~4~
Czwartek. Ten dzień dla wielu pracowników biur hotelu był bardzo ciężkim dniem. Dlaczego? Tom, co chwilę zarządzał zebrania na temat nowej kampanii. Chciał mieć do wszystkiego jasny wgląd, więc pracownicy musieli się bardziej starać niż zwykle. Oh tak. Używanie mózgu na pełnych obrotach było dla wielu bardzo męczące. Tom nie miał dla nikogo litości, ponieważ nikt nie miał litości dla niego. Kółko się zamykało, a to oznaczało bardzo produktywny dzień.
- Agencja modelek „Models Line” zgodziła się na współpracę i ma do zaoferowania takie typy urody ludzi... - Eric przedstawiał na rzutniku portfolio kandydatów, od razu przedstawiając warunki umowy z agencją.
Oczywiście Eric miał jeszcze trzy inne agencje do przedstawienia, ale że „Models Line”, oferowało to, co miał na myśli Tom, nawet jeśli koszt wynosił nieco więcej niż innych agencji, Tom przystał na tej. Bez problemu wyznaczył dziesięć głównych ról, dopasowując już w myśli ich wygląd do postaci w jego zarysie scenariuszy.
- Wynegocjuj jeszcze cenę, jeśli się nie uda, trudno, ale postaraj się. - Odrzekł Tom, zerkając w dokument uzyskany od Mike’a, w którym jasno był przedstawiony budżet kampanii.
Obliczając już w głowie pozostałe koszty, wynajęcie kamerzystów ze swoim sprzętem, kupienie podkładu muzycznego, wynajęcie speakera, który użyczy głosu w spocie, wynajęcie stylistów i statystów, ciuchów, zamknięcie na okres zdjęć poszczególnych atrakcji ich hotelu, co wiązało się z chwilowym brakiem przychodu z korzystania z nich przez gości, oświetlenie i cały sprzęt, który zżerał mnóstwo prądu... To cienko to widział... Oczywiście jeszcze nie powiadomił o tym prezesa. Wolał już mieć wszystko jasne na papierze, zanim mu to wszystko przedstawi i zacznie wysłuchiwać, jaki to on jest rozrzutny...
Główkował w swoim gabinecie, jakby to zrobić, żeby w miarę szybko zwróciły się pieniądze. Szybciej, niż przewidywał zwrot kosztów kampanii. Coś, co by mogło pozwolić mu na nieograniczony budżet przeznaczony na zdjęcia. Pragnął w tę kampanię zainwestować tak dobrze, jak dobrze potem przyjmować milionerów w swoich pokojach hotelowych i apartamentach.
Uderzał w swoim rytmie palcami o czysty blat biurka, ślepo błądząc wzrokiem po wnętrzu swego sporego biura. Nie zadowalało go przyjmowanie zwykłych turystów, którzy oszczędzali pieniądze nawet na tym, że nie brali w pakiecie śniadań i woleli zajadać się suchym prowiantem z marketu.
Mike, ale w szczególności Lucas Zimmermann zainwestował niemalże miliardy w wystrój wnętrza, który zwracał im się nadal od dwóch lat, a szacunki zwrotu kosztów, mówią, że będzie się to zwracać w takim tempie, jak teraz, przez jeszcze około piętnaście lat.
Przeglądał strony internetowe konkurencji, jakich było całe mnóstwo na Manhattanie. Jego cichym marzeniem było gościć kiedyś w swoim hotelu prezydenta Stanów Zjednoczonych. To by była największa dla nich zasługa. Mike dbał o każdy szczegół w wystroju, a krytycy już dawno przyznali im pięć gwiazdek. Teraz był czas tylko na wystrzelenie na pierwsze listy rankingów. To był właśnie ich główny cel.
Hotel „Imperius” miał wiele zasług i znajdował się niedaleko ich hotelu. To właśnie w nim mieszkały największe sławy. Zastanawiał się, jak ich ściągnąć do Luxa. Podejrzewał, że Tą kampanią, która nie długo ma wejść w życie, właśnie ich do siebie ściągnie, tylko że brakło mu budżetu, a od kredytów bronił się rękoma i nogami...
Stukał palcami w blat, gdy baner reklamowy zakrył mu stronę hotelu „Imperius”.
Stukał palcami w blat, gdy baner reklamowy zakrył mu stronę hotelu „Imperius”.
„DO KOŃCA KWIETNIA TRWA NABÓR STAŻYSTÓW. Jeśli masz ochotę zabłysnąć, wyślij nam swoje portfolio...”
Tom natychmiast się skwasił, podejrzewając, że też robią nową kampanię... Aż miał ochotę zwymiotować na myśl, że to, co wymyślił, okaże się zwykłym gównem.
Oczywiście wszedł w reklamę, by poznać szczegóły. To, co zobaczył o mało co, nie zwaliło go z krzesła. W Imperiusie będą nagrywane sceny do filmu! Serce mu zabiło mocniej na wyobrażenie sobie swojego miejsca pracy w pełnometrażowym filmie, puszczanym w kinach, w dodatku z jakimiś znanymi Hollywoodzkimi gwiazdami! To było to! Był tak podekscytowany, że natychmiast odnalazł kontakt do organizatora tego przedsięwzięcia. Jednak zawahał się w trakcie pisania odpowiedniego maila. Przecież nie znał szczegółów, nie znał nic, nawet tytułu filmu, ale jeśli mieli nagrywać w Imperiusie, to znaczyło, że to musi być bardzo dobry film...
