśnienia. - Dlatego nękała ofiarę telefonami. Fryzjerkę i klienta musiało coś łączyć! Przecież sama się przyznała, że jej mąż przedawkował narkotyki trzy lata temu. To ona jest mordercą! I to pewnie niejednokrotną!
Podniósł się po chwili głębszej analizy. Wszystko mogłoby na to wskazywać. Podszedł do pokojówki, która uporczywie wycierała już czysty blat półwyspu. Odwrócił ją w swoją stronę i złapał jej ramiona, patrząc z iskrą szczęścia w jej oczy.
- Jesteś niemożliwa. - Pokręcił lekko głową. - Dziękuję ci. - Przyznał szczerze, podekscytowany, choć jej twarz z takiego bliska i jej chude ramiona w jego dłoniach spowodowały w jego głowie inne myśli. Czuł się, jakby wrócił do wczorajszego dnia, gdy zajrzał w jej oczy, gdy myła szyby... Uśmiechnął się krzywo na myśl, że tak wrednie jej ją z powrotem pomazał.
Zastanawiało ją to, dlaczego niby on jej dziękuje. Nie zrobiła przecież ani nie powiedziała niczego wielkiego.
Uniósł zadziornie brew i zmierzył powoli jej twarz. Poczuł suchość w ustach, dlatego natychmiast je nawilżył, wracając do jej oczu, już innym spojrzeniem, niż przed chwilą. Jego krok zaczynał wywierać na nim silniejsze odczucia, od tych poprawnych z głowy.

Ze świadomością, że nie prowadzi nas ślepy los.
Stanowimy jedność, nie ma sensu ścigać się wciąż.
Między sobą.
Życie za przeszłość.
Natura z Tobą.
Jesteśmy jej częścią.
Mamy w sobie pełno miłości,
lecz zapominamy o niej, gdy życie daje nam w kość...

Amandy chaotyczne myśli przerwało jego lustrujące jej oczy spojrzenie. Zimna dotychczas tęczówka roziskrzyła się, a on sam przywoływał jej widok wygranego, który zaraz sięgnie po długo wyczekiwaną nagrodę.
Uśmiechnęła się do swojej myśli, która ukazała jej blondyna, jako triatlonistę, stającego na najwyższym miejscu podium, sięgającego po najlepszą z nagród.


CDN

Rozdział 4.

Z drobnym opóźnieniem, mam dość dużo pracy, przez co organizm przestał wyrabiać, ale jest. Zapraszam gorąco! :)


~4~

     Czwartek. Ten dzień dla wielu pracowników biur hotelu był bardzo ciężkim dniem. Dlaczego? Tom, co chwilę zarządzał zebrania na temat nowej kampanii. Chciał mieć do wszystkiego jasny wgląd, więc pracownicy musieli się bardziej starać niż zwykle. Oh tak. Używanie mózgu na pełnych obrotach było dla wielu bardzo męczące. Tom nie miał dla nikogo litości, ponieważ nikt nie miał litości dla niego. Kółko się zamykało, a to oznaczało bardzo produktywny dzień.

     - Agencja modelek „Models Line” zgodziła się na współpracę i ma do zaoferowania takie typy urody ludzi... - Eric przedstawiał na rzutniku portfolio kandydatów, od razu przedstawiając warunki umowy z agencją.

     Oczywiście Eric miał jeszcze trzy inne agencje do przedstawienia, ale że „Models Line”, oferowało to, co miał na myśli Tom, nawet jeśli koszt wynosił nieco więcej niż innych agencji, Tom przystał na tej. Bez problemu wyznaczył dziesięć głównych ról, dopasowując już w myśli ich wygląd do postaci w jego zarysie scenariuszy.

     - Wynegocjuj jeszcze cenę, jeśli się nie uda, trudno, ale postaraj się. - Odrzekł Tom, zerkając w dokument uzyskany od Mike’a, w którym jasno był przedstawiony budżet kampanii.

