Rozdział 6.



~6~


Nie wiele myśląc, zbliżył się do niej i musnął jej usta. Pragnął jej całym sobą i naprawdę nie potrafił się opanować. Nie obchodziło go już nawet to, czy go odepchnie, czy nie, czy znowu wyzwie, równając jego wielkie ego z ziemią. Miał to w dupie. Pragnął tylko jej ust i jej całej.
Z zamyślenia wyrwało ją ciepło na wargach. Otrząsnęła się z rozbawionych wspomnień, podesłanych przez kreatywną wyobraźnię i skupiła na miękkości jego ust na tych jej.
Pocałunek, jakim ją obdarzył wbrew temu, co chwilę wcześniej widziała w jego oczach, był delikatny niczym muśnięcie skrzydeł motyla.
Nie mogła się mu nie poddać. Przymknęła powieki, bezwiednie odpowiadając na cudowną pieszczotę.
Czując jej odpowiedź, która nie mało go zaskoczyła, gdyż sądził, że zaraz usłyszy całą litanię, jaki to on ma nie być wierny żonie, przecież wziął ślub i nosi obrączkę! - Podekscytował się.
Miał wrażenie, jakby zaczęło mu nareszcie wszystko się układać tak, jak tego chciał. Pomogła mu, na dodatek teraz pozwoliła mu skosztować jej ust, które zapragnął od dnia wczorajszego, tak czuł się, jakby pragnął ich od wieków.
Niestety jego męskość, jego pragnienie nie były tak łatwe do ujarzmienia. A może sam nie chciał ich ujarzmiać... Jedyne, co chciał w tym momencie poskromić, to był ten wulkan, którego nie był pewny, czy czasem zaraz nie wybuchnie mu prosto w twarz.
- Dopóki pan nie spróbuje, to się nie dowie, jak będzie. - Powtórzył sobie dokładnie w swoich myślach jej zdanie, które go pokusiło, za co został odepchnięty. Miał nadzieję, że tym razem jednak się uda. Musiało się udać. Pomimo że to były tylko niewinne pocałunki z jego i z jej strony, tak już nie widział końca innego, jak seks.
Jego pocałunki stały się bardziej znaczące, a jego świerzbiące dłonie zjechały po jej ramionach i zatrzymały się na jej talii, pewnie, silnie i męsko ją za nią chwytając. Z niczym nie owijał. Chciał ją dostać tu i teraz. Dlatego przyciągnął jej szczupłe ciało do swojego, by móc je poczuć lepiej i bardziej, a jego język musnął jej słodkie usta, mocno prowokując.
Nie mogła się mu poddać! Jej myśli krzyczały wbrew temu, co wyczyniały usta.
On ma żonę! Ma dziecko! Świadomość, że mogą zostać nakryci przez pięcioletnią dziewczynkę, niemal ją otrzeźwiła. Dlaczego miała się nie zabawić? Czemu miała zrezygnować z faceta, który tak się jej podobał, zwłaszcza jeśli on sam pchał się w jej ramiona?
Rozum powoli przegrywał z pożądaniem. Miała przecież prawo czasem sobie ulżyć. Nie musiała żyć jak w klasztorze... Jednak... Była w pracy... On był gościem hotelu... Zimmermann bez mrugnięcia okiem wywaliłby ją na zbity pysk, gdyby ich ktoś nakrył. Kuchnia nie była dobrym miejscem na takie nielegalne schadzki...
- Ktoś może Pana ze mną nakryć... - Wyszeptała, przerywając pocałunek, jednak nie odsunęła warg od tych jego, ciałem ściśle przylegając do męskiego torsu swojego grzechu.
Czy te pocałunki były warte stałej pracy i wypłaty zapewniającej godziwe życie jej dziecku? Czy jednorazowy wybryk był w stanie pokryć to wszystko? Rozsądek podpowiadał jej, że nie, że powinna dać mu w twarz, zbluzgać i zostawić samego w tej kuchni, po czym iść do szefa i złożyć rezygnację z pracy z tym człowiekiem, na rzecz kolegi, który również potrzebował zarobić więcej. Niestety, w jej głowie siedziała również długo ukrywana kobieca część, która spragniona dotyku męskich rąk wysyłała sprzeczne sygnały, nie do końca zgodne z etykietą.
