Rozdział 5


No i czas na kolejny odcinek :)
Dziękuję Quesse za wszystkie komentarze :*

I już bez przedłużania - Zapraszam na chwilę relaksu :*


~5~


- Czy twoja praca polega na oglądaniu filmów na służbowym sprzęcie?! - Warknął na Erica, który nie zdążył ukryć się ze swoim zajęciem.
- N... Nie... Szefie... To nie...

Monotonnie mija kolejna chwila.
Zegar spogląda, jakby chciał nas pozabijać.
Ludzie jak roboty, już nie mogę na to patrzeć.
Ej, przyjacielu powiedz mi, że masz inaczej...

- Nie tłumacz się. Nie zamierzam tego słuchać. Zabieraj się do roboty! Czekam na was za godzinę w konferencyjnej! I nie spodziewaj się premii śródrocznej. - Wyzywał Mike.
Był dziś nieugięty w dyskusjach. Nie zamierzał nikomu pobłażać, bo i jemu nigdy nie pobłażano. Do tego, co mieli, doszli z ojcem ciężką pracą, ogromną ilością zainwestowanych pieniędzy i wielkim zaangażowaniem w sprawę.

...Niestety ziom, czuję się tak samo jak ty.
Robota mi się dłuży, gonią mnie kontrakty.
Zdała by się przerwa, fajka, kawa, karty.
Gdzie ta werwa, przeca jesteśmy jak harty!

- Mike! - Zawołał świadek 'o.p.r.', którym był Tom.
Przystojny, wysoki mężczyzna odwrócił się za siebie, a Tom kiwnął mu przez szybę głową, by ten do niego przyszedł. Gdy to zrobił z westchnieniem, od razu się zapytał, co się stało.
- Nic. Piątek, piąteczek, piątunio dzisiaj. - Uśmiechnął się ironicznie. - Lecimy gdzieś dzisiaj? - Rzucił lotką w tablicę korkową, będąc rozwalonym na swym krześle biurowym.

Szefie za mało pijesz, dlatego Cię telepie.
Wyluuuzuj, uzyskasz lepszy efekt.
Sukces i wódka mogą iść w duecie, bo
jedno i drugie, dostaniesz na mecie.

- Serio po to mnie wołałeś? - Poirytował się Mike i zamierzał wyjść.
- Co? Piątek jest, ochłoń trochę.
- Ty weź się też do roboty. - Zauważył na wyjściu.
- Odwal się od mojej roboty. Dzięki mnie nie długo będziesz gościć Marilyn Monroe w swoim hotelu.
- Ona już dawno nie żyje. - Zauważył z politowaniem Mike.
- Ale gdyby żyła, na pewno by tu przyjechała na kąpiel w kozim mleku. - Uśmiechnął się rozbawiony, a kobieta zza szyby się zaśmiała, przysłuchując się tej wymiany zdań.
Mike, widząc ich obydwóch uśmiechy, pokręcił głową lekko speszony.

Racja, praca nie zając nie ucieknie.
Zróbmy taki ogień, jakbyśmy byli w piekle.
Pora na zabawę, i nie jedna halba pęknie!

- Zamów coś dobrego na kolację. Wpadnę o 18. - Odrzekł na odchodnym.
- Kolację? Mogę ci postawić Jacka, nie kolację. Jeszcze czego. - Prychnął Tom.
- Co innego też możesz mi postawić.
- Znajdź se laskę. Marilyn nigdy ci nie obciągnie. To plakat! - Zawołał za nim z wrednym uśmiechem. Wiedział, że w jego gabinecie takowy wisi, a ona jest jego słabością, z której nie lubił sobie żartować.
Janett znowu się zaśmiała, tym razem sama kręcąc głową i udając, że pilnie pracuje z nosem w monitorze.
Mike tylko posłał mu zza szyby karcące spojrzenie, przy tym uśmiechając się zażenowany.
Tom się zaśmiał i z powrotem zerknął na stronę konkurencji z ogłoszeniem, którego nie mógł przeżyć. Nie dawało mu to spokoju. Chciał wiedzieć więcej na ten temat. Musiał wiedzieć, inaczej nie przeżyje tej niewiedzy.

Kilosa masz pod siedzeniem.
Dopisuje natchnienie.
Życie daje Ci kolejną z szans.
Na zegarek patrz, to właśnie jest Twój czas.
Zaraz przytulisz potężny hajs...