     Obliczając już w głowie pozostałe koszty, wynajęcie kamerzystów ze swoim sprzętem, kupienie podkładu muzycznego, wynajęcie speakera, który użyczy głosu w spocie, wynajęcie stylistów i statystów, ciuchów, zamknięcie na okres zdjęć poszczególnych atrakcji ich hotelu, co wiązało się z chwilowym brakiem przychodu z korzystania z nich przez gości, oświetlenie i cały sprzęt, który zżerał mnóstwo prądu... To cienko to widział... Oczywiście jeszcze nie powiadomił o tym prezesa. Wolał już mieć wszystko jasne na papierze, zanim mu to wszystko przedstawi i zacznie wysłuchiwać, jaki to on jest rozrzutny...
     Główkował w swoim gabinecie, jakby to zrobić, żeby w miarę szybko zwróciły się pieniądze. Szybciej, niż przewidywał zwrot kosztów kampanii. Coś, co by mogło pozwolić mu na nieograniczony budżet przeznaczony na zdjęcia. Pragnął w tę kampanię zainwestować tak dobrze, jak dobrze potem przyjmować milionerów w swoich pokojach hotelowych i apartamentach.
     Uderzał w swoim rytmie palcami o czysty blat biurka, ślepo błądząc wzrokiem po wnętrzu swego sporego biura. Nie zadowalało go przyjmowanie zwykłych turystów, którzy oszczędzali pieniądze nawet na tym, że nie brali w pakiecie śniadań i woleli zajadać się suchym prowiantem z marketu.
     Mike, ale w szczególności Lucas Zimmermann zainwestował niemalże miliardy w wystrój wnętrza, który zwracał im się nadal od dwóch lat, a szacunki zwrotu kosztów, mówią, że będzie się to zwracać w takim tempie, jak teraz, przez jeszcze około piętnaście lat.
     Przeglądał strony internetowe konkurencji, jakich było całe mnóstwo na Manhattanie. Jego cichym marzeniem było gościć kiedyś w swoim hotelu prezydenta Stanów Zjednoczonych. To by była największa dla nich zasługa. Mike dbał o każdy szczegół w wystroju, a krytycy już dawno przyznali im pięć gwiazdek. Teraz był czas tylko na wystrzelenie na pierwsze listy rankingów. To był właśnie ich główny cel.
     Hotel „Imperius” miał wiele zasług i znajdował się niedaleko ich hotelu. To właśnie w nim mieszkały największe sławy. Zastanawiał się, jak ich ściągnąć do Luxa. Podejrzewał, że Tą kampanią, która nie długo ma wejść w życie, właśnie ich do siebie ściągnie, tylko że brakło mu budżetu, a od kredytów bronił się rękoma i nogami...
     Stukał palcami w blat, gdy baner reklamowy zakrył mu stronę hotelu „Imperius”.

„DO KOŃCA KWIETNIA TRWA NABÓR STAŻYSTÓW. Jeśli masz ochotę zabłysnąć, wyślij nam swoje portfolio...”