- Nie może. - Odrzekł pewnie, przenosząc pocałunki na jej pociągającą skórę szyi. Jego dłonie, jeśli było to możliwe, jeszcze bardziej zbliżyły jej ciało do swojego.
Tak bardzo jej pragnął, że wcale go nie obchodziło żadne nakrycie. Czuł jej ciało przy sobie, co go nie zadowalało, a jeszcze bardziej kusiło i rozpierało od środka. Nie chciał tego dłużej przeciągać. Pragnął coraz więcej, dlatego starał się jak najwięcej namiętności włożyć w swoje pocałunki, tak, by tylko ją przekonać, a jego dłonie zwiedziły obszar jej pleców, by pozwolić sobie na zatrzymanie się na jej odstającym tyłku.
Serce zaczynało mu mocniej bić, widząc obrazy ze swej wyobraźni. Pragnął ją wziąć w swoje ręce, rzucić ją na ten wypolerowany przez nią blat i zatopić się w niej najgłębiej, jak tylko mógł.
Drgnęła pod wpływem jego rozbieganych dłoni. Co on z nią wyprawiał?
Czy chciała poczuć więcej? Oczywiście. O niczym innym od wczoraj nie marzyła...
Czy miała prawo po to sięgnąć, tak jak on właśnie to robił? - Nie.
Krótka i stanowcza odpowiedź jej mózgu odbijała się echem od kości czaszki, przywołując na myśl ton ojca, gdy kazał jej wyprowadzić się z domu razem ze swoim „problemem”.
- Ma pan... Rodzinę... Żonę... Córkę... - Szeptała, przyciskając jednak cały czas jego twarz do własnej szyi, jakby bała się, że może jednak to on zrezygnuje.

Pierwszy raz cię całuję, czuję skórę i mięśnie.
Widzę niebo jak nigdy. Pierwszy raz widzę siebie.
Dzień to nowy początek. Jak ci to powiedzieć?
Jak ci to powiedzieć?

Miała dwadzieścia dwa lata, od sześciu była samotną matką. Nie miała zupełnie nikogo. Nie pamiętała uczucia spełnienia po wyczerpującym seksie, czy męskich ramion, dających bezpieczeństwo... Chciała tego zaznać... Nie tylko zmęczenia i wspólnego odpoczynku „po wszystkim”. Chciała więcej... Dużo więcej. Właśnie ten fakt przerażał ją najbardziej, jednak nie do tego stopnia, by była w stanie go odepchnąć.
Nie odpowiedział. Nie obchodziło go to. Jej dłonie na jego karku i wplatające się w jego włosy, zakończyły w tym momencie, tę krótką grę wstępną. Nie mógł czekać.
Uniósł jej ciało, chwytając jej uda tuż pod pośladkami i posadził ją na blacie, wpychając się między jej uda i przyciskając do siebie jej biodra. Jego usta powróciły do jej słodkich ust. Jego oddech, tak samo, jak jej, zaczynał się znacznie przyśpieszać. Zwłaszcza gdy jego pocałunki były już szalenie namiętne, a ich języki tańczyły w nieznanym im tańcu, któremu dawali radę jednak sprostać. Jego dłonie natychmiast wsunęły się pod jej uniform, przemierzając i napawając się jej delikatnym... - 'Przez przypadek' naderwał jej cieniste rajstopy - by móc napawać się delikatną skórą jej ud i zatrzymać się na wyczuwalnym materiale jej dolnej bielizny.
Westchnęła zniecierpliwiona. Zdrowy rozsądek odszedł w siną dal, a dłonie, dotychczas niepewnie muskające górne partie jego ubranego ciała, sięgnęły wyzywająco do ozdobnego paska drogich markowych spodni z garnituru, który zwykł nosić podczas pracy.
Wygrał...
