Rozdział 8.

~8.~

     Kaulitz w niedzielę był bardzo zalatany, pomimo weekendu. To był dzień przed rozprawą. Rano musiał dać z siebie wszystko i wszystko zależało od tego dnia, więc niezbyt był kontaktowy, jednakże jego uwadze nie mogła umknąć kobieta, która rujnowała mu wszystkie logiczne myśli i doprowadzała do szaleństwa. Dzisiaj akurat jej pociągające nogi i seksowny, kuszący chód przełknął, wracając wzrokiem w papiery, przygotowując się do wystąpienia przed sądem.
     Obawy miał wielkie. Jeszcze nigdy nie miał tak niepewnego dowodu na pozew żadnej osoby. Jeśli sąd go nie uzna. Klient pójdzie siedzieć.
     Żołądek ściskał mu się na wszystkie strony, a on nie przełknął nic od wczorajszego popołudnia. 
     Zalewał swe ciało tylko kawą, która utrzymywała go przy życiu.
     Tom powiedział Amandzie, że brat ze stresu nic nie je, toteż dopytała o ulubioną potrawę i takową zaczęła przygotowywać. Pyszne zapachy rozeszły się po całym apartamencie. Chciała, żeby ją zauważył...
     Gdy dotarł do niego ten pyszny zapach, jego ulubionego sosu spaghetti, wzrok mimowolnie powędrował w stronę kuchni. Zmrużył oczy i przełknął ślinę. Wziął telefon w dłoń i napisał wiadomość o treści.
     " Możesz wpaść na zamówiony obiad. " - Wysłał bratu z przekąsem i pokręcił głową, wracając do dokumentów, których zaczynał się już uczyć na pamięć.
     "Ten obiad jest dla ciebie, więc bierz się za posiłek. I za tą boską panienkę ?"
     "Dzięki, ale nie mam humoru na jedzenie " - Odesłał ponownie z przekąsem, choć zerkał na dziewczynę ukradkiem.
     "Na jedzenie, czy na dziki seks na wyspie z piękną pokojówką? A zresztą.. Co mnie to! Wystarczy, że Marika korzysta z życia :)"
     "Jesteś wredny "
     "Szczery. Marika kocha twój portfel. Zauważ to w końcu."
     Chciał się obrazić i prawie mu się to udało, gdyby nie coraz intensywniejszy zapach. Westchnął, odkładając pracę i ruszając do kuchni.
     Amanda szykowała właśnie talerz dla niego. Potrawa, jego ulubiona, przygotowana przez nią, wyglądała równie dobrze, co pachniała. Ona stała, zupełnie ignorując jego idealną osobę
     - Czego się jeszcze dowiedziałaś o mnie od mojego braciszka? - Zaczepił ją, krzyżując ręce na klatce piersiowej, przyglądając się jej z uwagą, choć obrażoną miną.
     - Tylko tego. Powiedział, że nic pan od wczoraj nie jadł. Nie chciałam gotować czegoś, czego by pan nie zjadł. - Powiedziała spokojnie i zgodnie z prawdą.
     - Doprawdy? A powiedział, co robię, gdy się denerwuje? - Mruknął.
     - Nie. Nie interesowało mnie to. Miałam pana nakarmić, posprzątać tu i wyjść-wyjaśniła. Starała się go ignorować... Choć tak bardzo ją pociągał... Zwłaszcza po ostatnim razie, gdy ją pocałował i prawie przeleciał...
     - ... Kiedy będzie obiad?
     Obserwował każdy jej ruch, gest i krok. Jej rozpięta koszulka, mówiła mu tylko o jednym... Zerknął na zegarek. Nie mógł sobie pozwolić na nic. O 18 miał odwieźć Marikę i Lisę na lotnisko. Kto wie, o której przyjdą...
     - Już. Smacznego. - Powiedziała spokojnie i podała mu talerz oraz sztućce. Sama zajęła się sprzątaniem w kuchence i na blacie...
     - Dziękuję... - Ostrożnie posmakował swojego ukochanego niezdrowego posiłku. - Nie zjesz ze mną? - Zauważył.
     - Żona z córką poszły na zakupy, basen i długi spacer. Nie wrócą wcześniej niż o 16.- Powiedziała niby od niechcenia. Nie rozumiała, dlaczego on tak dawał się wykorzystać... - Powinnam? - Spytała, gotowa wyjąć drugi talerz. Nigdy nie zapraszał jej do wspólnego posiłku.