     Tom natychmiast się skwasił, podejrzewając, że też robią nową kampanię... Aż miał ochotę zwymiotować na myśl, że to, co wymyślił, okaże się zwykłym gównem.
     Oczywiście wszedł w reklamę, by poznać szczegóły. To, co zobaczył o mało co, nie zwaliło go z krzesła. W Imperiusie będą nagrywane sceny do filmu! Serce mu zabiło mocniej na wyobrażenie sobie swojego miejsca pracy w pełnometrażowym filmie, puszczanym w kinach, w dodatku z jakimiś znanymi Hollywoodzkimi gwiazdami! To było to! Był tak podekscytowany, że natychmiast odnalazł kontakt do organizatora tego przedsięwzięcia. Jednak zawahał się w trakcie pisania odpowiedniego maila. Przecież nie znał szczegółów, nie znał nic, nawet tytułu filmu, ale jeśli mieli nagrywać w Imperiusie, to znaczyło, że to musi być bardzo dobry film...
     Siedział sztywny chwilę, intensywnie myśląc nad tym, co by tu zrobić, żeby poznać PRAWDZIWE szczegóły tego wydarzenia. Potrzebował kogoś, kto by zdobył te informacje...
***
     - Kolejna perfidna prowokacja. - Zauważył. - Jeśli myślisz, że nie spróbuję, to się mylisz. - Zbliżył się do niej pewnie. Położył w końcu swą dłoń na jej nagim udzie, gdy drugą dłonią objął jej talię. - Wiedz jednak to, że sama do tego doprowadziłaś. -Odrzekł ciszej, zaglądając jej w oczy.
     Zachichotała.
     - Nic z tych rzeczy. Pan sam się prosi o utarcie nosa. - Stwierdziła spokojnie.
     - Naprawdę na to zasłużyłem twoim zdaniem? - Jeszcze bardziej się zaskoczył. Uważał, że on akurat w tej całej grze jest najmniej winny. To ona go od samego wejścia kusiła.
     - Ma pan żonę i dziecko... Chce się pan mną zabawić, a potem wrócić do rodziny? Na co pana zdaniem zasługuje ktoś, kto zachowuje się w taki sposób? Jak pan potraktowałby kobietę, która mając męża, zaciągnęła, by pana do łóżka? - Spytała rezolutnie.
     Kaulitza aż zatkało. Nie dowierzał w to, co właśnie usłyszały jego uszy. Ciśnienie mu wzrosło już nie od kawy, gdy przeanalizował jej słowa. W jednej chwili uznał ją za wredną, chodzącą kusicielkę, bawiącą się czyimiś uczuciami, by w efekcie wypomnieć to, że komuś się właśnie taka spodobała.
     - A ja się jej, kurwa, zwierzyłem. - Prychnął wściekły w myśli. - Co za idiota. One wszystkie są takie same!
     - Uważasz, że robiłbym to, gdyby KTOŚ nie dawał mi ku temu powodu? - Zawołał.
     - Powodu? Sprzątałam, a pan bezczelnie patrzył na mój tyłek-Podkreśliła z ironicznym uśmiechem. - Zamierzałam pana przeprosić za wtykanie nosa w cudze sprawy, ale właśnie zmieniłam zdanie. - Złapała się na tym, że już traktuje go, jak swojego, choć dotknął tylko jej uda... W dodatku przez sekundę... Odwróciła wzrok, by się uspokoić. - Proszę się mnie spodziewać jutro już od rana. Będę miała więcej pracy, niż przypuszczałam.
     - Patrzyłem na twoje nogi, nie na twój tyłek. - Sprostował. - I właśnie tak. Odkąd tu weszłaś, perfidnie mnie kusiłaś, a teraz mi wypominasz to, że uległem twoim gestom? Jesteś jak wszystkie inne. - Prychnął.
     Wstał z kanapy i poszedł do swojego biurka, znajdującego się w kącie sporego salonu, zwróconego twarzą do oszklonej ściany, za którą było widać panoramę tego chaotycznego miasta, jak i Central Park.
     - Wypraszam to sobie. - Powiedziała urażona. - Pan pierwszy zaczął tę... Zresztą. Nie ważne. Nie zamierzam dalej zachowywać się jak dziecko.
Zamierzała wyjść i wypłakać się w łazience... Naprawdę sprawił jej przykrość swoim osądem.
     - DALEJ zachowywać się jak dziecko? Cieszę się, że sama doszłaś do określenia swojego szczeniackiego zachowania. - Warknął wściekły.
     Było mu naprawdę przykro, że po zwierzeniu z takich rzeczy, takiej rozmowie i spędzeniu ze sobą pół dnia, tak wrednie go podsumowała. Bardzo mu się spodobała. Z każdej możliwej strony. Miał wręcz uczucie, jakby oszalał, a ona pokazała rogi. Nie mógł uwierzyć, iż dał się jej tak zrobić. Klął w myśli tak bardzo, że chyba nikt nie chciał tego słyszeć...
     Poszła za nim spokojnym krokiem, przyglądając się jego plecom.