Zerwał się nagle natchniony pomysłami z miejsca i wyleciał z biur, zwinnie mijając pracowników na korytarzach. Wleciał do restauracji.
- Stefanie! Kochanie, gdzie ty jesteś? - Nie widział nikogo podobnego do tej pięknej kobiety, więc wszedł zamaszyście na kuchnie. Tam ją znalazł. Od razu złapał ją za ramiona.
- Stefanie, musisz dla mnie coś zrobić. Teraz zaraz, od ręki. - Mówił pośpiesznie.
- Ale co się stało? - Zapytała zaskoczona kobieta.
- Masz jechać natychmiast do domu, przebrać się w coś zajebiście eleganckiego i jechać na obiad do Imperiusa.
- Dokąd? - Jeszcze bardziej się zaskoczyła.
- Posłuchaj mnie. - Ogarnął się w miarę i puścił jej ramiona. - W Imperiusie mają być grane sceny do jakiegoś filmu. Trwa nabór stażystów. Jeśli się dowiesz, kto chce tam grać film i zdobędziesz jakimś cudem kontakt do tego producenta, a jeszcze lepsze byłoby, żebyś się dowiedziała, ile oferują im pieniędzy za to, to może uda nam się podebrać im kontrakt! - Mówił szybko. - Wiem, że oczekuję niemożliwego, ale proszę cię, żebyś zrobiła, co w twojej mocy. Jesteś wygadana, piękna, zrób wszystko, żeby ci się udało. Proszę cię, to jest dla nas ogromna szansa.
Stefanie stała nadal zszokowana Toma zleceniem. Nie wiedziała nawet, co ma mu w tym momencie powiedzieć.
- Wieżę, że ci się uda, jeśli się postarasz. Jeśli ci się uda... - Wymyślał. - Dostaniesz podwyższoną premię, co miesiąc, do końca roku. Postaram ci się jeszcze jednorazowo bardzo dobrze to wynagrodzić, ale to już będzie między nami. - Uniósł brew.
- Zaraz, zaraz. Chwila. - Uspokoiła ruchem dłoni. - Chcesz, żebym Ja poszła do Imperiusa i wyciągnęła informację na temat producenta filmu? - Upewniała się.
- Właśnie tak.
- Niby, od kogo ja mam taką informację wyciągnąć? - Patrzyła na niego głupkowato.
- Zdaję się na ciebie. - Uśmiechnął się lekko, sam nie wiedząc, jak by miała to zrobić. - Wiem, że ci się uda, jesteś wygadaną cwaniarą, więc na pewno ci się uda.
- Wygadaną cwaniarą? - Zaskoczyła się.
Tom się wyszczerzył.
- Odbierz to jako komplement w tym momencie. Proszę cię, nie mamy dużo czasu. Koniec kastingu jest za dwa tygodnie. - Mówił zestresowany. - Zgódź się.
Stefanie chwilę milczała, wpatrując się w jego czekoladowe tęczówki, które w tym momencie wyglądały, jak oczy psychicznego fanatyka.
- No dobrze... Ale nie obiecuję, że mi się uda. - Westchnęła, nie zdając sobie sprawy z tego, na co dokładnie się pisze.
- Musi ci się udać. To jest dla nas wielka szansa. Wyobrażasz sobie sceny filmu w naszym hotelu, który będzie oglądać zapewne cały świat? - Mówił podjarany.
- Raczej to do mnie nie przemawia. - Odrzekła ironicznie. - Pracuję tylko w restauracji.
- Może dzięki temu, będziesz miała szansę awansować. - Uśmiechnął się cwanie.
- Na kogo? Na recepcjonistkę? - Prychnęła. - Wiesz co? - Wpadła na pomysł. - Jeśli mi się uda. - Zmrużyła przebiegle oczy. - Dasz mi rolę w reklamie.