     - Nie powinnaś, ale nie zjadłem obiadu na przeprosiny, więc może to jest dobry czas, żeby to zrobić. Zresztą jest niedziela. - Usiadł przy stole.
     Uśmiechnęła się do siebie i nałożyła niedużą porcję na talerz, po czym dołączyła do niego w salonie. Usiadła naprzeciw niego, by dokładnie widział jej walory.
     Zerkał na nią z lekkim zainteresowaniem, pochłonięty swoimi myślami i spożywaniem pysznego obiadu, którego już długo nie jadł. Jednak zaczepił ją ponownie, mówiąc:
     - Praca jest ważniejsza dla ciebie, niż syn?
     - Nie ma dla mnie nikogo ani niczego ważniejszego niż mój syn. Jednak on ma potrzeby... Muszę mu zapewnić to, co pozwala mu żyć. - Powiedziała spokojnie, patrząc w talerz.
     - Tak? Zabawy z opiekunką, gdy jego matka, zamiast robić obiad jemu, robi obiad obcemu mężczyźnie?
     - Godziwe życie, wikt i opierunek oraz pewność, że nazajutrz będzie miał do czego wracać. -      Odparła i ze złością sięgnęła widelcem do ust, a nadmiar sosu poleciał na jej odsłonięty dekolt.
     Kaulitz uniósł brew i się uśmiechnął krzywo, widząc tę słodką wpadkę. Oczywiście nie podał jej chusteczek. Przyglądał się jej.
     - Mogę prosić o chusteczkę? - Spytała, patrząc na niego przenikliwie, choć wolałaby, aby to on starł z niej ten sos... Na samą myśl o tym poczuła dreszcz na całym ciele.
     - Bardzo proszę. - Podał, od niechcenia.
     Zgrabnym ruchem, otarła dekolt i uśmiechnęła się delikatnie.
     - Dziękuję. - Odparła spokojnie.
     - Smakuje mi twój obiad, a więc wybaczam ci wszystkie występki. - Odrzekł nagle.
     - Występki? Moje? A co pan zrobi, żebym wybaczyła mu pańskie? - Spytała cwano.
     - Zjadam twój obiad. - Zaśmiał się pod nosem, przy tym uśmiechając się do dziewczyny. - Zresztą. Z niczym nie zawiniłem. - Westchnął.
     - Słabo się pan stara. - Odparła i wstała, obciągając nieznacznie dół uniformu. - Nie? Niczym? A to, że próbował mnie pan posiąść? - Spytała cichym, ponętnym szeptem.
     Kaulitz się uśmiechnął ponownie.
     - To był występek? - Zakpił radośnie. - Jeśli tak, to również i twój, bo z tego, co pamiętam, to równie bardzo chciałaś, żebym cię posiadł. - Odrzekł głośno i poważnie, choć bardzo rozbawiony.
     Nie pokazała, że ją skrępował.
     - Ale to pan przerwał. - Puściła mu oko. - A to już był występek. Nie jest pan taki odważny, jak się zarzekał.
     - Ty nie jesteś taka trudna, jak się zarzekasz. - Patrzył na nią zadziornie.
     - Uważa pan, że jestem łatwa? - Prychnęła. Znowu to zrobił. Uraził ją. Odwróciła się do niego tyłem. Nigdy nikt nie powiedział jej tak przykrego zdania.
     - Traktuję cię ze wzajemnością Amando. - Przypomniał z westchnieniem i zrobił znudzoną minę, dokańczając obiad.
     - Z wzajemnością? Wie pan, że żeby przelecieć pokojówkę trzeba nieco więcej? Obrażając mnie... Idzie pan w bardzo złym kierunku. - pochyliła się nad nim i przejechała palcem po jego udzie, po czym podniosła się i odwróciła.
     - Obrażając mnie panno Steele, również idziesz w złym kierunku i to poważnym. - Zapewnił już lekko po irytowany. Wydawało mu się, że chyba zapomniała, że jedno jego słowo i może na momencie stracić pracę. Co za bezczelność! Poniżać człowieka, a gdy ten się odgryzie tak samo, grozić mu jeszcze.
     - Co za tupet! - Zawołał w myśli, zjeżony jej zachowaniem.
     - Grozi mi pan? - Spytała. - Zawiniłam... Proszę mnie więc skuć albo zniewolić w jakikolwiek znany sobie sposób i ukarać... - Puściła mu oko, zbierając talerze.
     - Uwierz, że chętnie bym to zrobił. - Uśmiechnął się pod nosem.