Zastanawiam się jak smakuje Twoje ciało
Stawiając siebie w miejscu innej osoby
Odwróć wzrok
Nie pozostało już nic
Jestem sama, ale wiem dokładnie co czujesz


     - Ta sprzeczka to istna dziecinada. - Szepnęła. Miała ochotę dotknąć jego twarzy... Spróbować ust...
     Spojrzała badawczo w jego oczy. Był wściekły.
     - Jest pan na mnie zły. - Zauważyła skruszona.
     Uniósł ironicznie brew, patrząc jej prosto w oczy. Zamierzał już nigdy w życiu nie wdawać się w jej żadną grę. NIGDY.
     - Da się pan przeprosić obiecanym obiadem? - Spytała niewinnie. Nie chciała go urazić. Naprawdę!
     - Tak szybko przemyślałaś swoje zachowanie? Czy to kolejna twoja głupia gra? - Zapytał surowo.
     - Żadna gra. Skoro mam być pana pokojówką, to chcę mieć z panem pokojowe relacje. - Próbowała go udobruchać.
     - Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałaś. Proszę, żebyś wróciła do pracy, jeśli skończyłaś, proszę stąd wyjść. Pracuję, jak widzisz. - Odrzekł znacząco.
     Zrobiło się jej jeszcze bardziej przykro niż wcześniej. Odwróciła wzrok, zaciskając powieki. Zapomniała już, jak powinna obchodzić się z mężczyznami... Odsunęła się o kilka kroków i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
     - Wrócę jutro... Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę dzwonić. Wewnętrzny 25. - Szepnęła zgaszona.
     Wyszła razem ze swoimi rzeczami, po drodze mijając zapewne jego żonę i córkę. Zabolało... Jak nigdy dotąd nie bolało ją nic. Chwilę wcześniej prawie ją uwiódł...
***
     Spędziły naprawdę miły dla Mariki dzień na zakupach. Kobieta zwiedziła wszystkie możliwe sklepy odzieżowe dla kobiet i dzieci. Uważała, że doskonale się z córką dogaduje. Nie miała pojęcia, iż dziewczynka miała dość tego rodzaju rozrywek i wolałaby wybrać się na basen, do kina, albo zwyczajnie ułożyć z mamą puzzle, czy obejrzeć na DVD kilka bajek. Obładowane nie do końca potrzebnymi zakupami wróciły taksówką do apartamentu wynajmowanego przez pana Kaulitz.
     Kobieta z uśmiechem wczytała kartę magnetyczną, a gdy zamek w drzwiach ustąpił, z zaskoczeniem odprowadziła wzrokiem młodą pokojówkę. Ucieszyła się w myśli z widoku, jaki zastała. Młoda sprzątaczka, bo właśnie tyle w oczach Mariki znaczyła, była zapłakana, co nie uszło jej uwadze. Wbrew pozorom była dobrą obserwatorką, a zachowanie dziewki utwierdziło ją tylko w przekonaniu, iż jej beznadziejny mąż nie potraktował gosposi poważnie.