Teraz to Tom stanął jak w ryty w podłogę. Nie miał pojęcia, czy uda mu się to zrobić. Jeszcze słowo miał w tym temacie Mike... Gdyby sam decydował o tym, to pewnie wcale by się nie zastanawiał. Była piękną i pociągającą kobietą.
- Wtedy premia do końca roku nie będzie grała roli i moje wynagrodzenie również.
- Jestem wstanie z tego zrezygnować na rzecz udziału w reklamie. - Mówiła przebiegle, wpatrując się w jego oczy, tak samo zacięcie, jak on w jej.
- Umowa stoi. Tylko, jeśli ci się uda dowiedzieć wszystkiego na interesujący mnie temat i jak najszybciej się da. Istotnym faktem jest też to, żeby nikt cię nie rozpoznał i nie dowiedział się, że pracujesz w Luxie. - Wyciągnął dłoń.
- Umowa stoi. - Uścisnęła pewnie jego dłoń.
- Świetnie. Zabieraj się do roboty. Jeśli spieprzysz coś i ktoś się dowie o naszym planie, stracisz premię do końca roku. - Uśmiechnął się cwanie.
- Ha ha ha! Bardzo śmieszne! Za to, jeśli mi nie załatwisz roli w reklamie, będę pluć do posiłków gości.
Tom aż się odsunął od dziewczyny, krzywiąc się.
- Jesteś ohydna! Przez ciebie już nic tu nie zjem! - Zawołał wzorowo odstraszony i zniesmaczony.
- Dotąd tego nie robiłam, ale zacznę.
- To się pożegnasz z pracą. - Wyjaśnił logicznie.
- Tak? Jeśli mnie zwolnisz, Samantha też stąd odejdzie i nie będziesz już miał tak pogodnych lunchów. - Zagroziła pewnie.
Tom się uśmiechnął, słysząc tę błahą groźbę, wręcz śmieszną. I choć ciężko było uwierzyć, to właśnie tym został przekonany. Nie wyobrażał sobie, żeby tych dwóch wariatek nie było w hotelu. Z kim by wtedy żartował? Amandy sam się pozbył, oddając ją Billowi...
- Dobra. Niech ci będzie. - Uśmiechnął się, mierząc jej śliczną twarz, po czym zapisał na kartce swój numer telefonu i jej podał. - Dzwoń na mój prywatny w razie czego.
Stefanie się przebiegle uśmiechnęła, chowając kawałek papieru w biustonosz, czym przyciągnęła jego wzrok właśnie w to miejsce. Przełknął ślinę, wyobrażając sobie zawartość jej dużego rozmiaru stanika, a ona jeszcze bardziej obrosła w piórka. Położyła palec na jego podbródku i uniosła jego twarz ku górze, patrząc mu pewnie w oczy.
- Oczekuję dobrej roli nad basenem. - Odrzekła ściszonym, prowokującym tonem, patrząc mu zalotnie w oczy i odeszła brylującym krokiem.
Tom odprowadził Stefanie wzrokiem, czując niesamowity napływ ciepła. Uśmiechnął się cwanie, mierząc jej krągłości.
- Leci na mnie. - Odrzekł w myśli, zadowolony. Jego ego nieco wzrosło, tak samo, jak to niżej.
Udał się z powrotem do biura z lekkim uśmiechem na twarzy i bardzo rozwiniętą wyobraźnią. Aczkolwiek nim wszedł, usłyszał za sobą jego bliźniaczy głos.
- Tom! - Bill zauważył brata, gdy ten przechadzał się przez hotelowy hol.
- Ohh! No Billy! Jak ja cię dawno nie widziałem! - Zawołał rozweselony do granic możliwości i aż podszedł do brata, by go przytulić po męsku. - Co słychać? He? Jak tam sprawy się rozchodzą? - Przyglądał mu się uważnie.
- Nawet nie pytaj. - Mruknął. - Pokłóciłem się z Mariką, nie spałem całą noc, a teraz mam ogrom pracy i jestem totalnie do tyłu...