A może jednak nie do końca? Przecież ona też miała ochotę go posiąść. Nawet na jeden raz... - Takim sposobem tłumaczyła sobie własną ślepotę i idiotyczne, dziecinne wręcz uczucie zauroczenia.
Rozległo się pukanie do drzwi. Kaulitz w jednej sekundzie ściągnął dziewczynę z blatu, łapiąc ją za ramiona, jakby nie chciał, żeby się przewróciła, poprawiając materiał jej uniformu na ramionach. Odszedł od niej szybkim krokiem, oblizując usta, jakby w ogóle nie chciał mieć z nią nic wspólnego.      W drodze do drzwi przejechał parę razy dłońmi po swych wyżelowanych, tlenionych włosach i ściągając koszulkę w dół - odchrząknął, Zerknął przez ramię na dziewczynę, czy czasem nie wygląda podejrzanie.
Amanda zdążyła poprawić strój i włosy. Niemal wyrównała już oddech. Uchyliła okno, udając, że przez obiad w kuchni stało się za gorąco, by 'zebrać napchany worek ze śmietnika', przy którym pozbyła się do końca swych rozdartych rajstop.
Kaulitz otworzył drzwi.
- Siema. Co tam? Jak tam?
Do środka wsypał się jego starszy bliźniak, a on odsapnął. To było chyba logiczne, że Marika, by nie pukała, ponieważ miała kartę do apartamentu. A ta myśl, dopiero teraz zdała mu się przerażająca, przez co właśnie sobie zdał sprawę z powagi słów niepewności tej kusicielki.
- Nic... - Wydusił z siebie, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Poczuł się nawet z tym głupio. Sprawy, z którymi ma do czynienia, ci ludzie popełniają jeszcze większe zbrodnie, niż on teraz. Tak stwierdził właśnie, że chyba nie umiałby kłamać na zeznaniach, jeśli chodziło o jego osobę.
- Muszę jechać. - Wypalił nerwowo, kierując się do swojego biurka i składając wszystkie dokumenty do kupy.
- Gdzie? - Tom dziwnie zerknął na podenerwowanego brata.
- Do klienta. Rozwiązałem już prawie sprawę. - Rzucił w biegu. - Na razie. - Zawołał, wychodząc z apartamentu i zostawiając skrępowaną dziewczynę z zaskoczonym bratem.
- Hej. Zjesz obiad? Gotowałam, jak twój brat wyszedł, na jego prośbę, ale chyba nie ma czasu zjeść. Szkoda, żeby się zmarnowało to, co już postawiłam na stole. On najwyżej odgrzeje sobie, jak rodzina wróci. - Zaczęła pierwszy temat, jaki przyszedł jej do głowy. Musiała szybko się zwinąć... Wiedziała, że Tom ją rozgryzie. Znał jej wadliwe, rumieniące się od wysiłku policzki... A sama gra wstępna, zwłaszcza w jej sytuacji, bez wątpienia takim wysiłkiem były.
- A już myślałem, że przyszedłem nie w porę. - Ucieszył się na widok obiadu i usiadł z chęcią do stołu.

***

     „Niczego się nie dowiedziałam oprócz tego, że barman ma taki nawał pracy, że w domu pada na twarz i chciałby ją zmienić, ale ma kredyty, a dobrze tam płacą. Mogę cię tylko pocieszyć tym, że dałam mu SWÓJ numer PRYWATNY i zaprosiłam go na randkę, choć wcale mi się nie podoba! Ugh...” - Odczytał wiadomość od Stefanie i się uśmiechnął pod nosem.
„Wiem, że wolałabyś iść ze mną na tę randkę, ale czasem trzeba się poświęcić dla dobra pracy xD”
„Żebyś chciał wiedzieć! Już zniosłabym te twoje głupie żarty, niż jeżeli mam patrzeć na twarz tego kolesia i słuchać jak narzeka... Zapłacisz mi za tę katorgę!”
Po raz kolejny się uśmiechnął.
„Do tych 'głupich' żartów zawsze się szczerzysz jak małe dziecko, więc uznam twoją wiadomość za prowokację xD”
     „Szczerzę się jak dziecko?! :o Ostatnio sam szukałeś niańki chłopczyku, bo ci smoczek wypada z ust.”