     Leżeli już w łóżku. Lisa dopiero co poszła spać, a było już po godzinie jedenastej. Rozbrykała się z Billem i nie mieli przez chwilę poczucia czasu. Wpatrywał się ślepo w mało określony punkt na ścianie, gdy za nim leżała jego żona.
     - Ty mnie w ogóle jeszcze kochasz? - Zapytał nagle, patrząc na swoją żonę przez ramię.
     - Yhy... - Odparła spokojnie, przeglądając Instagram. W ogóle nie słuchała, co do niej mówił.
     - Pytam tak poważnie. - Zirytował się, oczekując równie poważnej odpowiedzi. Nie rozmawiał przecież z pięcioletnią dziewczynką!
     - Słucham? - Spojrzała w końcu na tył jego głowy. - O co pytałeś? - Spytała, lekko się uśmiechając.
     Nie kochała go... Od dawna nic nie czuła... Nawet jej już nie całował... Nic w jej kierunku już nie robił. Nie pamiętała nawet, kiedy ostatni raz uprawiali seks.
     - Pytałem, czy czujesz coś do mnie. - Westchnął, pocierając jedną dłonią, zmęczoną twarz.
     - To samo, co od pięciu lat. - Odparła znudzona, przesuwając palcem po ekranie drogiego telefonu.
     To, co było między nimi, już dawno się skończyło. Żadne z nich nie wiedziało nawet, kiedy dokładnie do tego doszło.
     - Doprawdy?
     Poczuł się dziwnie skazany. Ona go może już nie kochała, on jej, w dodatku nie mógł zaznać ciepła u boku innej, bo był z nią... Skwasił się i wyzwał swoje życie w myśli. Kompletnie nie tak, to wszystko miało wyglądać... Sądził, że gdy się z nią ożeni, że jeśli mają dziecko, może wszystko się ułoży. Stało się odwrotnie. Ślub, można było powiedzieć, że to był moment, który podzielił ich jeszcze bardziej, niż wcześniej.
     - Wątpisz? - Spytała, patrząc na niego.
     - Czasami tak. - Odrzekł na wydechu.
     - Dlaczego? Myślisz, że byłabym z Tobą tutaj, gdybym nic nie czuła? - Nie mogła pozwolić, żeby domyślił się, że ma tu kochanka od dawna.
     - Tak właśnie myślę. - Bał się choćby w myśli wypowiedzieć słowa, które w tej chwili cisnęły mu się na usta.
     - Więc, niby czemu miałabym być z Tobą, nic nie czując? - Dopytywała, jakby to nie było oczywiste.
     - Przez wiele powodów. - Tym razem to on uciął krótką wypowiedzią.
     - A można konkretniej? - Zachowywała się, jakby chciała pokazać mu, jak bardzo się co do niej myli.
     - Przez Lisę, przez pieniądze, przez brak pracy, przez wieczny high life, przez luksusy, przez brak zmartwień... - Wymienił spokojnie.
     - I uważasz, że masz rację? - Spytała, udając urażoną.
     - Pytam się ciebie.
     - A ja ciebie. - Odparła.
     Westchnął.
     - Uważam, że tak. -Odwrócił się do niej przodem i zerknął w jej duże brązowe oczy, ozdobione gęstym wachlarzem, długich rzęs.
     Mierzyła go wzrokiem, po czym z powrotem spojrzała w telefon. Nie umiała mu odpowiedzieć, pomimo że to było naprawdę bardzo oczywiste.