     Boj zapakował bagaże dziewczyn do bagażnika i wszyscy wsiedli do wypożyczonego samochodu. Kierowca jak na znak odjechał, kierując się prosto na lotnisko, z którego za dwie godziny miały odlot.
     - Powiadom mnie, o której będziecie miały lot w sobotę. Przyjadę po was na lotnisko. - Rzekł do niej bezpłciowo.
     - Echem... - Mruknęła Marika jakby w ogóle niezainteresowana tematem.
     Bill westchnął, kucając przy Lisie.
     - Będziesz grzeczna? - Pogłaskał ją po jasnych włosach.
     - Tak. - Uśmiechnęła się. - Nie chcę, nigdzie jechać... - Posmutniała nagle.
     - Za tydzień się znowu zobaczymy. - Serce mu zmiękło.
     - To, ile dni?
     - Dzisiaj niedziela, a zobaczymy się w sobotę, więc to równe sześć dni. Nawet mniej niż tydzień.
     - Sześć dni? - Posmutniała jeszcze bardziej. - To dużoo... - Zamarudziła.
     - Szybko zleci... Jak będziesz chciała ze mną rozmawiać, to możesz zawsze do mnie zadzwonić. - Pocieszył.
     - Ja chcę zostać...
     Kaulitz westchnął i przytulił ją mocno do siebie. Nienawidził pożegnań...
     Odprowadził je pod samą odprawę i tam jeszcze raz się pożegnał czule ze swą córeczką.
***
     Zbliżała się Ta godzina. Za dziesięć ósma. Jeszcze tylko dwie minuty. Pomalowała usta czerwoną szminką, w którą zainwestowała dość sporo pieniędzy, żeby nie wyglądała tandetnie. Zdążyła schować kosmetyk do kieszeni jeansów, gdy weszła do jej kantorka, narwana szefowa, badając wzrokiem małe pomieszczenie.
     - Posprzątaj tu. Nie długo ma być audyt. Masz się wyrobić do dziesiątej.
     - Dobrze. - Odrzekła szybko, wcale nie patrząc na kobietę.
     Cała była spięta i poddenerwowana. Nie mogła przecież jej znowu zobaczyć w pomalo...
     - Co ja ci mówiłam o makijażu!? - Zawołała szefowa. - Masz to natychmiast zmyć. Nie rozumiesz, co się do ciebie mówi? Przychodzisz na podryw, czy do pracy? - Rzuciła w dziewczynę o czekoladowych włosach ręcznikami papierowymi.
     Carolina natychmiast starła kosmetyk z ust, gdy szefowa przyglądała jej się wyczekująco, zła. Nie chciała się z nią kłócić o taką bzdurę. Byłoby to aż śmieszne, gdyby straciła pracę przez szminkę.
     Wpisała szybko w dotykowy panel zamówienie, już nie zwracając uwagi na szefową. Wściekła kobieta pokręciła głową i zniknęła za drzwiami, a stały klient pojawił się pod oknem zamówień, w swoim pokaźnym, czarnym samochodzie. Carolina zawsze uważała, że ten samochód wygląda, jakby dopiero co wyjechał z salonu, pomimo że Ten klient przyjeżdżał już do niej od ponad pół roku.
     Jego wzrok zawsze powodował u dziewczyny zaciśnięte gardło. Tak było od samego początku, aż dotąd. Nawet tak prostej rzeczy, jak oczekiwanie na zamówienie z wielkim trudem przyszło jej wyjaśnić. I wgapiała się w niego tempo, chcąc dobrać słowa jak najbardziej idealnie.
     - Coś się stało? - Zainteresował się przystojniak, marszcząc przy tym przesłodko swe czoło.
Carolina miała już prawie serce w gardle. Odezwał się do niej!
     - Nie. - Odrzekła szybko, zdezorientowana. Od zawsze starała się robić jego zamówienie, tak szybko, żeby nie musiał czekać, co było powodem jego zadowolenia z obsługi. - Czekam na zamówienie. - Dodała po chwili, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić.
     Szalenie się jej podobał. Czasem, a może częściej niż czasem, wyobrażała sobie siebie u boku tak wyglądającego mężczyzny i te wyobrażenia były odbierane przez nią niczym z pięknej bajki o Księciu i sierocie, którzy się w sobie zakochują.
     Przystojniak uderzył niecierpliwie palcami w skórzane obicie kierownicy i się ślepo rozejrzał.
     - Jak minął weekend? - Wyobraziła sobie swoje pytanie, które mogłaby skierować w jego stronę. Miała wrażenie, jakby cała krew skumulowała się w jej głowie na myśl, że mogłaby o to zapytać. Oczywiście, że się nie spytała. Przecież się wcale nie znają, jakby mogła zapytać o takie coś?
     - Wygląda pan na wypoczętego. - Odrzekła w myśli z uśmiechem. To też nie było dobre. Mógłby pomyśleć, że nie wygląda dobrze zazwyczaj, skoro dzisiaj tak dobrze. To odpada.