     Tom się zaśmiał pod nosem i pokręcił głową.
     „No widzisz. Nikt nie był odpowiedni na nianię dla mnie. Nikt nie jest w stanie sprostać moim wymaganiom. Wszystkie idą na łatwiznę... :(„
     „Oh, jaki biedny mały chłopczyk. Przytulić cię jeszcze raz? Ha ha!” - Wyśmiała.
     „Pewnie. Jutro o 19 w Higher Drink. Ps. Czy mały jestem, to bym się kłócił :D” -Trzymał w dłoni telefon, czekając z ciekawością na odpowiedź.
     „Hahaha! Dobry jesteś! Cwaniaku”
     „Nie spróbowałaś jeszcze, więc skąd możesz to wiedzieć?”
     Dłuższa chwila minęła, nim dostał odpowiedź. Już się śmiał pod nosem, że ją zatkało i nie wie, co ma odpisać, dlatego powrócił do pracy. Jednakże co chwilę i tak zerkał na wyświetlacz.
     „Skąd pewność, że kiedykolwiek chciałabym spróbować? XD”
     „Rzucasz się z ramionami na dyrektora działu PR i chcesz mu matkować, więc to jednoznaczne stwierdzenie. Swoją drogą mógłbym zaadoptować taką mamusię xD” - Zaśmiał się po raz kolejny do wyświetlacza.
     „:o Nie wiem, czy ja bym chciała adoptować Takiego dzieciaka... Choć w sumie... Mogłabym cię wychować na dobrego mężczyznę. Kusząca propozycja. Okay. O 19:30 w Higher Drink.”
     Tom aż otworzył szerzej oczy. Nie był zbyt bardzo zadowolony, czytając taką wiadomość, ale stwierdził, że się odgryzie już na spotkaniu. W końcu przecież się zgodziła, więc wszystko szło po jego myśli.

***

     Kaulitz po raz drugi z rzędu zbudził się u boku swej małej księżniczki. Pozwolił sobie jednak poleżeć blisko niej i napoić się widokiem jej śpiącej beztrosko twarzy. W niedzielę miała wyjechać i zobaczy ją dopiero w następną sobotę. Było mu przykro z tego powodu. Miał nadzieję, że szybko wróci do domu, który mieścił się w Los Angeles, nie daleko Malibu. Zależało to wszystko od potoczenia sprawy i od tego, czy prokurator uparcie i zachłannie będzie stawiać mu przeszkody na drodze do wygranej.
     Dziewczynka poruszyła się niespokojnie i wtuliła w ramiona ukochanego taty. Dlatego ten przytulił ją do siebie i głaskał jej główkę po delikatnych włoskach.
     Amanda jak zwykle weszła do pracy chwilę przed czasem. Wyglądała nienagannie, a jej świeże, podcięte włosy kusiły delikatnymi falami, opadającymi na ramiona.
     Na myśl o tym, że znowu miała spędzić dzień sam na sam z Kaulitzem, robiło się jej dziwnie. Nie była w stanie powstrzymać pewnego rodzaju zdenerwowania i rumieńców, wstępujących na szczupłe policzki.
     Kaulitz miał mieć dzisiaj obfity dzień pracy. Po wczorajszych wniesieniach do archiwum policyjnego, by odszukać sprawę śmierci męża fryzjerki sprzed lat, dzisiaj miał je dostać do wglądu. Na dodatek musiał się skontaktować ze swoim klientem i przetłumaczyć mu, że chwilowe siedzenie w areszcie nie znaczy, że jest już winnym. W dodatku musiał mieć mocny i konkretny powód, żeby wnieść oskarżenie wobec fryzjerki. Głowa mu pękała na samą myśl, a gdzie tu dalej...
     Westchnął pod nosem i musiał działać. Po złożeniu buziaka na czole śpiącej królewny wybudził go dostatecznie poranny prysznic, a gdy już dopięty na ostatni guzik, ruszył schodami na parter, zawahał się.
     Jego pragnienie już się krzątało po jego apartamencie. Odchrząknął cicho pod nosem, chcąc na siłę nie wspominać sobie incydentu z poprzedniego dnia. Niestety było ono silne. Nie uprawiał seksu od pół roku, a ona swoją osobą mówiła mu Tylko o Tym.
     Pokręcił lekko głową, odganiając wspomnienia i ruszył dalej, jakby nigdy nic.
     - Dzień dobry. - Powiedziała jakby skrępowana i zmieszana. Boże! Czy on musiał wyglądać tak bosko?!
     Przełknęła głośno ślinę.
     - Śniadanie będzie za kwadrans. Woli pan kawę, czy herbatę? - Spytała, próbując zachowywać się profesjonalnie.
     - Kawę... Poproszę...
     Atmosferę między nimi dało się niemal kroić jak szarlotkę. Naszykowała mu duży kubek parującej, czarnej, mocnej, aromatycznej kawy, który postawiła obok pożywnych kanapek. Dostała przykaz od Toma, żeby pilnować, by jego młodszy brat jadł regularnie, gdy już Marika z Lisa wyjadą... Ale nie czuła tego. Ani trochę nie czuła.
     Kaulitz przeplótł ucho białej porcelany palcem i podszedł do oszklonej ściany w salonie, napawając się zapachem świeżej kawy i widokiem panoramy miasta.
     Miała ochotę złapać go w pasie i trwać tak przy nim... Było to silne uczucie i tylko resztki godności powstrzymywały ją przed tym. Nie mogła ryzykować, gdy cała jego rodzina była na piętrze. Wciąż czuła jego elektryzującą bliskość i smak ust.
     - CO ONI NAJLEPSZEGO ZROBILI?! - Krzyczała w myśli. Teraz nie będzie umiała zająć się przy nim pracą!
     - Ma pan konkretne życzenia co do obiadu lub sprzątania? - Spytała ponownie, modląc się o neutralny ton głosu.
     - Nie... - Odrzekł zamyślony.
     Pokiwała głową. Nie umiała znieść tego, co się działo. Musiała spróbować swoich sił i zignorować go. Zupełnie tak, jak on od wczoraj ignorował ją. Nucąc pod nosem piosenkę lecąca w radio, zaczęła podrygiwać i sprzątać blat.
     Upił łyk gorącego napoju i wyciągnął telefon, wybierając numer do swej matki. Długo z nią nie rozmawiał i czuł potrzebę usłyszenia jej głosu i tego, co dzisiaj ma zamiar robić.
Simone odebrała niemal od razu, gdy syn zadzwonił.
     - Billy! Jak miło, że dzwonisz! Co u Was słychać?
     - Cześć mamo. Ciebie też miło słyszeć. U nas? - Westchnął lekko, marszcząc czoło. - Jak zwykle.      - Wyjaśnił w końcu.
     - Jak zwykle? Pokłóciliście się z Mariką? - Spytała, jakby wyczytała to z jego głosu.
     - Nie. Wszystko w porządku. W poniedziałek mam rozprawę... - Nie mówił nikomu, ale stresował sie. To był ostatni jego dzień, w którym miał zdobyć choć jeden dowód. - Prowadzę dochodzenie. Jeśli mi się nie uda, niewinny człowiek dostanie dożywotni wyrok, a morderca będzie chodzić wolno dalej po ziemi. - Oczywiście, że zganiał zmartwienia na pracę, chcąc ukryć zmartwienia prywatne.
     - Kochanie... Wiem, że praca Cię martwi, ale wiem też, co przechodzisz z żoną. - Stwierdziła spokojnie.
     - Nie zaprzątam sobie tym na razie głowy... Czas mi na to nie pozwala... - Wyjaśnił, choć przez myśl mu przeszło, że jednak miał czas na pokojówkę i to od dwóch dni bardzo dużo. Wolał się jednak z nikim tym nie dzielić. Popił swą kawę.
     - Na pewno tylko to cię dręczy? - Spytała cicho. - Wiesz kochanie, że mnie możesz powiedzieć. Nigdy nie będę cię oceniać.
     - Wiem mamo. Naprawdę tylko to. Powiedz mi, co u ciebie słychać?
     - U mnie? Chcieliśmy z Gordonem jechać na wakacje, ale... - Westchnęła ciężko, nie wiedząc, jak mu powiedzieć, co ich powstrzymało.
     - Ale? Braknie wam czegoś? Mogę wam pomóc. - Zmartwił się.
     - Nic nie wiesz, prawda? Braknie nam jedynie czasu. Twoja żona zostawia nam małą na pół kolejnego miesiąca. Mówiła, że to ustalone z Tobą, ale teraz widzę, że chyba nie... Nie wybieracie się na romantyczne wakacje, prawda?
     Kaulitz o mało, co nie rozlał kawy.
     - Słucham!? - Zawołał.
     Amy, słysząc jego podniesiony głos, podskoczyła przestraszona i wbiegła do salonu.
     - Nie mieliście jechać na Bali razem? - Spytała ponownie.
     - Nie! Przyjechaliśmy do Nowego Jorku parę dni temu. Mam sprawę!
     Odłożył kubek z kawą na blacie w kuchni, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Pokręcił się po salonie, zerkając w stronę pięknej blondynki.
     - Synku... Na pewno między wami jest w porządku? - Upewniała się.
     - Najwidoczniej nie! - Zawołał zły. - Przepraszam cię za nią. Możecie jechać na wakacje, kiedy chcecie. Kiedy ci to powiedziała?
     - Nie denerwuj się. Marika była u nas z małą dzień przed wylotem do ciebie. Jak co dzień prawie.
     - Że co proszę!? Jak mam się nie denerwować, jeśli ja nic o tym nie wiem!
     - Powiedziała, że to na twoją prośbę. Ostatnie wakacje też pracowałeś? - Spytała.
     - Cały czas pracuję! Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem na wakacjach! - Wołał oburzony.
     - Marika mówiła, że jedziecie... Kiedy to było? W zeszłym miesiącu. Na początku. 10 dni.
     - Dobra mamo. Muszę kończyć. W każdym razie jedźcie na wakacje. Dziękuję, że mnie uświadomiłaś. - Odrzekł zniecierpliwiony. Jednak nic mu się nie układało. Wczorajsza myśl, że jest inaczej, była bardzo złudna...
     - Kochanie... Zabierz małą na wakacje po sprawie. Do zobaczenia skarbie.
     - Dziękuję ci za wszystko. Do usłyszenia. - Rozłączył się.
     Amanda usłyszała złość Billa. Jej ego triumfowało. Był już jej. Podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu.
     Odwrócił się do niej pewnie, zirytowany tymi wszystkimi informacjami, które usłyszał przed chwilą.
     - Obrazi się pan, jeśli pozwolę sobie zabrać małą na godzinkę do parku w pobliżu? - Spytała cicho. Wyczuwała kłótnie i nie chciała, żeby mała tego słuchała.
     - Nie. - Warknął do niej i odszedł.
     Nie dosyć, że Lisa latała z Mariką po mieście, jak głupie to jeszcze się okazało, że koczowała u babci, a teraz jeszcze miałaby się szwendać z obcą osobą. Lisa to JEGO dziecko!
     Wybudziło się w nim jego ojcowskie Ja.
     Poszedł zamaszystym krokiem w stronę schodów.
     Amanda pokręciła głową.
     - Tom wczoraj podczas obiadu mówił, że chciałby spędzić z nią czas.
     - To jeśli będzie chciał, to sam mi o tym powie, albo zadzwoni. - Fuknął na odchodnym.
     Ponownie pokręciła głową, wzdychając ciężko. Wczoraj był milszy...
     Wpadł głośno do sypialni.
     Marika spała smacznie, niczym się nie przejmując.
     Podszedł do kobiety i poszarpał ją wściekły, by się natychmiast zbudziła.
     - Co się stało!? JAK MOŻESZ PODRZUCAĆ MOJEJ MATCE Lisę!? - Patrzył na nią morderczym wzrokiem.
     - O czym ty mówisz? Lisa jest z nami i śpi. - Zauważyła.
     - TY Idiotko! Nie udawaj debila! Na jakie wakacje się wybierasz, co? - Zmrużył oczy. - Z kim się na nie wybierasz, co!?
     - Z Tobą na nie jadę! To nasza rocznica idioto! Nawet o tym nie pamiętasz!
     Kaulitz patrzył na nią chwilę tępo, wyszukując w pamięci datę ślubu.
     - No? I jak? Szare komórki pracują? To za półtora tygodnia. Chciałam spędzić z Tobą czas... Cały urlop... Ale Ty wolisz siedzieć tutaj i wiecznie patrzeć w te papierzyska.
     - Nie wolę! To moja praca! - Denerwowały go to te głupie zarzuty.
     - Praca?! To pracuj mniej! Albo nie, ogranicz się do L. A.
     - To nie zmienia faktu, że podrzucałaś mojej mamie Lisę już wcześniej. - Podtrzymywał, ale jego ton już złagodniał.
     - Wtedy, kiedy miałam ważne wyjścia. - Mruknęła. - Twoja mama sama chciała się nią zajmować.
     - Ważne wyjścia!? Jakie ty masz ważne wyjścia!? Zakupy!? Czy wyjście do miasta, żeby zrobić sobie selfie w jakimś modnym butiku!? - Prychnął.
     - Spotkania z fanami i fankami. Dzięki temu jest ich coraz więcej.
     Kaulitz aż nie wiedział, co ma powiedzieć. Patrzył na nią z niedowierzaniem, że naprawdę to powiedziała. Opadły mu ręce.
     - Co ja robię z taką kobietą? - Zadał sobie w myśli, bardzo poważne pytanie.
     Pokręcił głową, zaskoczony.
     - Więc? Nadal zamierzasz niszczyć moją karierę? - Spytała spokojnie i przyjrzała mu się.
     - Już wiem, dlaczego moja praca, jest dla ciebie głupia... - Westchnął.
     - Tak? Dlaczego Twoim zdaniem?
     - Jeśli ci odpowiem, nie zrozumiesz. Sama sobie odpowiedz. - Skwasił się. - W każdym razie chciałem ci przekazać, że nie zawieziesz Lisy do dziadków, ponieważ oni wyjeżdżają na wakacje. -      Wyszedł z sypialni, oszołomiony.
     - To wezmę ją ze sobą. Skoro TY wolisz PRACĘ. - Zawołała za nim.
     - Wybacz. Moja praca jest głupia, więc tylko tam mogę być sobą, a Twojej nie dorastam do pięt. -      Odrzekł z przekąsem na odchodnym.
     Chciało mu się płakać z tej bezsilności na nią...
     - Nie wiem, czemu dałam Ci się omotać. - Mruknęła, wstając z łóżka.
     Kaulitz zszedł na parter, wziął łyk kawy, teczkę i wyszedł w milczeniu.
     -Panie Kaulitz! Śniadanie! - Zawołała za nim Amanda i westchnęła ciężko. Słyszała kłótnie małżonków... To była dla niej szansa... Szkoda, że mała miała na tym cierpieć.
     Patrzył w swoje odbicie w lustrze windy i naprawdę nie mógł uwierzyć, że wyszedł za takiego kogoś, jak Marika. - Czyżbym był aż tak ślepy? - Był w szoku. - Czy ja naprawdę zasługuję na takiego kogoś jak ona? Nie stać mnie na lepszą? - Główkował.
     Zerknął na swój palec i wygiął twarz w niezadowoleniu. Ściągnął obrączkę z palca i przyglądał się jej.
     - To jest horror, nie bajka... - Skwitował kawałek, drogiego, czystego złota.
     Tom wyszedł właśnie ze swojego gabinetu, by zabrać ukochaną młodą damę na spacer, gdy zauważył brata w holu. Wyglądał na podłamanego.
     - Bill! - Zawołał.
     Kaulitz zerknął w stronę wołającego go, znanego głosu.
     Podszedł do brata, od razu wyczuwając samopoczucie młodszego bliźniaka.
     - Co jest?
     - Życie jest. - Odparł zmęczony. - Masz teraz czas? Możesz wyjść? - Spytał cicho.
     - Pewnie. Chodź. - Ruszył przodem.
     Bill podreptał za nim. Nie miał nawet siły na swój pewny, sprężysty krok, którym zwykle przemierzał kolejne kilometry.
     - Mam dość Tom... Mam dość... - Wyrzucił z siebie, siadając na ławce przed wejściem. - Nie rozumiem, co robię źle?
     Tom stanął nad nim, odpalając sobie fajkę.
     - Co znowu odjebała?
     - Tak naprawdę sam już nie wiem. Pogubiłem się w jej kłamstwach... Ale wiem, że to fizycznie już nie istnieje... Powiedz mi... Co człowiek powinien zrobić... Kiedy leży obok kobiety, a myśli o kimś zupełnie innym?
     - Iść do innego. Znasz moje zdanie na ten temat. - Wzruszył ramieniem. - Tylko ty jesteś dodatkowo uwięziony. -Zerknął na jego dłoń, na której o dziwo nie było obrączki. - Rozstaliście się?
     - Nie... Ja... Sam nie wiem... Mam dość Tom... Ciągle się kłócimy... ... Ale... Skoro czasem zrobi obiad... Taki prawdziwy... Domowy... To chyba jej zależy prawda?
     Obdarzył brata ironicznym spojrzeniem.
     - Przestań na siłę szukać w tym bagnie plusów. Już dawno powinniście się rozejść. Do czego ci ona jest potrzebna? Słuchaj... - Poruszył się nerwowo. - Zadaj sobie proste pytania. - Gestykulował, przejęty. - A na inne też będziesz miał odpowiedź. Kochasz ją? Zależy ci na niej? Męczysz się przy niej?
     - Nie mam czasu na myślenie o tym... Zależy mi na szczęściu Lisy.
     - Lisa będzie szczęśliwa wtedy, gdy ty będziesz szczęśliwy. - Zaciągnął się trującym dymem. - Chcesz całe życie bronić jej strony i tłumaczyć jej zachowanie? W życiu prywatnym choć raz nie bądź prawnikiem, a stań po drugiej stronie. To nie praca.
     - Nie wiesz, jak to jest... Jestem za nie odpowiedzialny... Za nie i utrzymanie ich na godnym poziomie... A Marika ciągle ma pretensje o to, że za dużo pracuje.
     - No muszę przyznać jej trochę racji. W chuj dużo pracujesz. - Wyznał.
     - A co innego mam robić, skoro żona, zamiast ze mną rozmawiać, wgapia się w telefon? To normalne, że małżeństwo ze sobą nie sypia? - Mruknął. Nerwy mu puściły do tego stopnia, że nawet zignorował dzwoniący telefon.
     - Odbierz...
     - Nie... Mam dość. To tylko Marika. - Odparł pewny swoich słów. Jednak, gdy ponownie zadzwoniła, odebrał.
     Usłyszał w słuchawce głos zapłakanej córeczki, która skarżyła się na to, że mama ją zostawiła samą z obcą panią...
     - Co jest? - Zapytał Tom, gdy skończył rozmawiać.
     - Marika zostawiła Lisę samą z POKOJÓWKĄ! - Uniósł oburzony głos. Coś nagle wpadło mu do głowy. - Ona u mnie... To twoja sprawka, prawda?
     - Nie wiem, o czym mówisz? - Uśmiechnął się krzywo.
     - Ona... Ta pokojówka... Ty ją napuściłeś na mnie. Kazałeś jej to wszystko! - Oskarżył go.


CDN

1 komentarz:

  1. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy z Billem i jego pracownicą, zaskoczyło mnie to bardzo. Ale w pozytywny sposób. Tylko myślałam, że naprawdę posuną się dalej.
    Marika doprowadza mnie do szału i mam nadzieję, że Bill wreszcie się z nią rozstanie.

    OdpowiedzUsuń