     Kaulitz wysunął rękę i chwycił jej telefon, wyrywając go z jej rąk.
     - Porozmawiaj ze mną. - Rozkazał. Starał się zachować miły, spokojny i opanowany ton głosu.
     - Oddaj mi go. - Poprosiła podenerwowana.
     - Nie. Chcę z tobą porozmawiać.
     - A ja chcę odzyskać telefon. Muszę być na bieżąco. - Upomniała go, jakby właśnie wyłączył ją z jedynego życia, jakie prowadziła.
     - Przez pięć minut, nie musisz. Odpowiedz mi na pytanie.
     - Muszę być zawsze na bieżąco. Myślisz, że tylko Twoja praca się liczy? Moja też w końcu przyniesie korzyści. Ty ciągle tylko pracujesz. Oddaj mi telefon.
     - Jak widzisz, nie siedzę teraz w papierach. Mam czas dla ciebie, dlatego chcę z tobą porozmawiać. Odpowiedz mi na pytanie.
     Wściekła się.
     - Kocham CIEBIE, tak samo, jak TY kochasz mnie.
     - Skąd wiesz, jak cię kocham, że tak mówisz?
     - A nie kochasz? - Spytała, patrząc na niego i wyciągając dłoń po smartphone'a.
     Odsunął dłoń z telefonem.
     - Właśnie się nad tym zastanawiam. Czy ten głupi telefon jest ważniejszy ode mnie?
     - Och! Doprawdy? - Warknęła. - Ten głupi telefon jest ze mną częściej niż ty.
     - Bo pozwoliłaś na to i sama tak wybrałaś.
     - Ja? A co miałam zrobić ? Zakazać ci pracować?
     - Nie możesz mi zakazać pracować, bo byś umarła z głodu razem z Lisą i nie miałybyście, gdzie mieszkać, ale możesz poświęcać mi czas, w którym nie pracuję.
     - Gwarantuje Ci, że bez twoich pieniędzy też byśmy dały radę. - Mruknęła. - Kiedy nie pracujesz, ja się staram to robić.
     - Tak? - Zironizował. - Marika... Powiedz mi, czego ci brakuje? Co cię boli? O czym myślisz? Czego chcesz? - Próbował.
     - Domyśl się. Wychodzi na to, że marny z ciebie prawnik, skoro przez pięć lat się nie zorientowałeś, co jest nie tak.
     Kaulitz usłyszawszy jej osąd, podniósł się do pozycji siedzącej. Spojrzał na nią uważnie.
     - Więc mi powiedz. - Rozkazał poważnie.
     - Daj znać, jak się domyślisz. Idę popływać. - Rzuciła, łapiąc kostium i ręcznik.
     - Wyjaśnij mi. Nie odchodź. - Ponowił rozkaz.
     - Chyba wyraziłam się jasno, panie adwokat. Idę na basen. Jutro spędzam dzień z koleżankami, więc mała jest z Tobą. Dobranoc.
     - Zaczekaj! Nie możesz jutro zostawić mi jej! Przyjechałem tu do pracy! Nie po to, żebyś ty mogła bawić się z koleżankami! -Zawołał wściekły. - Nie zależy ci już na nas?
     - A ja przyjechałam tu na weekend. Mała będzie z Tobą od 15. - Rzuciła i posłała mu pełne litości spojrzenie. - Wiesz, że nigdy nie chciałam być matką. - Przypomniała mu. - Śpij już.
     Kaulitz zamilkł. On też nie chciał być ojcem tak szybko, ale przeżył to, przełknął, kochał Lisę, tak mocno, jak swoją mamę i brata, nawet mocniej!

Chyba będę musiał znaleźć kogoś na twoje miejsce...
Jeśli tak trzeba...
Bo jesteśmy bez szans...

     - Jak ona może!? - Zawołał w myśli.
     - Bill? Telefon? - Upomniała się.
     Był tak wkurwiony, że aż nie wiedział, co ma zrobić, ale wymyślił. Wyciągnął z jej telefonu baterię i rzucił jej telefon.
     - Wiesz, co? - Pokręciła głową i wyszła.
     Kaulitz po chwili również wyszedł. Położył się obok Lisy i się w nią wtulił, twierdząc, że to jest jedyna kobieta, która jest z nim szczera, która go prawdziwie kocha. Niestety nie mógł zasnąć. W ruch poszedł internet, a gdy upewnił się, że Marika jest w domu, wyszedł na przejażdżkę autem...

A moje serce obezwładniały łzy...
Minęliśmy się z przeznaczeniem...
Lecz zaczynamy wciąż od nowa...

     - Tato? Mama jeszcze śpi? Płakałeś? - Pytała cicho, patrząc na niego z troską dziecięca, swymi dużymi, błyszczącymi oczkami.
     - Płakałem, bo jeden wielki potwór powiedział, że mnie nie kocha i uciekłem do ciebie, żeby zrobiło mi się dobrze. - Poczochrał ją po włosach.
     - Tato! Nie można bać się potworów! - Upomniała go tak, jak on ją zawsze.
     - Widzisz kochanie, gdy się do ciebie przytuliłem, wszystkie potwory odeszły. Uratowałaś mnie. -      Zaśmiał się, dając jej buziaka w czółko.
     Uśmiechnęła się do taty i przytuliła do niego.
     Spuściła wzrok, gdy Marika weszła do kuchni. Wiedziała, że tata spał z nią zawsze, gdy się pokłócił z mamą.
     - Co na śniadanie? - Spytała, poprawiając swe polakierowane włosy. - Zaraz wychodzimy. - Zakomunikowała córce i zniknęła, by się ubrać.
     Kaulitz wziął swą małą kobietę na ręce i poszedł z nią do kuchni. Tam posadził ją na blacie półwyspu, podał jej miskę i łyżeczkę i zaproponował trzy rodzaje płatków.
     Lisa wybrała ulubione i zjadła, gdy jej podał. Gdy tylko jej mama z powrotem przyszła do kuchni, poszła razem z nią się ubrać. Lubiła, kiedy mogła spędzać czas z rodziną.
     Bill westchnął głośno pod nosem. Rozglądając się po zawalonym zabawkami salonie, rozlanym przez przypadek sokiem i okruchami po chipsach, stwierdził, że dobrze, że pokojówka przyjdzie z samego rana.
     - Obsługa hotelowa! - Głos pokojówki przeszedł przez drzwi.
     Dziewczyna weszła do apartamentu, wiedząc, że zaraz zostanie zaproszona.
     - Dzień dobry! - Zawołała radośnie. Oprócz przyborów do sprzątania miała jeszcze niedużą reklamówkę. Chciała go przeprosić, więc mimo biedy, wzięła od szefa zaliczkę i przygotowała wszystko, co mógłby polubić.
     Bez gadania zaczęła myć brudne naczynia.
     - Coś oprócz kuchenki jest do zrobienia? - Spytała, mając na uwadze obecność dziecka.
     - Dzień dobry. - Powiedziała dziewczynka grzecznie.
     - Tak.
     Pokiwała głowa.
     - Zajmę się salonem w pierwszej kolejności. Do kuchni wrócę, kiedy państwo skończą jeść. - Odparła i poprawiwszy wysoki kucyk, ruszyła do salonu, który zaczęła sprzątać. Uśmiechnęła się na myśl o tym, jak bawiła się z synem...
     - Kochanie, wychodzimy z Lisą - Powiedziała Amanda i widząc piękną pokojówkę, cmoknęła jego policzek.
     - Była niezła zabawa. - Zauważyła Amanda, gdy kobiety wyszły z apartamentu. - Może chciałby pan zjeść normalne śniadanie, zamiast jogurtu? - Spojrzała na jego niby śniadanie.
     Obdarzył kobietę swym wzrokiem, wziął kubek z kawą i usiadł do biurka, wyciągając znowu akta, które powinien znać już na pamięć już wczoraj, udając, że wcale nie jest zainteresowany jej niewiarygodnie bardzo pociągającą osobą.
     - Zamierza się pan do mnie nie odzywać? - Spytała, jednak po chwili zrezygnowała. Nie chciała go zmuszać do kontaktu. Umyła naczynia i westchnęła, czyszcząc stół.
     - Łóżka pościelić, czy zostawić?
     - Pościelić.
     Kompletnie nie mógł się skupić. Miał wrażenie, jakby ta kobieta wyglądała ładniej niż wczoraj. Aż chciał się jej zapytać, czy coś robiła ze swym ciałem... Myśl, że Marika oskarża go o to, że urodziła mu dziecko, jednak było silniejsze. Nie potrafił tego odwrócić. Nie potrafił jej 'uratować', ponieważ się nie dało tego zrobić. Był załamany tym wszystkim. Czuł się winny temu wszystkiemu. Znowu naszła go myśl, że z Mariką jest, ale nie jest, a z inną nie może, bo jest, ale nie jest z Mariką. To wszystko go dobijało. Stwierdził, że ofiara na zdjęciu pokryta krwią i leżąca w kałuży krwi, ma z nich wszystkich najlepiej i już jej nie żałował. Zaznała spokoju...