     - Ach... Znienawidzony poniedziałek. - Wywróciła oczami i westchnęła z uśmiechem w myśli. Przecież to by mogła powiedzieć, lubiła sobie w taki sposób żartować, nawet powiedziała to dzisiaj na głos do znajomych z pracy, wchodząc w to miejsce. Jednakże mogłaby przy nim wyjść na pesymistkę, a wcale nią nie była.
     Dostała kawę, którą od razu podała przystojniakowi, by nie musiał dłużej czekać. Już chciała się odezwać, przeprosić, chociażby za to dzisiejsze czekanie, jakkolwiek się do niego odezwać, gdy ten odebrał zamówienie, rzucił krótkie 'dzięki' i odjechał.
     Koniec.
     Westchnęła...
     - Zamiast się domyślać i wymyślać, mogłabym w końcu coś z siebie wydusić! Miałam taką okazję! - Warknęła na siebie w myśli. - Co za idiotka... - Klepnęła się w czoło. - Widzę go na co dzień, każdego dnia! Już powinnam się ogarnąć! Debilka... - Narzekała.
     Podparła brodę o dłoń, łokieć o blat okna i głośno, ociężale westchnęła, zerkając znudzona na kolejnego stałego, porannego klienta.
     Żałosne, ale chyba czasem tak bywa, gdy się kogoś widzi, kto działa tak mocno na nasze emocje. Te cholerne pytania, analizowanie odpowiedzi i brzmienie naszych słów, uprzykrza nam życie, zamiast olać wszystko i pozwolić sobie na potoczenie się sytuacji dalej, naturalnie.
***
     Oddalił Brada ze swoimi kluczykami auta i wszedł do hotelu w poniedziałkowym- nadzwyczaj dobrym nastroju. Kiwnął głową w stronę szklanej ściany, dzielącej hol od restauracji, do kelnerek pierwszej zmiany, machnął dłonią do Jadena zza recepcji i ukrył się za drzwiami, za którymi znajdowała się mnogość biur.
     Znalazłszy się w swoim lokum, obadał nowe maile, przypomniał sobie wszystkie sprawy, którymi się zajmował i nim zabrał się do pracy, uciął sobie jeszcze pogawędkę z Janett, na temat minionego weekendu.
     Niemniej jednak pół godziny później zabrał się pilnie do roboty. Z wielkim rozmachem planował szczegółowo każdą ze scen spotu, kompletnie nie trzymając się żadnych granic, a co gorsze budżetu. Już nie raz trafił z kampanią, która przynosiła hotelowi zyski, inaczej nie utrzymałby swojego stanowiska pracy, co lepsze, nie awansowałby na samą górę szczebla tego działu, więc i tym razem czuł, że będzie to posunięcie w dziesiątkę.
     Co jakiś czas zerkał na wyświetlacz telefonu. Miał dostać dwie interesujące go wiadomości. Pierwsza miała być od brata, czy może rozprawa potoczyła się po jego myśli, druga od Stefanie, która miała go powiadomić, czy została przyjęta do filmu z Imperiusa. Aczkolwiek bardziej przeżywając sytuację brata, pożałował, że z nim nie pojechał na rozprawę. W swoim życiu był tylko raz na takim zbiegowisku. Rok temu w Los Angeles. Poszedł na nią z czystej ciekawości, by ujrzeć brata w akcji. Teraz, skoro Bill przeżywał trudny okres w swym prywatnym życiu, mogłoby mu się przydać takie niby nic nieznaczące wsparcie, jak Tom w postaci wolnego słuchacza.
     Zerknął na zegarek. W sumie było dopiero parę minut przed dziewiątą. Mógłby zdążyć podopingować swojego młodszego braciszka.
     Wystrzelił z biura, jak szalony, by po parunastu minutach, móc szukać sali, na której jego brat zapewne się już produkował. Gdy ją odnalazł, przemknął cicho, niezauważony przez drzwi i zajął miejsce w ostatniej ławce.


C.D.N.

1 komentarz:

  1. Bardzo bym się zdziwiła, gdyby Bill zwolnił Amandę po czymś takim, chociaż zasłużyłaby sobie na to. Jednak dopinguję ich i mam nadzieję, że może uda im się w końcu do siebie zbliżyć. Może nie tylko cieleśnie, ale może zostaną przyjaciółmi. :)
    Caroliny części są takie przygnębiające, że aż mam ochotę krzyczeć: ,,zagadaj wreszcie do niego!", ,,powiedz cokolwiek!". Naprawdę mogłaby się w końcu przemóc. Zapytanie o to, jak minął weekend to wcale nie włażenie z butami w cudze życie. Zwłaszcza, jeśli widuje Toma codziennie! Niech się przełamie i wyjdzie zza ściany tej nieśmiałości. Liczę na nią!
    A Tom zachował się naprawdę jak na brata przystało. Cieszę się, że chce przysłuchiwać się, jak Bill daje sobie radę. :)
    Przechodzę do następnego odcinka.

    OdpowiedzUsuń