Siedział sztywny chwilę, intensywnie myśląc nad tym, co by tu zrobić, żeby poznać PRAWDZIWE szczegóły tego wydarzenia. Potrzebował kogoś, kto by zdobył te informacje...
***
- Kolejna perfidna prowokacja. - Zauważył. - Jeśli myślisz, że nie spróbuję, to się mylisz. - Zbliżył się do niej pewnie. Położył w końcu swą dłoń na jej nagim udzie, gdy drugą dłonią objął jej talię. - Wiedz jednak to, że sama do tego doprowadziłaś. -Odrzekł ciszej, zaglądając jej w oczy.
Zachichotała.
- Nic z tych rzeczy. Pan sam się prosi o utarcie nosa. - Stwierdziła spokojnie.
Zachichotała.
- Nic z tych rzeczy. Pan sam się prosi o utarcie nosa. - Stwierdziła spokojnie.
- Naprawdę na to zasłużyłem twoim zdaniem? - Jeszcze bardziej się zaskoczył. Uważał, że on akurat w tej całej grze jest najmniej winny. To ona go od samego wejścia kusiła.
- Ma pan żonę i dziecko... Chce się pan mną zabawić, a potem wrócić do rodziny? Na co pana zdaniem zasługuje ktoś, kto zachowuje się w taki sposób? Jak pan potraktowałby kobietę, która mając męża, zaciągnęła, by pana do łóżka? - Spytała rezolutnie.
Kaulitza aż zatkało. Nie dowierzał w to, co właśnie usłyszały jego uszy. Ciśnienie mu wzrosło już nie od kawy, gdy przeanalizował jej słowa. W jednej chwili uznał ją za wredną, chodzącą kusicielkę, bawiącą się czyimiś uczuciami, by w efekcie wypomnieć to, że komuś się właśnie taka spodobała.
- A ja się jej, kurwa, zwierzyłem. - Prychnął wściekły w myśli. - Co za idiota. One wszystkie są takie same!
- Uważasz, że robiłbym to, gdyby KTOŚ nie dawał mi ku temu powodu? - Zawołał.
- Powodu? Sprzątałam, a pan bezczelnie patrzył na mój tyłek-Podkreśliła z ironicznym uśmiechem. - Zamierzałam pana przeprosić za wtykanie nosa w cudze sprawy, ale właśnie zmieniłam zdanie. - Złapała się na tym, że już traktuje go, jak swojego, choć dotknął tylko jej uda... W dodatku przez sekundę... Odwróciła wzrok, by się uspokoić. - Proszę się mnie spodziewać jutro już od rana. Będę miała więcej pracy, niż przypuszczałam.
- Patrzyłem na twoje nogi, nie na twój tyłek. - Sprostował. - I właśnie tak. Odkąd tu weszłaś, perfidnie mnie kusiłaś, a teraz mi wypominasz to, że uległem twoim gestom? Jesteś jak wszystkie inne. - Prychnął.
Wstał z kanapy i poszedł do swojego biurka, znajdującego się w kącie sporego salonu, zwróconego twarzą do oszklonej ściany, za którą było widać panoramę tego chaotycznego miasta, jak i Central Park.
- Wypraszam to sobie. - Powiedziała urażona. - Pan pierwszy zaczął tę... Zresztą. Nie ważne. Nie zamierzam dalej zachowywać się jak dziecko.
Zamierzała wyjść i wypłakać się w łazience... Naprawdę sprawił jej przykrość swoim osądem.
- DALEJ zachowywać się jak dziecko? Cieszę się, że sama doszłaś do określenia swojego szczeniackiego zachowania. - Warknął wściekły.
Było mu naprawdę przykro, że po zwierzeniu z takich rzeczy, takiej rozmowie i spędzeniu ze sobą pół dnia, tak wrednie go podsumowała. Bardzo mu się spodobała. Z każdej możliwej strony. Miał wręcz uczucie, jakby oszalał, a ona pokazała rogi. Nie mógł uwierzyć, iż dał się jej tak zrobić. Klął w myśli tak bardzo, że chyba nikt nie chciał tego słyszeć...
Poszła za nim spokojnym krokiem, przyglądając się jego plecom.
Poszła za nim spokojnym krokiem, przyglądając się jego plecom.
Zastanawiam się jak smakuje Twoje ciało
Stawiając siebie w miejscu innej osoby
Odwróć wzrok
Nie pozostało już nic
Jestem sama, ale wiem dokładnie co czujesz
Stawiając siebie w miejscu innej osoby
Odwróć wzrok
Nie pozostało już nic
Jestem sama, ale wiem dokładnie co czujesz
- Ta sprzeczka to istna dziecinada. - Szepnęła. Miała ochotę dotknąć jego twarzy... Spróbować ust...
Spojrzała badawczo w jego oczy. Był wściekły.
- Jest pan na mnie zły. - Zauważyła skruszona.
Uniósł ironicznie brew, patrząc jej prosto w oczy. Zamierzał już nigdy w życiu nie wdawać się w jej żadną grę. NIGDY.
- Da się pan przeprosić obiecanym obiadem? - Spytała niewinnie. Nie chciała go urazić. Naprawdę!
- Tak szybko przemyślałaś swoje zachowanie? Czy to kolejna twoja głupia gra? - Zapytał surowo.
- Żadna gra. Skoro mam być pana pokojówką, to chcę mieć z panem pokojowe relacje. - Próbowała go udobruchać.
- Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałaś. Proszę, żebyś wróciła do pracy, jeśli skończyłaś, proszę stąd wyjść. Pracuję, jak widzisz. - Odrzekł znacząco.
Zrobiło się jej jeszcze bardziej przykro niż wcześniej. Odwróciła wzrok, zaciskając powieki. Zapomniała już, jak powinna obchodzić się z mężczyznami... Odsunęła się o kilka kroków i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
Zrobiło się jej jeszcze bardziej przykro niż wcześniej. Odwróciła wzrok, zaciskając powieki. Zapomniała już, jak powinna obchodzić się z mężczyznami... Odsunęła się o kilka kroków i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Wrócę jutro... Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę dzwonić. Wewnętrzny 25. - Szepnęła zgaszona.
Wyszła razem ze swoimi rzeczami, po drodze mijając zapewne jego żonę i córkę. Zabolało... Jak nigdy dotąd nie bolało ją nic. Chwilę wcześniej prawie ją uwiódł...
Wyszła razem ze swoimi rzeczami, po drodze mijając zapewne jego żonę i córkę. Zabolało... Jak nigdy dotąd nie bolało ją nic. Chwilę wcześniej prawie ją uwiódł...
***
Spędziły naprawdę miły dla Mariki dzień na zakupach. Kobieta zwiedziła wszystkie możliwe sklepy odzieżowe dla kobiet i dzieci. Uważała, że doskonale się z córką dogaduje. Nie miała pojęcia, iż dziewczynka miała dość tego rodzaju rozrywek i wolałaby wybrać się na basen, do kina, albo zwyczajnie ułożyć z mamą puzzle, czy obejrzeć na DVD kilka bajek. Obładowane nie do końca potrzebnymi zakupami wróciły taksówką do apartamentu wynajmowanego przez pana Kaulitz.
Kobieta z uśmiechem wczytała kartę magnetyczną, a gdy zamek w drzwiach ustąpił, z zaskoczeniem odprowadziła wzrokiem młodą pokojówkę. Ucieszyła się w myśli z widoku, jaki zastała. Młoda sprzątaczka, bo właśnie tyle w oczach Mariki znaczyła, była zapłakana, co nie uszło jej uwadze. Wbrew pozorom była dobrą obserwatorką, a zachowanie dziewki utwierdziło ją tylko w przekonaniu, iż jej beznadziejny mąż nie potraktował gosposi poważnie.
Leżeli już w łóżku. Lisa dopiero co poszła spać, a było już po godzinie jedenastej. Rozbrykała się z Billem i nie mieli przez chwilę poczucia czasu. Wpatrywał się ślepo w mało określony punkt na ścianie, gdy za nim leżała jego żona.
- Ty mnie w ogóle jeszcze kochasz? - Zapytał nagle, patrząc na swoją żonę przez ramię.
- Yhy... - Odparła spokojnie, przeglądając Instagram. W ogóle nie słuchała, co do niej mówił.
- Pytam tak poważnie. - Zirytował się, oczekując równie poważnej odpowiedzi. Nie rozmawiał przecież z pięcioletnią dziewczynką!
- Słucham? - Spojrzała w końcu na tył jego głowy. - O co pytałeś? - Spytała, lekko się uśmiechając.
Nie kochała go... Od dawna nic nie czuła... Nawet jej już nie całował... Nic w jej kierunku już nie robił. Nie pamiętała nawet, kiedy ostatni raz uprawiali seks.
- Pytałem, czy czujesz coś do mnie. - Westchnął, pocierając jedną dłonią, zmęczoną twarz.
- To samo, co od pięciu lat. - Odparła znudzona, przesuwając palcem po ekranie drogiego telefonu.
To, co było między nimi, już dawno się skończyło. Żadne z nich nie wiedziało nawet, kiedy dokładnie do tego doszło.
- Doprawdy?
- Ty mnie w ogóle jeszcze kochasz? - Zapytał nagle, patrząc na swoją żonę przez ramię.
- Yhy... - Odparła spokojnie, przeglądając Instagram. W ogóle nie słuchała, co do niej mówił.
- Pytam tak poważnie. - Zirytował się, oczekując równie poważnej odpowiedzi. Nie rozmawiał przecież z pięcioletnią dziewczynką!
- Słucham? - Spojrzała w końcu na tył jego głowy. - O co pytałeś? - Spytała, lekko się uśmiechając.
Nie kochała go... Od dawna nic nie czuła... Nawet jej już nie całował... Nic w jej kierunku już nie robił. Nie pamiętała nawet, kiedy ostatni raz uprawiali seks.
- Pytałem, czy czujesz coś do mnie. - Westchnął, pocierając jedną dłonią, zmęczoną twarz.
- To samo, co od pięciu lat. - Odparła znudzona, przesuwając palcem po ekranie drogiego telefonu.
To, co było między nimi, już dawno się skończyło. Żadne z nich nie wiedziało nawet, kiedy dokładnie do tego doszło.
- Doprawdy?
Poczuł się dziwnie skazany. Ona go może już nie kochała, on jej, w dodatku nie mógł zaznać ciepła u boku innej, bo był z nią... Skwasił się i wyzwał swoje życie w myśli. Kompletnie nie tak, to wszystko miało wyglądać... Sądził, że gdy się z nią ożeni, że jeśli mają dziecko, może wszystko się ułoży. Stało się odwrotnie. Ślub, można było powiedzieć, że to był moment, który podzielił ich jeszcze bardziej, niż wcześniej.
- Wątpisz? - Spytała, patrząc na niego.
- Czasami tak. - Odrzekł na wydechu.
- Dlaczego? Myślisz, że byłabym z Tobą tutaj, gdybym nic nie czuła? - Nie mogła pozwolić, żeby domyślił się, że ma tu kochanka od dawna.
- Tak właśnie myślę. - Bał się choćby w myśli wypowiedzieć słowa, które w tej chwili cisnęły mu się na usta.
- Więc, niby czemu miałabym być z Tobą, nic nie czując? - Dopytywała, jakby to nie było oczywiste.
- Przez wiele powodów. - Tym razem to on uciął krótką wypowiedzią.
- A można konkretniej? - Zachowywała się, jakby chciała pokazać mu, jak bardzo się co do niej myli.
- Przez Lisę, przez pieniądze, przez brak pracy, przez wieczny high life, przez luksusy, przez brak zmartwień... - Wymienił spokojnie.
- I uważasz, że masz rację? - Spytała, udając urażoną.
- Pytam się ciebie.
- A ja ciebie. - Odparła.
Westchnął.
- Uważam, że tak. -Odwrócił się do niej przodem i zerknął w jej duże brązowe oczy, ozdobione gęstym wachlarzem, długich rzęs.
Mierzyła go wzrokiem, po czym z powrotem spojrzała w telefon. Nie umiała mu odpowiedzieć, pomimo że to było naprawdę bardzo oczywiste.
- Czasami tak. - Odrzekł na wydechu.
- Dlaczego? Myślisz, że byłabym z Tobą tutaj, gdybym nic nie czuła? - Nie mogła pozwolić, żeby domyślił się, że ma tu kochanka od dawna.
- Tak właśnie myślę. - Bał się choćby w myśli wypowiedzieć słowa, które w tej chwili cisnęły mu się na usta.
- Więc, niby czemu miałabym być z Tobą, nic nie czując? - Dopytywała, jakby to nie było oczywiste.
- Przez wiele powodów. - Tym razem to on uciął krótką wypowiedzią.
- A można konkretniej? - Zachowywała się, jakby chciała pokazać mu, jak bardzo się co do niej myli.
- Przez Lisę, przez pieniądze, przez brak pracy, przez wieczny high life, przez luksusy, przez brak zmartwień... - Wymienił spokojnie.
- I uważasz, że masz rację? - Spytała, udając urażoną.
- Pytam się ciebie.
- A ja ciebie. - Odparła.
Westchnął.
- Uważam, że tak. -Odwrócił się do niej przodem i zerknął w jej duże brązowe oczy, ozdobione gęstym wachlarzem, długich rzęs.
Mierzyła go wzrokiem, po czym z powrotem spojrzała w telefon. Nie umiała mu odpowiedzieć, pomimo że to było naprawdę bardzo oczywiste.
Kaulitz wysunął rękę i chwycił jej telefon, wyrywając go z jej rąk.
- Porozmawiaj ze mną. - Rozkazał. Starał się zachować miły, spokojny i opanowany ton głosu.
- Oddaj mi go. - Poprosiła podenerwowana.
- Nie. Chcę z tobą porozmawiać.
- A ja chcę odzyskać telefon. Muszę być na bieżąco. - Upomniała go, jakby właśnie wyłączył ją z jedynego życia, jakie prowadziła.
- Przez pięć minut, nie musisz. Odpowiedz mi na pytanie.
- Muszę być zawsze na bieżąco. Myślisz, że tylko Twoja praca się liczy? Moja też w końcu przyniesie korzyści. Ty ciągle tylko pracujesz. Oddaj mi telefon.
- Jak widzisz, nie siedzę teraz w papierach. Mam czas dla ciebie, dlatego chcę z tobą porozmawiać. Odpowiedz mi na pytanie.
- Porozmawiaj ze mną. - Rozkazał. Starał się zachować miły, spokojny i opanowany ton głosu.
- Oddaj mi go. - Poprosiła podenerwowana.
- Nie. Chcę z tobą porozmawiać.
- A ja chcę odzyskać telefon. Muszę być na bieżąco. - Upomniała go, jakby właśnie wyłączył ją z jedynego życia, jakie prowadziła.
- Przez pięć minut, nie musisz. Odpowiedz mi na pytanie.
- Muszę być zawsze na bieżąco. Myślisz, że tylko Twoja praca się liczy? Moja też w końcu przyniesie korzyści. Ty ciągle tylko pracujesz. Oddaj mi telefon.
- Jak widzisz, nie siedzę teraz w papierach. Mam czas dla ciebie, dlatego chcę z tobą porozmawiać. Odpowiedz mi na pytanie.
Wściekła się.
- Kocham CIEBIE, tak samo, jak TY kochasz mnie.
- Skąd wiesz, jak cię kocham, że tak mówisz?
- A nie kochasz? - Spytała, patrząc na niego i wyciągając dłoń po smartphone'a.
- Skąd wiesz, jak cię kocham, że tak mówisz?
- A nie kochasz? - Spytała, patrząc na niego i wyciągając dłoń po smartphone'a.
Odsunął dłoń z telefonem.
- Właśnie się nad tym zastanawiam. Czy ten głupi telefon jest ważniejszy ode mnie?
- Och! Doprawdy? - Warknęła. - Ten głupi telefon jest ze mną częściej niż ty.
- Bo pozwoliłaś na to i sama tak wybrałaś.
- Ja? A co miałam zrobić ? Zakazać ci pracować?
- Nie możesz mi zakazać pracować, bo byś umarła z głodu razem z Lisą i nie miałybyście, gdzie mieszkać, ale możesz poświęcać mi czas, w którym nie pracuję.