     Pokiwała głową i ruszyła na górę. Była ciekawa, czy Bill jeszcze sypia z żoną... Przygryzła wargę i zeszła na parter do biurka, przy którym siedział.
     - Ciężka Sprawa? - Spytała cichutko, zerkając na zdjęcie, któremu się przypatrywał.
     Jego noga nerwowo podrygiwała, a jego palce non stop uderzały w blat.
     - Tak. - Zamknął akta i wybrał numer telefonu do klienta.
     Westchnęła ciężko. Nie chciała podsłuchiwać, jednak mówił dość głośno o swoich wątpliwościach związanych ze znajomością ofiary z fryzjerem.
     Po chwili, gdy skończył, podała mu kubek z herbatą.
     - Herbata może pomóc zebrać myśli.
     -Dzięki, ale muszę iść. - Musiał osobiście obejrzeć miejsce zbrodni i wybrać się do fryzjera.
     - Wróci pan na obiad, czy mam się nie kłopotać? - Spytała, niedowierzając jego zachowaniu wobec niej.
     - Możesz się kłopotać. - Wciągnął swe markowe buty, związując na szybko sznurówki.
     Miała ochotę złapać go za rękę i dobitnie pokazać, jak bardzo nie pasuje jej to, że ją zostawia samą.
     - Długo będzie pan traktował mnie jak intruza? - Spytała poirytowana.
     - Czekam na zdrowy obiad. -Rzucił przez ramię i wyszedł.
     Zaklęła szpetnie i gdy została sama, zajęła się obiadem, który zamierzała mu podać.
     Poprzedniego dnia przez krótką chwilę, miała wrażenie, że coś mogłoby zaistnieć między nimi... Nawet na kilka nocy... Dzisiaj zupełnie inaczej patrzyła na to wszystko.
     Kaulitz, po przyprowadzeniu auta z podziemnego parkingu przez Brada, ruszył do celu, włączając nawigację. Sprawa, którą prowadził, była jedna z trudniejszych, jakie miał. A od wygrania jej, zależała jego dalsza przyszłość zawodowa. Oskarżony mężczyzna był cenionym właścicielem Amerykańskich spółek transportu żywności. Jeśli by przegrał, a klient by został oskarżony, byłoby wiele niepowodzeń nie tylko związanych z jego życiem.
     Będąc w liceum, nigdy nie sądził, że zostanie w przyszłości adwokatem. Razem z Tomem wpadli na ten pomysł, gdy został już tylko tydzień do złożenia dokumentów na jakąkolwiek uczelnię. Tom wytrzymał tylko rok, a jemu się to spodobało. Tom przeniósł się na marketing, a on zapragnął bronić niewinnych ludzi i maczać palce w prawie. I choć nie zawsze dobrze szła mu nauka, to zawsze mógł polegać na swym szybkim logicznym myśleniu i potoku słów, które wypływały z niego naturalnie. Cwaniactwo wykształcone już w podstawówce na coś się przydało. Teraz mógł tego używać, kiedy mu się podobało, na dodatek zgodnie z prawem. Uwielbiał swoją pracę, choć czasami naprawdę była wykańczająca i miał ochotę rzucić wszystkim i wyjechać na wakacje.
     Nie miał za sobą w swojej karierze mnóstwa wielkich spraw. Jego kariera tak naprawdę powstała jakieś dwa lata temu, gdy pomagał koledze o imieniu Luis przy jednej trudnej sprawie w Los Angeles. Nigdy nie chciał się wymądrzać ani przechwalać, ale musiał przyznać, że Luis wymiękł i tuż przy oddawaniu sprawy komuś innemu po pierwszej sprawie w sądzie, która mu nie poszła, Kaulitz ją zwinnie przejął. Znał już wszystkie szczegóły, czuł, że to wyzwanie i z własnej ciekawości, sprawdzenia siebie, postanowił za nią poręczyć. Wygrał. Sędzia, który znał go już z praktyk podczas studiów, osobiście podał mu dłoń i pogratulował. Od tego dnia poczuł się w końcu doceniony. Napływ dolarów wzorowo wypełnił jego konto i nawet niektóre lokalne gazety przedstawiły go, reklamując przy okazji jego wydział, na którym się kształcił. Od tego szczęśliwego dnia zaczęły napływać do niego coraz to ważniejsze i zarazem trudniejsze sprawy. Jeszcze ani jednej sprawy nie przegrał. Tej również nie mógł przegrać. Nie mógł sobie na to pozwolić, choćby nie wiadomo, ile czasu miał nad nią siedzieć.