***

Kaulitz wszedł do apartamentu i miło się zaskoczył. W całym apartamencie pachniało pysznym, ciepłym, domowym obiadem... Aczkolwiek miał myśl, więc od razu, bez ściągania butów, zasiadł do biurka i zaczął po kolei w punktach rozpisywać cały poranek dnia zbrodni, plus informacje sprzed miesiąca.
Amanda spokojnie szykowała wszystko, ustawiając smakołyki na stole. Chciała zatrzeć złe wrażenie zeszłego dnia. Apartament lśnił czystością, a dokumenty, które rozwalił za kanapą dzień wcześniej, były równo ułożone na biurku.
Denerwował się, bo już miał myśl, już dochodził do czegoś i nagle pustka. W kółko na okrągło to samo, a miał naprawdę mało czasu.
Podeszła do niego.
- Nerwy i pusty żołądek nie pomogą rozwiązać sprawy. Zapraszam pana na obiad. - Powiedziała spokojnie i zostawiła go samego.
- Nie mogę teraz. - Warknął. - Mam trzy dni, żeby dojść prawdy, jeśli tego nie zrobię, mój klient dostanie wyrok zabójstwa z premedytacją. - Wyjaśnił zły.
- Nerwy nie pomagają. Czasem najlepiej jest na chwilę się wyłączyć... Nie znam sprawy... Ale słyszałam, co mówił pan przez telefon. - Westchnęła ciężko. Nigdy nie mówiła nigdzie na głos, że chciała pomagać ludziom w podobny sposób. - Może pan wnioskować o zawieszenie aresztu do czasu rozwiązania tamtej sprawy. Przecież chyba wystarczy środek zapobiegawczy w postaci jakiegoś kuratora, czy coś takiego. Jeśli sprawa nie jest jawna, to klient będzie w stanie zatuszować, dlaczego spotyka się z takim człowiekiem. - Zastanowiła się chwilę. - Wiem, że może nie powinnam pytać... Ale... Intryguje mnie... Kto jest oskarżycielem i sędzią? - Szepnęła cicho. 
- Nie mogę wnioskować o zawieszenie aresztu, ponieważ mój klient nie ma żadnego alibi. Rozumiesz? Dla nich to czysta sprawa. Nie ma świadków, byli sami w apartamencie i ją zabił. Koniec. To jest to, co jest w tym wszystkim najgorsze. W poniedziałek jest rozprawa. Nie zdążę w trzy dni zdobyć dowodów, które stworzyłyby mu alibi, które podejrzewam. -Mówił zły. - Jedynie, co mogę zrobić, to żądać kolejnej rozprawy i zdobyć czas na śledztwo. Mój klient będzie musiał przegryźć fakt, że będzie w areszcie tymczasowym...
Pokiwała głową. Może i nie miała skończonej żadnej szkoły, ale dobrze rozumiała, co miał na myśli. Przygryzła wargę.
- Wie pan... To trochę nie moje klimaty, ale wiem, że jeśli ktoś się boi, to kłamie. Nie mówi prawdy albo ją przeinacza tak, żeby znieść podejrzenia na niewinną osobę. - Stwierdziła.
Rozejrzał się ślepo.
- Gdybym wczoraj ruszył się, a nie siedział i ... - Zerknął na nią wściekły, po czym zacisnął zęby.
Kiedy zobaczyła jego wzrok i usłyszała komentarz, poczuła wściekłość! Po jaką cholerę ją podrywał, skoro teraz miał pretensje?! Opanowała się jednak i pogładziła kraniec krótkiej spódniczki.
- Trzeba płacić za swoje błędy. Czasem najwyższą cenę, panie Kaulitz. - Ona dobrze o tym wiedziała.
Kaulitz nie skomentował jej komentarza.
- Gdybym ja zabiła, zrobiłabym to tak, żeby cierpiała osoba, która teoretycznie jest winna. Nawet jeśli jest niewinna, a zawiniła mi inaczej. Czasem wystarczy przespać się z nieodpowiednią osobą albo dać się złapać żonie w pokoju z pokojówką. - Spojrzała na niego wymownie i kręcąc kusząco biodrami, ruszyła do kuchni. - Obiad stygnie. - Przypomniała mu.
Zmarszczył czoło. Po raz kolejny go zatkało. Aż miał ochotę fuknąć na nią za te podteksty! Niestety jej smakowity tyłek, jakim go uraczyła po swej kolejnej wredności, pozwolił mu zakręcić myślami, jak bęben w pralce brudnymi ciuchami.
Odprowadził ją wzrokiem. Był wściekły, że robi mu burzę z mózgu! Jakby strzelały w niego pioruny i w tym samym czasie widział tęczę. Miał ochotę jej dokopać, choć jego męskość mówiła co innego. To nie było zdrowe... To go zaczynało tak samo mocno denerwować, jak i się podobać.
Przełknął ślinę i poprawił się w fotelu, nie chcąc już więcej na nią patrzeć, choć kłócił się sam ze sobą i dobrze o tym wiedział. Zapragnął nawet posiadać zamknięte biuro, nie to jego amatorskie, gdzie był podatny na widok jej kuszącego ciała w tej krótkiej spódniczce.
Marszczył czoło cały czas w niezadowoleniu. To on by z chęcią ją zabił w tym momencie, za to, co z nim robi, Ale uprzednio wykańczając ją na tym stole, nakrytym jedzeniem i miałby głęboko w dupie, czy jego żona by to widziała, czy nie. Czy by cierpiała, czy nie... Czy by zabiła...
- Że niby co? - Zapaliła mu się lampka. - Zrobiłaby to tak, żeby cierpiała osoba, która teoretycznie jest winna. Nawet jeśli jest niewinna, a zawiniła mi inaczej. Przespać się!? - Zapiszczał w myśli. - Na tym właśnie mogło to polegać! Fryzjerka miała do czynienia z morderstwem. To nie ofiara miała problem, tylko fryzjerka i zrobiła to, żeby mój klient za to zapłacił!? To znaczy, że ofiara była tylko przynętą!? - Jego czoło się rozprostowało, a on dostał olśnienia. - Dlatego nękała ofiarę telefonami. Fryzjerkę i klienta musiało coś łączyć! Przecież sama się przyznała, że jej mąż przedawkował narkotyki trzy lata temu. To ona jest mordercą! I to pewnie niejednokrotną!
Podniósł się po chwili głębszej analizy. Wszystko mogłoby na to wskazywać. Podszedł do pokojówki, która uporczywie wycierała już czysty blat półwyspu. Odwrócił ją w swoją stronę i złapał jej ramiona, patrząc z iskrą szczęścia w jej oczy.
- Jesteś niemożliwa. - Pokręcił lekko głową. - Dziękuję ci. - Przyznał szczerze, podekscytowany, choć jej twarz z takiego bliska i jej chude ramiona w jego dłoniach spowodowały w jego głowie inne myśli. Czuł się, jakby wrócił do wczorajszego dnia, gdy zajrzał w jej oczy, gdy myła szyby... Uśmiechnął się krzywo na myśl, że tak wrednie jej ją z powrotem pomazał.
Zastanawiało ją to, dlaczego niby on jej dziękuje. Nie zrobiła przecież ani nie powiedziała niczego wielkiego.
Uniósł zadziornie brew i zmierzył powoli jej twarz. Poczuł suchość w ustach, dlatego natychmiast je nawilżył, wracając do jej oczu, już innym spojrzeniem, niż przed chwilą. Jego krok zaczynał wywierać na nim silniejsze odczucia, od tych poprawnych z głowy.