- Gwarantuje Ci, że bez twoich pieniędzy też byśmy dały radę. - Mruknęła. - Kiedy nie pracujesz, ja się staram to robić.
- Tak? - Zironizował. - Marika... Powiedz mi, czego ci brakuje? Co cię boli? O czym myślisz? Czego chcesz? - Próbował.
- Domyśl się. Wychodzi na to, że marny z ciebie prawnik, skoro przez pięć lat się nie zorientowałeś, co jest nie tak.
- Och! Doprawdy? - Warknęła. - Ten głupi telefon jest ze mną częściej niż ty.
- Bo pozwoliłaś na to i sama tak wybrałaś.
- Ja? A co miałam zrobić ? Zakazać ci pracować?
- Nie możesz mi zakazać pracować, bo byś umarła z głodu razem z Lisą i nie miałybyście, gdzie mieszkać, ale możesz poświęcać mi czas, w którym nie pracuję.
- Gwarantuje Ci, że bez twoich pieniędzy też byśmy dały radę. - Mruknęła. - Kiedy nie pracujesz, ja się staram to robić.
- Tak? - Zironizował. - Marika... Powiedz mi, czego ci brakuje? Co cię boli? O czym myślisz? Czego chcesz? - Próbował.
- Domyśl się. Wychodzi na to, że marny z ciebie prawnik, skoro przez pięć lat się nie zorientowałeś, co jest nie tak.
Kaulitz usłyszawszy jej osąd, podniósł się do pozycji siedzącej. Spojrzał na nią uważnie.
- Więc mi powiedz. - Rozkazał poważnie.
- Daj znać, jak się domyślisz. Idę popływać. - Rzuciła, łapiąc kostium i ręcznik.
- Wyjaśnij mi. Nie odchodź. - Ponowił rozkaz.
- Chyba wyraziłam się jasno, panie adwokat. Idę na basen. Jutro spędzam dzień z koleżankami, więc mała jest z Tobą. Dobranoc.
- Zaczekaj! Nie możesz jutro zostawić mi jej! Przyjechałem tu do pracy! Nie po to, żebyś ty mogła bawić się z koleżankami! -Zawołał wściekły. - Nie zależy ci już na nas?
- A ja przyjechałam tu na weekend. Mała będzie z Tobą od 15. - Rzuciła i posłała mu pełne litości spojrzenie. - Wiesz, że nigdy nie chciałam być matką. - Przypomniała mu. - Śpij już.
Kaulitz zamilkł. On też nie chciał być ojcem tak szybko, ale przeżył to, przełknął, kochał Lisę, tak mocno, jak swoją mamę i brata, nawet mocniej!
- Więc mi powiedz. - Rozkazał poważnie.
- Daj znać, jak się domyślisz. Idę popływać. - Rzuciła, łapiąc kostium i ręcznik.
- Wyjaśnij mi. Nie odchodź. - Ponowił rozkaz.
- Chyba wyraziłam się jasno, panie adwokat. Idę na basen. Jutro spędzam dzień z koleżankami, więc mała jest z Tobą. Dobranoc.
- Zaczekaj! Nie możesz jutro zostawić mi jej! Przyjechałem tu do pracy! Nie po to, żebyś ty mogła bawić się z koleżankami! -Zawołał wściekły. - Nie zależy ci już na nas?
- A ja przyjechałam tu na weekend. Mała będzie z Tobą od 15. - Rzuciła i posłała mu pełne litości spojrzenie. - Wiesz, że nigdy nie chciałam być matką. - Przypomniała mu. - Śpij już.
Kaulitz zamilkł. On też nie chciał być ojcem tak szybko, ale przeżył to, przełknął, kochał Lisę, tak mocno, jak swoją mamę i brata, nawet mocniej!
Chyba będę musiał znaleźć kogoś na twoje miejsce...
Jeśli tak trzeba...
Bo jesteśmy bez szans...
Jeśli tak trzeba...
Bo jesteśmy bez szans...
- Bill? Telefon? - Upomniała się.
Był tak wkurwiony, że aż nie wiedział, co ma zrobić, ale wymyślił. Wyciągnął z jej telefonu baterię i rzucił jej telefon.
- Wiesz, co? - Pokręciła głową i wyszła.
Kaulitz po chwili również wyszedł. Położył się obok Lisy i się w nią wtulił, twierdząc, że to jest jedyna kobieta, która jest z nim szczera, która go prawdziwie kocha. Niestety nie mógł zasnąć. W ruch poszedł internet, a gdy upewnił się, że Marika jest w domu, wyszedł na przejażdżkę autem...
A moje serce obezwładniały łzy...
Minęliśmy się z przeznaczeniem...
Lecz zaczynamy wciąż od nowa...
Minęliśmy się z przeznaczeniem...
Lecz zaczynamy wciąż od nowa...
- Tato? Mama jeszcze śpi? Płakałeś? - Pytała cicho, patrząc na niego z troską dziecięca, swymi dużymi, błyszczącymi oczkami.
- Płakałem, bo jeden wielki potwór powiedział, że mnie nie kocha i uciekłem do ciebie, żeby zrobiło mi się dobrze. - Poczochrał ją po włosach.
- Tato! Nie można bać się potworów! - Upomniała go tak, jak on ją zawsze.
- Widzisz kochanie, gdy się do ciebie przytuliłem, wszystkie potwory odeszły. Uratowałaś mnie. - Zaśmiał się, dając jej buziaka w czółko.
Uśmiechnęła się do taty i przytuliła do niego.
Spuściła wzrok, gdy Marika weszła do kuchni. Wiedziała, że tata spał z nią zawsze, gdy się pokłócił z mamą.
- Co na śniadanie? - Spytała, poprawiając swe polakierowane włosy. - Zaraz wychodzimy. - Zakomunikowała córce i zniknęła, by się ubrać.
Kaulitz wziął swą małą kobietę na ręce i poszedł z nią do kuchni. Tam posadził ją na blacie półwyspu, podał jej miskę i łyżeczkę i zaproponował trzy rodzaje płatków.
Lisa wybrała ulubione i zjadła, gdy jej podał. Gdy tylko jej mama z powrotem przyszła do kuchni, poszła razem z nią się ubrać. Lubiła, kiedy mogła spędzać czas z rodziną.
Bill westchnął głośno pod nosem. Rozglądając się po zawalonym zabawkami salonie, rozlanym przez przypadek sokiem i okruchami po chipsach, stwierdził, że dobrze, że pokojówka przyjdzie z samego rana.
- Obsługa hotelowa! - Głos pokojówki przeszedł przez drzwi.
Dziewczyna weszła do apartamentu, wiedząc, że zaraz zostanie zaproszona.
- Dzień dobry! - Zawołała radośnie. Oprócz przyborów do sprzątania miała jeszcze niedużą reklamówkę. Chciała go przeprosić, więc mimo biedy, wzięła od szefa zaliczkę i przygotowała wszystko, co mógłby polubić.
Bez gadania zaczęła myć brudne naczynia.
- Coś oprócz kuchenki jest do zrobienia? - Spytała, mając na uwadze obecność dziecka.
- Dzień dobry. - Powiedziała dziewczynka grzecznie.
- Tak.
Pokiwała głowa.
- Zajmę się salonem w pierwszej kolejności. Do kuchni wrócę, kiedy państwo skończą jeść. - Odparła i poprawiwszy wysoki kucyk, ruszyła do salonu, który zaczęła sprzątać. Uśmiechnęła się na myśl o tym, jak bawiła się z synem...
- Kochanie, wychodzimy z Lisą - Powiedziała Amanda i widząc piękną pokojówkę, cmoknęła jego policzek.
- Była niezła zabawa. - Zauważyła Amanda, gdy kobiety wyszły z apartamentu. - Może chciałby pan zjeść normalne śniadanie, zamiast jogurtu? - Spojrzała na jego niby śniadanie.
Obdarzył kobietę swym wzrokiem, wziął kubek z kawą i usiadł do biurka, wyciągając znowu akta, które powinien znać już na pamięć już wczoraj, udając, że wcale nie jest zainteresowany jej niewiarygodnie bardzo pociągającą osobą.
- Zamierza się pan do mnie nie odzywać? - Spytała, jednak po chwili zrezygnowała. Nie chciała go zmuszać do kontaktu. Umyła naczynia i westchnęła, czyszcząc stół.
- Łóżka pościelić, czy zostawić?
- Pościelić.
Kompletnie nie mógł się skupić. Miał wrażenie, jakby ta kobieta wyglądała ładniej niż wczoraj. Aż chciał się jej zapytać, czy coś robiła ze swym ciałem... Myśl, że Marika oskarża go o to, że urodziła mu dziecko, jednak było silniejsze. Nie potrafił tego odwrócić. Nie potrafił jej 'uratować', ponieważ się nie dało tego zrobić. Był załamany tym wszystkim. Czuł się winny temu wszystkiemu. Znowu naszła go myśl, że z Mariką jest, ale nie jest, a z inną nie może, bo jest, ale nie jest z Mariką. To wszystko go dobijało. Stwierdził, że ofiara na zdjęciu pokryta krwią i leżąca w kałuży krwi, ma z nich wszystkich najlepiej i już jej nie żałował. Zaznała spokoju...
Pokiwała głową i ruszyła na górę. Była ciekawa, czy Bill jeszcze sypia z żoną... Przygryzła wargę i zeszła na parter do biurka, przy którym siedział.
- Ciężka Sprawa? - Spytała cichutko, zerkając na zdjęcie, któremu się przypatrywał.
Jego noga nerwowo podrygiwała, a jego palce non stop uderzały w blat.
- Tak. - Zamknął akta i wybrał numer telefonu do klienta.
Westchnęła ciężko. Nie chciała podsłuchiwać, jednak mówił dość głośno o swoich wątpliwościach związanych ze znajomością ofiary z fryzjerem.
Po chwili, gdy skończył, podała mu kubek z herbatą.
- Herbata może pomóc zebrać myśli.
-Dzięki, ale muszę iść. - Musiał osobiście obejrzeć miejsce zbrodni i wybrać się do fryzjera.
- Wróci pan na obiad, czy mam się nie kłopotać? - Spytała, niedowierzając jego zachowaniu wobec niej.
- Możesz się kłopotać. - Wciągnął swe markowe buty, związując na szybko sznurówki.
Miała ochotę złapać go za rękę i dobitnie pokazać, jak bardzo nie pasuje jej to, że ją zostawia samą.
- Długo będzie pan traktował mnie jak intruza? - Spytała poirytowana.
- Czekam na zdrowy obiad. -Rzucił przez ramię i wyszedł.
Zaklęła szpetnie i gdy została sama, zajęła się obiadem, który zamierzała mu podać.
Poprzedniego dnia przez krótką chwilę, miała wrażenie, że coś mogłoby zaistnieć między nimi... Nawet na kilka nocy... Dzisiaj zupełnie inaczej patrzyła na to wszystko.
Kaulitz, po przyprowadzeniu auta z podziemnego parkingu przez Brada, ruszył do celu, włączając nawigację. Sprawa, którą prowadził, była jedna z trudniejszych, jakie miał. A od wygrania jej, zależała jego dalsza przyszłość zawodowa. Oskarżony mężczyzna był cenionym właścicielem Amerykańskich spółek transportu żywności. Jeśli by przegrał, a klient by został oskarżony, byłoby wiele niepowodzeń nie tylko związanych z jego życiem.
- Płakałem, bo jeden wielki potwór powiedział, że mnie nie kocha i uciekłem do ciebie, żeby zrobiło mi się dobrze. - Poczochrał ją po włosach.
- Tato! Nie można bać się potworów! - Upomniała go tak, jak on ją zawsze.
- Widzisz kochanie, gdy się do ciebie przytuliłem, wszystkie potwory odeszły. Uratowałaś mnie. - Zaśmiał się, dając jej buziaka w czółko.
Uśmiechnęła się do taty i przytuliła do niego.
Spuściła wzrok, gdy Marika weszła do kuchni. Wiedziała, że tata spał z nią zawsze, gdy się pokłócił z mamą.
- Co na śniadanie? - Spytała, poprawiając swe polakierowane włosy. - Zaraz wychodzimy. - Zakomunikowała córce i zniknęła, by się ubrać.
Kaulitz wziął swą małą kobietę na ręce i poszedł z nią do kuchni. Tam posadził ją na blacie półwyspu, podał jej miskę i łyżeczkę i zaproponował trzy rodzaje płatków.
Lisa wybrała ulubione i zjadła, gdy jej podał. Gdy tylko jej mama z powrotem przyszła do kuchni, poszła razem z nią się ubrać. Lubiła, kiedy mogła spędzać czas z rodziną.
Bill westchnął głośno pod nosem. Rozglądając się po zawalonym zabawkami salonie, rozlanym przez przypadek sokiem i okruchami po chipsach, stwierdził, że dobrze, że pokojówka przyjdzie z samego rana.
- Obsługa hotelowa! - Głos pokojówki przeszedł przez drzwi.
Dziewczyna weszła do apartamentu, wiedząc, że zaraz zostanie zaproszona.
- Dzień dobry! - Zawołała radośnie. Oprócz przyborów do sprzątania miała jeszcze niedużą reklamówkę. Chciała go przeprosić, więc mimo biedy, wzięła od szefa zaliczkę i przygotowała wszystko, co mógłby polubić.
Bez gadania zaczęła myć brudne naczynia.
- Coś oprócz kuchenki jest do zrobienia? - Spytała, mając na uwadze obecność dziecka.
- Dzień dobry. - Powiedziała dziewczynka grzecznie.
- Tak.
Pokiwała głowa.
- Zajmę się salonem w pierwszej kolejności. Do kuchni wrócę, kiedy państwo skończą jeść. - Odparła i poprawiwszy wysoki kucyk, ruszyła do salonu, który zaczęła sprzątać. Uśmiechnęła się na myśl o tym, jak bawiła się z synem...
- Kochanie, wychodzimy z Lisą - Powiedziała Amanda i widząc piękną pokojówkę, cmoknęła jego policzek.
- Była niezła zabawa. - Zauważyła Amanda, gdy kobiety wyszły z apartamentu. - Może chciałby pan zjeść normalne śniadanie, zamiast jogurtu? - Spojrzała na jego niby śniadanie.
Obdarzył kobietę swym wzrokiem, wziął kubek z kawą i usiadł do biurka, wyciągając znowu akta, które powinien znać już na pamięć już wczoraj, udając, że wcale nie jest zainteresowany jej niewiarygodnie bardzo pociągającą osobą.
- Zamierza się pan do mnie nie odzywać? - Spytała, jednak po chwili zrezygnowała. Nie chciała go zmuszać do kontaktu. Umyła naczynia i westchnęła, czyszcząc stół.
- Łóżka pościelić, czy zostawić?
- Pościelić.
Kompletnie nie mógł się skupić. Miał wrażenie, jakby ta kobieta wyglądała ładniej niż wczoraj. Aż chciał się jej zapytać, czy coś robiła ze swym ciałem... Myśl, że Marika oskarża go o to, że urodziła mu dziecko, jednak było silniejsze. Nie potrafił tego odwrócić. Nie potrafił jej 'uratować', ponieważ się nie dało tego zrobić. Był załamany tym wszystkim. Czuł się winny temu wszystkiemu. Znowu naszła go myśl, że z Mariką jest, ale nie jest, a z inną nie może, bo jest, ale nie jest z Mariką. To wszystko go dobijało. Stwierdził, że ofiara na zdjęciu pokryta krwią i leżąca w kałuży krwi, ma z nich wszystkich najlepiej i już jej nie żałował. Zaznała spokoju...
Pokiwała głową i ruszyła na górę. Była ciekawa, czy Bill jeszcze sypia z żoną... Przygryzła wargę i zeszła na parter do biurka, przy którym siedział.
- Ciężka Sprawa? - Spytała cichutko, zerkając na zdjęcie, któremu się przypatrywał.
Jego noga nerwowo podrygiwała, a jego palce non stop uderzały w blat.
- Tak. - Zamknął akta i wybrał numer telefonu do klienta.
Westchnęła ciężko. Nie chciała podsłuchiwać, jednak mówił dość głośno o swoich wątpliwościach związanych ze znajomością ofiary z fryzjerem.
Po chwili, gdy skończył, podała mu kubek z herbatą.
- Herbata może pomóc zebrać myśli.
-Dzięki, ale muszę iść. - Musiał osobiście obejrzeć miejsce zbrodni i wybrać się do fryzjera.
- Wróci pan na obiad, czy mam się nie kłopotać? - Spytała, niedowierzając jego zachowaniu wobec niej.
- Możesz się kłopotać. - Wciągnął swe markowe buty, związując na szybko sznurówki.
Miała ochotę złapać go za rękę i dobitnie pokazać, jak bardzo nie pasuje jej to, że ją zostawia samą.
- Długo będzie pan traktował mnie jak intruza? - Spytała poirytowana.
- Czekam na zdrowy obiad. -Rzucił przez ramię i wyszedł.
Zaklęła szpetnie i gdy została sama, zajęła się obiadem, który zamierzała mu podać.
Poprzedniego dnia przez krótką chwilę, miała wrażenie, że coś mogłoby zaistnieć między nimi... Nawet na kilka nocy... Dzisiaj zupełnie inaczej patrzyła na to wszystko.
Kaulitz, po przyprowadzeniu auta z podziemnego parkingu przez Brada, ruszył do celu, włączając nawigację. Sprawa, którą prowadził, była jedna z trudniejszych, jakie miał. A od wygrania jej, zależała jego dalsza przyszłość zawodowa. Oskarżony mężczyzna był cenionym właścicielem Amerykańskich spółek transportu żywności. Jeśli by przegrał, a klient by został oskarżony, byłoby wiele niepowodzeń nie tylko związanych z jego życiem.
Będąc w liceum, nigdy nie sądził, że zostanie w przyszłości adwokatem. Razem z Tomem wpadli na ten pomysł, gdy został już tylko tydzień do złożenia dokumentów na jakąkolwiek uczelnię. Tom wytrzymał tylko rok, a jemu się to spodobało. Tom przeniósł się na marketing, a on zapragnął bronić niewinnych ludzi i maczać palce w prawie. I choć nie zawsze dobrze szła mu nauka, to zawsze mógł polegać na swym szybkim logicznym myśleniu i potoku słów, które wypływały z niego naturalnie. Cwaniactwo wykształcone już w podstawówce na coś się przydało. Teraz mógł tego używać, kiedy mu się podobało, na dodatek zgodnie z prawem. Uwielbiał swoją pracę, choć czasami naprawdę była wykańczająca i miał ochotę rzucić wszystkim i wyjechać na wakacje.
Nie miał za sobą w swojej karierze mnóstwa wielkich spraw. Jego kariera tak naprawdę powstała jakieś dwa lata temu, gdy pomagał koledze o imieniu Luis przy jednej trudnej sprawie w Los Angeles. Nigdy nie chciał się wymądrzać ani przechwalać, ale musiał przyznać, że Luis wymiękł i tuż przy oddawaniu sprawy komuś innemu po pierwszej sprawie w sądzie, która mu nie poszła, Kaulitz ją zwinnie przejął. Znał już wszystkie szczegóły, czuł, że to wyzwanie i z własnej ciekawości, sprawdzenia siebie, postanowił za nią poręczyć. Wygrał. Sędzia, który znał go już z praktyk podczas studiów, osobiście podał mu dłoń i pogratulował. Od tego dnia poczuł się w końcu doceniony. Napływ dolarów wzorowo wypełnił jego konto i nawet niektóre lokalne gazety przedstawiły go, reklamując przy okazji jego wydział, na którym się kształcił. Od tego szczęśliwego dnia zaczęły napływać do niego coraz to ważniejsze i zarazem trudniejsze sprawy. Jeszcze ani jednej sprawy nie przegrał. Tej również nie mógł przegrać. Nie mógł sobie na to pozwolić, choćby nie wiadomo, ile czasu miał nad nią siedzieć.
Nie miał za sobą w swojej karierze mnóstwa wielkich spraw. Jego kariera tak naprawdę powstała jakieś dwa lata temu, gdy pomagał koledze o imieniu Luis przy jednej trudnej sprawie w Los Angeles. Nigdy nie chciał się wymądrzać ani przechwalać, ale musiał przyznać, że Luis wymiękł i tuż przy oddawaniu sprawy komuś innemu po pierwszej sprawie w sądzie, która mu nie poszła, Kaulitz ją zwinnie przejął. Znał już wszystkie szczegóły, czuł, że to wyzwanie i z własnej ciekawości, sprawdzenia siebie, postanowił za nią poręczyć. Wygrał. Sędzia, który znał go już z praktyk podczas studiów, osobiście podał mu dłoń i pogratulował. Od tego dnia poczuł się w końcu doceniony. Napływ dolarów wzorowo wypełnił jego konto i nawet niektóre lokalne gazety przedstawiły go, reklamując przy okazji jego wydział, na którym się kształcił. Od tego szczęśliwego dnia zaczęły napływać do niego coraz to ważniejsze i zarazem trudniejsze sprawy. Jeszcze ani jednej sprawy nie przegrał. Tej również nie mógł przegrać. Nie mógł sobie na to pozwolić, choćby nie wiadomo, ile czasu miał nad nią siedzieć.
Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy są ze sobą tylko ze względu na dziecko. Moim zdaniem jest to złe zarówno dla rodziców, jak i samego dziecka. Uważam, że Bill powinien zostawić swoją żonę i walczyć o opiekę nad dzieckiem, skoro ona liczy tylko i wyłącznie na jego pieniądze, a dziecko zabiera na zakupy tylko dlatego, żeby sobie kupić coś nowego i drogiego.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w końcu Bill zazna szczęścia.