Ze świadomością, że nie prowadzi nas ślepy los.
Stanowimy jedność, nie ma sensu ścigać się wciąż.
Między sobą.
Życie za przeszłość.
Natura z Tobą.
Jesteśmy jej częścią.
Mamy w sobie pełno miłości,
lecz zapominamy o niej, gdy życie daje nam w kość...

Amandy chaotyczne myśli przerwało jego lustrujące jej oczy spojrzenie. Zimna dotychczas tęczówka roziskrzyła się, a on sam przywoływał jej widok wygranego, który zaraz sięgnie po długo wyczekiwaną nagrodę.
Uśmiechnęła się do swojej myśli, która ukazała jej blondyna, jako triatlonistę, stającego na najwyższym miejscu podium, sięgającego po najlepszą z nagród.


CDN

1 komentarz:

  1. Przerywać odcinek w takim momencie to najgorsza rzecz, jaką mogłaś zrobić! Jestem zdecydowanie przeciwko takim zakończeniom!
    Ciekawi mnie, czy Stefanie uda się zrobić to, o co poprosił ją Tom. Raczej nie będzie to łatwe zadanie, jeśli kobieta nie ma o tym najmniejszego pojęcia. Przecież nawet nie wie, kogo miałaby zapytać o cokolwiek! Oby Tom dobrze przemyślałem, co chce zrobić.
    A Bill jest jeszcze bardziej nie do zniesienia niż w "I'm sorry Mr. Kaulitz"! W tamtym opowiadaniu jest irytujący i ciągle się na wszystkich wyżywa, a tutaj nie potrafi powstrzymać swojego popędu i wgapia się w Amandę jak jakieś zwierzę! Niech zajmie się wreszcie układaniem swojego życia!
    Bądź co bądź, odcinek mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń