Znowu przepraszam za nieobecność... Mistyczna posiada problemy techniczne z komputerem, a ja żywnie nie miałam do tego głowy ze względu na przeprowadzkę. Zakończyłam już Astral Love (zapraszam ;) ) więc będę miała więcej czasu na to opowiadanie :) Mam nadzieję, że pocieszyłam choć trochę xD W każdym razie zapraszam w końcu na rozdział :)
~14~
"OMG! OMG! OMG! " - Odczytała wiadomość, od swojej współlokatorki Debby. Już podejrzewała, co się stało i z uśmiechem odpisała.
"Dostałaś się!?"
"DZWONILI DO MNIE! IDĘ DZIŚ NA ROZMOWĘ WSTĘPNĄ! MUSISZ IŚĆ ZE MNĄ, INACZEJ PADNĘ TAM I ZOSTANĘ WYCIERUSEM DO PODŁOGI A NIE MODELKĄ DO REKLAMY!"
Carolina aż otworzyła szeroko oczy, zaskoczona tonem wiadomości. Aż strach jej było odmówić w takim momencie satysfakcji przyjaciółki.
"Pracuję!" - przypomniała.
"Rozmowę mam na 15:30! Hello! Ja też pracuję! Na inną godzinę bym się nie wyrobiła! Ale wyrwę się szybciej z roboty, żeby się OGARNĄĆ! Musisz jechać ze mną! Caro nie rób mi tego w takim momencie! ;("
"Ja nie mogę się wyrwać szybciej, żeby się ogarnąć. Inaczej bd śmierdzieć tłuszczem! Nie pokażę się taka w Luxie! Na głowę upadłaś"
"Wezmę ci jakieś ciuchy i przyjadę po ciebie. Ogarniesz się, ja ci pomogę! Byle, tylko żebyś tam pojechała ze mną! Nie masz pojęcia, jak mi się ręce trzęsą! Nie wyrobię dzisiaj w tej pracy... Chyba zaraz się pójdę zwolnić. Powiem, że dostałam jelitówki xD"
"Chciałabym takie coś powiedzieć u siebie... xD" - Zazdrościła. Parę razy próbowała coś podobnego wykręcić, ale jej szefowa wtem stawiała jej jeden warunek.
- Bierzesz tabletkę i siedzisz albo wychodzisz i więcej cię tu nie widzę. - Tak to mniej więcej brzmiało...
***
Wszedł do apartamentu stęskniony za swą królewną. Uśmiech zadowolenia nie schodził mu z twarzy. Powiodło mu się dzisiaj w sprawach, dlatego z tej okazji przed przyjazdem do hotelu zaopatrzył się w duże bombonierki dla dzieci i podał im z miejsca, obydwie małe główki czochrając.
- Czekoladkiii!!! - zawołała radośnie Lisa, gdy Scott nieco zmieszany prezentem obserwował zarówno ją, jak i jej ojca. - Pokaż! Masz takie same? - Lisa zerknęła w jego ręce na kolorową okładkę.
- Tak. Macie takie same - wyjaśnił Bill.
- Widzę, że komuś humor dopisuje - zagadnęła Amanda, czując się nieco olana. Nawet się z nią nie przywitał! Może dlatego, że miała na sobie zwykłe krótkie spodenki i koszulkę z dekoltem w serek. Nie wyglądała jak zwykle dla niego.
- Tak. - Uśmiechnął się. - Mój pozew został przyjęty i od zaraz policja wszczęła śledztwo. - Przysiadł na kanapie i wyciągnął telefon.
Lisa od razu wykorzystała ten fakt i wdrapała się na jego kolana, zajmując się rozpakowywaniem dużej bombonierki. Zawsze wygodniej było na rodzicielskim kolanie, niż obok na wolnym miejscu kanapy i większość stęsknionych dzieci może to potwierdzić. Nawet jeśli wrzynające się chude kolana rodzica, były dość niefajne, przez co się wierciło...
- Gratuluję! - zawołała, szczerze się ciesząc z powodzenia tego zimnego faceta.
- Nie ma czego. To stare brudy, które nie są aż tak ważne, dlatego mi się przeciągnie wszystko... - To był jedyny powód, przez który mógł załamywać ręce, aczkolwiek i tak miał dobry humor.
Pierwsze co miał na myśli odblokowując swojego iPhona, to napisanie wiadomości do swojej żony. Czuł się niebo lżej niż jeszcze wczorajszego dnia. Nie było trzeba się dziwić, że miał na myśli swoją żonę. Tryskał energią i pragnął się tą energią podzielić z kimś mu bliskim. W takich sytuacjach zazwyczaj dawał się nieco wykorzystywać Marice, bo na siłę odsuwał problemy i jej występki na bok, chcąc czuć po prostu szczęście. To co, że było chwilowe i złudne. Zawsze miał tę nadzieję. Gdyby nie miał, nie byłby z nią tak długo...
"Mam nadzieję, że nie długo do nas wrócisz :* Jak się bawisz? " - Wysłał bez zastanowienia się.
Pragnął ją widzieć przy sobie. Choćby miała się do niego nie odzywać. Po prostu chciał, żeby była w zasięgu oka, by tylko móc na nią zerknąć i mieć poczucie, że jest. Ponad pięć lat się z nią męczył i trudno było się od takiego kogoś odzwyczaić... Jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, że w rzeczywistości popełnia ogromny błąd tymi uczuciami. Nie chciał tego wiedzieć i nic rozpamiętywać. Chciał żyć po prostu przy niej chwilą i napawać się tymi ulotnymi, dobrymi minutami, by nabrać siły znowu na kłótnię.
Znowu wdał się w grę z dziećmi i Amandą. Tym razem był to Chińczyk, ale i tak znowu ciągle zerkał na wyświetlacz telefonu. Odpowiedź nie przychodziła tak szybko, jak tego oczekiwał, przez co tłumaczył sobie, że może bierze kąpiel albo jest w przymierzalni w jakimś butiku, a może i robi paznokcie i zaraz się na pewno odezwie.
Amanda westchnęła i wyjęła mu telefon z dłoni.
- Praca poczeka. Teraz Lisa oczekuje pełnej atencji - szepnęła i kontynuowali grę.
Ciśnienie mu wzrosło w setną sekundy. Jak ona śmie wyciągać z Jego dłoni, Jego telefon i jeszcze stawiać go do pionu!? Spojrzał w jej oczy zabójczym, morderczym i wściekłym wzrokiem, mając na ustach tyle bluźnierstw, że nie wiedział, które ma wypowiedzieć.
Wziął znacząco swą własność w dłoń i odrzekł w miarę spokojnie.
- Jak śmiesz mnie pouczać? Nie życzę sobie tego. W ogóle - zaznaczył ostro.
Amanda uśmiechnęła się do niego słodko, wskazując jego córkę i puściła mu oko. Nie zamierzała przejmować się jego humorami, aczkolwiek i tak odpowiedziała.
- A ja nie życzę sobie telefonów podczas zabawy z dzieciakami. Chcesz, żeby Twoja córka pytała, kim jest pan zza telefonu? - spytała, ignorując wszelkie formy grzecznościowe.
Spojrzał na nią, nie mogąc wyjść z zaskoczenia jej stosunkiem do jego osoby. Złapał pewnie za jej chude ramię, pociągnął, by wstała z kanapy i wciągnął ją do osobnego pokoju, zamykając za nimi drzwi.
Czuła, że teraz rozpęta się piekło, ale nie mogła znieść tego, że głupi telefon był tak ważny.
Stanął nad nią i wyciągnął w jej stronę palec, co najmniej jakby pouczał swą córkę.
- Jak śmiesz mówić do mnie takim tonem!? - krzyczał cicho zdenerwowany na maxa. - Lisa jest Moją córką i jestem u Siebie, i będę robić to, co mi się podoba, nie Tobie - syczał z jadem. - Jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz, to pożałujesz - zaznaczył śmiertelnie poważnie.
- Co mi zrobisz? No, słucham? Powiedz to... Głośno i wyraźnie - wypowiadała każde słowo, patrząc prosto w jego oczy. Czekała na to, co powie...
Miał wrażenie, że zaraz eksploduje! Jak ona mogła go stawiać w takiej sytuacji!? Miał ochotę się rozpłakać z bezsilności. Wszystko było NIE TAK.
- No więc? Sprawisz, że wylecę? Tak pozbywa się problemów pan Kaulitz?
- Twoja praca dobiegła końca na dzisiaj. Zabieraj się stąd i widzę cię jutro przed ósmą - warknął wściekły i wyszedł. Nie chciał się z nią kłócić, ale też nie zamierzał znosić jej zachowania.
Wyszła z pokoju i ledwo powstrzymując łzy, podeszła do syna. Jak miała mu wyjaśnić, że dla każdego są nikim? Że nie są mile widziani?
- Scott, skarbie... Musimy już iść - powiedziała, robiąc dobrą minę do złej gry.
- Lisa, wychodzimy. Chodź się ubrać. Jutro się pobawicie.
- Nie, tatusiu... Mieliśmy grać! Wszyscy razem! - powiedziała smutno.
- Przykro mi, musimy iść. Jutro dokończycie grę. - Ponaglił, wyciągając do niej dłoń.
- Chcę, żebyśmy zostali z ciocią i Scottem - upierała się.
Naprawdę miał wrażenie, że zaraz nie wytrzyma i się rozklei przy nich wszystkich. Znowu czuł się jak idiota. Całe to szczęście było tak złudne, że aż śmieszne i irytujące.
- Proszę cię ostatni raz - odrzekł stanowczo i niemiło, powstrzymując swój wybuch emocji.
- Tatusiu, proszę... - W oczach dziewczynki były krokodyle łzy.
Zacisnął zęby, nabierając siły.
- Jeśli mama Scotta się zgodzi, żeby został, to możecie grać dalej...
- Ale wy mieliście grać z nami. Ty i ciocia też. - Nie dawała za wygraną.
Chciał po prostu zniknąć... To była jedyna kobieta w jego życiu, przed którą się tłumaczył, przed którą nie umiał dotrzymywać swojego stanowczego zdania. Marika czasem też na tym wychodziła z korzyścią, ale to bardzo rzadko.
- Lisa. Pani Amanda musi iść. Ma swoje życie, nie może z nami siedzieć całe dnie. Jak widzisz, jest w pracy. Przyjechałem już do ciebie i jej praca dobiegła końca. Też chce pobyć ze swoim synem. Rozumiesz? - Uniósł się trochę, mówiąc ostatni wyraz.
Amanda westchnęła ciężko. Jakie ona miała życie? Nie miała żadnego...
- Ciocia nie ma chłopaka... Scott może zostać... Chcesz, żeby ciocia siedziała sama? - spytała cichutko.
- Lisa. Koniec w ogóle dyskusji - oburzył się Bill. - Chodź się ubrać - warknął zły.
Jego nerwy wisiały na włosku. Czuł, że jeszcze jedno zdanie Lisy i nie wytrzyma, a nie chciał się na niej wyżywać.
- Tatusiu chcę zostać. W domu nie mam kolegów ani koleżanek... Mama wszystkim zabrania się ze mną bawić... Proszę... - Wychlipała.
- Przykro mi, nie tym razem. Scott jutro do ciebie przyjdzie. Przyjdziesz do Lisy, tak? - Zwrócił się do chłopca. - Powiedział, że przyjdzie. - Wziął ją na ręce, nie czekając, aż ten odpowie.
Dziewczynka zaczęła płakać. Nie chciała iść... Chciała zostać z ciocią i ze Scottem...
Chłopiec stał oszołomiony. Nie wiedział, co się dzieje.
***
Oczywiście punkt piętnasta godzina, a Debby się zjawiła w fast foodzie. Zniknęły w toalecie i tam się zaczęło.
- Oszalałaś!? - zawołała, zerkając na rudowłosą koleżankę, trzymając w dłoni czarną, obcisłą sukienkę. - Zrobiłaś to specjalnie! - zarzuciła.
Rudowłosa się wyszczerzyła słodko.
- W końcu raz możesz założyć coś eleganckiego, a nie chodzisz w tych swoich długich sukniach, jak hipis jakiś...
- Nie założę tego. Dupę będzie mi w tym widać. - Opuściła dłonie.
- Nie będzie! Wybrałam najdłuższą, jaką mam! - zapewniła. - No pośpiesz się, proszę! Zostało mi dwadzieścia pięć minut! - Skakała w miejscu, zerkając na zegarek.
Carolina westchnęła. Mogła się spodziewać, że ta odwali jej taki numer. Nie miała nigdy żadnego 'ale' do kusych sukienek, ale zawsze uważała, że takie rzeczy wyglądają lepiej na innych dziewczynach. Ona wolała luźne rzeczy i wyciery. A jedynymi sukienkami, jakie posiadała w swej garderobie, to właśnie sukienki do kostek, przypominające te hipisowskie, choć wcale takie nie były. Chociaż tak, mogła się poczuć, jak na wakacjach, gdyż mijały ją ślepo już drugi rok.
Włożyła na siebie sukienkę, szpilki i pomalowała usta czerwoną szminką. Włosy rozpuściła i w końcu ruszyły do miejskiego autobusu, by po dziesięciu minutach znaleźć się przed wysokim, szklanym budynkiem, zapraszającym do wejścia czerwonym dywanem i złotymi słupkami. Na ich straży stali dwaj mężni mężczyźni w czerwonych marynarkach, które już z progu zawstydziły studentki.
- Widzisz... Głupio byś wyglądała w takim miejscu w swoich sukniach... - zawiadomiła Debby.
Gdy znalazły się na wielkim, przesadnie bogatym, choć gustownym holu, rozejrzały się i zerknęły na siebie. Wymieniły się podekscytowanymi uśmiechami i ruszyły do równie przystojnego recepcjonisty. Po drodze minęła ich jakaś grupka, ekscytujących się ludzi. Od razu stwierdziły, że to kolejni potencjalni kandydaci do reklamy.
- Z reklamy - stwierdził Jaden, znudzony już swoją długą, witającą regułką gości na rozmowy kwalifikacyjne.
Dziewczyny skinęły głowami, a ten od razu wskazał głową i ręką konkretne drzwi do biura. Powędrowały tam obydwie mocno podekscytowane. Jak tylko przemknęły przez czarne drzwi ozdobione złotym, prostym napisem "BIURO", na długim korytarzu, pokrytym dywanem o stonowanym kolorze, napotkały wysokiego, przystojnego mężczyznę z jakimiś dokumentami w dłoni.
Tom zerknął na tę pierwszą i od razu się uśmiechnął.
- Po umowy? - Zaczepił.
Carolina chciała się zapaść pod ziemię, widząc mężczyznę. Jej serce tak mocno zabiło na jego widok, że wsunęła się bardziej za koleżankę, pragnąc stamtąd uciec.
- Na rozmowę - poprawiła rudowłosa z nie przesadzonym uśmiechem, chcąc wyjść na normalną. Ponadto miała dziwne wrażenie, jakby już go gdzieś widziała.
- Na rozmowę? - Zaskoczył się lekko. - Na zdjęcia chyba chciałaś powiedzieć. - Uśmiechnął się. - Chodźcie za mną. - Wrócił się, by zaprowadzić dziewczyny do konkretnego pokoju.
- Czemu tak późno? - zagadnął po drodzę. - W sumie nawet dobrze dla was. Nie będziecie musiały czekać godzinami na korytarzu, jak inni z rana - przyznał całkiem na luzie.
- To przez pracę - wyjaśniła radośnie Debby. - Będę dzisiaj, od razu wiedzieć, czy się dostałam, czy będziecie dzwonić? - Ciekawiła się.
- Będziemy dzwonić. Musicie przejść przez wybitnie krytyczną komisję sędziowską, która wybierze najlepsze z najlepszych - odrzekł z żartem.
- Serio? Kto siedzi w komisji? - Debby jeszcze bardziej się zaciekawiła i podekscytowała.
- Ja. - Uśmiechnął się pod nosem do dziewczyny.
Debby dopiero teraz zrozumiała, że to był żart i się roześmiała.
-Dooobreee! - zawołała. - Ja chyba cię już gdzieś widziałam.
Tom się uśmiechnął krzywo, a Carolina nadal chciała zapaść się pod ziemię. Żałowała, że weszła do biura z Debby. Każde uniknięcie spojrzenia jej wymarzonego przystojniaka, kończyło się odwrotem głowy w stronę przeciwną do jego, czyli w biura.
- Ta? Możliwe. - Wcale go to nie interesowało. Już dzisiaj się nasłuchał takich sztuczek od innych dziewczyn, by tylko wyrobić sobie ścieżkę. Otworzył w końcu konkretne drzwi i zaprosił je do środka.
- Ed? Zajmij się dziewczynami - zawołał do kumpla, siedzącego z nosem w monitorze, porządkując zdjęcia kandydatek.
- Chodźcie - zawołał miłym tonem, wstając natychmiast z miejsca.
Tom, dopiero gdy się wycofywał, mógł ujrzeć przez sekundę twarz, skrywającej się farbowanej blondynki. Aż się zatrzymał, gdy ich wzrok się spotkał. Wiedział już, czemu jej nie poznał od razu. Zawsze ją widział w końskim ogonie, dzisiaj jej włosy były rozpuszczone.
- Caroline? - zapytał nie pewnie, marszcząc brwi.
Dziewczyna poczuła duszność w tym momencie. Nie mając żadnej drogi ucieczki do bunkru, w którym mogłaby być bezpieczna, musiała z siebie w końcu coś wydusić. Niestety nie wydusiła. Skinęła głową, zmieszana, nie wiedząc, gdzie ma podziać wzrok.
Tom nie przypominał sobie, żeby widział jej zdjęcia w aplikacjach, a był pewny, że rozpoznałby ją.
Debby zerknęła na nich zaskoczona. Poczuła w pewnym momencie wściekłość, że koleżanka zataiła przed nią znajomość Takiego faceta! Nie mogła niestety wtrącić się do rozmowy, gdyż Ed porwał ją przed aparat, który miał pokochać jej ciało, bo jeśli nie, nici z reklamą.
- Czemu nie powiedziałaś, że chcesz aplikować? He? - zapytał bardzo miłym tonem głosu i nie ukrywał swojego zaskoczenia i zafascynowania tym, że spotkał się z osobą, z którą wchodził w interakcję, jako pierwszą, każdego dnia od pół roku, w swoim miejscu pracy.
Wyglądała zupełnie inaczej, niż w oknie budy, w którym ukazywała mu się w tej szarej, beznadziejnej firmowej koszuli i daszku. Aż oniemiał. Czuł się, jakby poraziły go piękne promienie słońca, widząc ją w tej sukience; ją całą, a nie tylko popiersie.
- Ja nie aplikowałam... - wydusiła z siebie. - Przyszłam z koleżanką... - wyjaśniła nerwowo.
- Ah... - Zerknął na Debby. - A ty? Nie chciałaś? - Zainteresował się.
- Nie... - Pokręciła głową, speszona do granic możliwości.
Uśmiechnął się do niej, widząc jej zawstydzenie. Była taka słodka! Nie mógł oderwać od niej oczu. To było dopiero dziwne. Lata już się tak nie czuł!
- Szkoda... - wyznał szczerze. - Mogłabyś dostać rolę... - To było to, czego właśnie zapragnął i chyba bardziej od niej samej.
Zaskoczona dziewczyna zagryzła wargę i się poruszyła nerwowo, nie mogąc powstrzymać swego nerwowego uśmiechu.
- Naprawdę? - zapytała, nie mając pojęcia, jak zareagować.
- Tak - odrzekł pewnie, jakby to było logiczne. - Widzę cię... W pięknej sukience z kieliszkiem wina w dłoni, przechadzającej się po... Królewskim apartamencie - wyznał z piękną, ogromną, nieznającą granic wyobraźnią, by tylko ją zachęcić do pozostania w jego miejscu pracy na dłużej.
Carolina zachichotała cicho, czując tę paskudnie wredną dla niej atmosferę, z którą nie potrafiła sobie poradzić.
- A Debby, gdzie widzisz? - To było genialne, tak uważała. Nie było innego, lepszego zdania, by odwrócić od siebie jego uwagę i móc choć trochę zaczerpnąć powietrza.
- Debby? Debby widzę na imprezie nad basenem. - Zerknął na rudowłosą. - Więc jak? Zgodzisz się na zdjęcia? - Ponownie skupił na niej wzrok.
Wzruszyła niewinnie ramieniem, zerkając w jego czekoladowe tęczówki, które tak bardzo ją onieśmielały.
- Mogę spróbować... - wyznała cicho.
- Świetnie. Jeśli dasz z siebie wszystko, na pewno masz tę rolę. Jeśli zostaniesz wybrana, poinformuję cię. - Wyciągnął telefon i zerknął na nią. Już dawno nie czuł tak mocno bijącego mięśnia na widok dziewczyny.
Caroline podała mu swój numer telefonu, stąpając z nogi na nogę.
- Świetnie - powtórzył. - Rozluźnij się trochę. - Uśmiechnął się na pocieszenie. - Ja muszę iść, będę dzwonić. Powodzenia. Ed! Tę panią też proszę sfotografować! - zawiadomił, a kumpel tylko skinął głową.
- Dzięki... - Pożegnała go niepewnym wzrokiem.
Tom wyszedł z biura i spuścił z siebie powietrze. Już długo nie przeżył tak sztywnej rozmowy. Pokręcił głową, twierdząc, że pewnie jej minie. Poza tym uśmiechnął się do siebie. Posiadł się jej numeru telefonu i wkręcił ją w zdjęcia. Ruszył zadowolony przez korytarz, by w końcu załatwić swoją sprawę. Nie sądził, że będzie miał taki dobry koniec dnia pracy.
***
Rozkleił się. Klucha stanęła mu w gardle, a oczy zaszły łzami. Miał wrażenie, że ostatnio wszystko robi źle. Praca szła w zwolnionym tempie, pomimo że osiągał celu. Jego małżeństwo się rozpadało, nienawidził żony, choć wypisywał do niej tak, jakby był w niej zakochany. Pokojówka robiła mu pod górkę. I jeszcze zarzuciła, że źle się zajmuje córką, przez co teraz ona płacze. Ręce zaczynały mu opadać. Nie wiedział, co ma w końcu robić. Zgłupiał.
Przytulił się mocno do ciałka swej córki. Pożegnał się ze Scottem, mówiąc 'do zobaczenia jutro' i powędrował z nią na rękach do jej pokoju. Tam usiadł z nią na jej łóżku i schował twarz w jej bluzkę, dając bezkarnie i bez świadków naocznych, upust swoim emocjom. Nigdy nie zdarzyło mu się rozklejać przy swej córce, ale nie miał już siły. Zaczynał naprawdę wierzyć w to, że to On jest tym złym.
Dziewczynka tuliła tatusia do siebie.
- Tato? - zaczęła po chwili.
- Hmm...? - Nie mógł się teraz od niej odczepić, nie chciał, by widziała jego łzy.
- Czemu mamusia nas nie kocha?
Zaskoczył się. Nim coś powiedział, odchrząknął cicho.
- Kto ci powiedział taką bzdurę?
- Ja sama to widzę, tato. Nie jestem małym dzieckiem... Wiem, kiedy jest źle... Mama woli tamtych panów i telefon. Nawet nie chciała się z nami pożegnać... A ciocia ciągle siedzi ze Scottem. Pytałam ją dzisiaj, czemu to robi... Powiedziała, że to dlatego, że bardzo go kocha.
Jego łzy znowu wypłynęły spod powiek, nawet gdy je zacisnął mocno, nie powstrzymało ich nic.
- Mamusia cię kocha. Jesteś jej córeczką...
- Nigdy mi tego nie powiedziała. Jak byłam chora, to zostawiała mnie u babci... Nigdy się ze mną nie bawiła tak jak ciocia Amy ze Scottem...
- Kochanie... Twoja mama czasami robi głupoty jak każdy inny człowiek... Jej się zdarza to często... - Westchnął. - Chcę, żebyś pamiętała o tym, że Ja cię bardzo kocham i jesteś dla mnie najważniejszą dziewczyną na świecie. Ważniejszą od twojej mamy, czy mojej mamy. Od wszystkich innych na świecie... Jesteś moją królewną i chcę dla ciebie jak najlepiej... Przepraszam cię, jeśli powiedziałem coś, przez co płakałaś... Tak bardzo cię kocham, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, byś była tylko szczęśliwa... Tak bardzo... - Tulił ją mocno do siebie, mówiąc powoli i z trudem, gdyż gardło mu się mocno ściskało.
- Chcę zostać tutaj... Z Tobą... Nie chcę być z mamą... Ona nigdy nie słucha, co mówię i ciągle chce chodzić na te głupie zakupy - mówiła. - Też Cię Kocham tatusiu... Niech mama sobie żyje w telefonie... Ja nie chce...
Uśmiechnął się szczęśliwy. Otarł palcami łzy, przetarł mocno oczy i spojrzał w końcu na nią, głaszcząc po policzku.
- Kochanie... Jesteś mądrą dziewczynką... Dlatego chcę, żebyś wiedziała, że ja i twoja mama... Możemy już więcej ze sobą nie mieszkać... Ale to też nie znaczy, że Ty, nie będziesz jej widzieć... - Postanowił w końcu odważnie.
- Chcę być z Tobą i z wujkiem Tomem. Tutaj... Tutaj mam kolegę i fajną ciocię... Nie chcę do domu...
- Dziękuję ci... - Uśmiechał się do niej lekko, mrugając nerwowo, by pozbyć się do końca swych łez. Ta mała istota właśnie dała mu mnóstwo siły i nawet o tym nie wiedziała. Pocałował jej czółko i uśmiechnął się do niej ponownie. Był jej wdzięczny za to, co dla niego zrobiła w tym momencie.
- Kocham Cię tato... - szepnęła cichutko. - Idź spać... Jutro znowu masz pracę... - Powiedziała rezolutnie.
Zaśmiał się.
- Chodź ze mną.
Podniósł się z Lisą na rękach i poszedł do swojej sypialni. Ułożył ją na swym łóżku, siebie tuż obok niej i włączył telewizor. Podczas bajek jego oczy zaznały chwili odpoczynku, kimając na czuja.
Wybudził go jednak dźwięk wiadomości.
"Szampańsko, dlatego nie wiem, kiedy wrócę"
Skwasił się. Nie dosyć, że tak późno Marika mu odpisała na wiadomość, to jeszcze takim tonem...
Wybrał do niej numer telefonu i zadzwonił.
- Co chciałeś? - spytała zła, że zawraca jej głowę.
- Lisa chciała ci coś powiedzieć - zawiadomił i wziął na głośnik. - Lisa, powiedz mamie to, co mi powiedziałaś.
- Cześć mamo! Ja chcę być z tatą, wujkiem i ciocią! - zawołała radośnie.
- Bill!? O co tu chodzi? Co to za Nie śmieszny żart? Czemu nastawiasz małą przeciw mnie?
- Nie nastawiam. Nawet nic nie mówiliśmy takiego o tobie. Lisa sama to powiedziała. - Zerknął na Lisę.
Tak podejrzewał, że wyjdzie z tego bagno, ale musieli przez to przejść.
- Wrócimy do tego tematu, jak wrócę z wakacji - mruknęła.
- Obawiam się, że już nie będzie tutaj twoich rzeczy. Także możesz wrócić do domu i spakować się. - Wyłączył głośnik.
- Ty chyba na głowę upadłeś! Módl się, żebyś po rozwodzie miał co do gara wsadzić! - warknęła. Zepsuł jej wakacje...
Kaulitz się uśmiechnął i rozłączył. Od razu wszedł na konta, by sprawdzić, czy oby na pewno są zablokowane, ale były. Także nie miał się, o co martwić. I cieszył się, że nie podpisali intercyzy. Po sprawdzeniu kont zajrzał do szuflad jego żony, by wydobyć pozostawioną, drogą biżuterię, która teraz jego zdaniem kompletnie się jej nie należała i w ogóle na nią nie zasługiwała. Po czym zadzwonił do swojego przyjaciela z Los Angeles, który zajmował się sprawami rodzinnymi i poprosił o takie pismo rozwodowe. Oraz ściągnął obrączkę z palca i rzucił ją Lisie. Miał dziwne wrażenie, że Lisa otworzyła mu drzwi od jego celi. Dlatego jeszcze raz ją pocałował, mówiąc:
- Dziękuję ci kochanie. Bardzo ci dziękuję.
- Tatusiu kocham Cię - szepnęła cicho i przytuliła się mocno do taty.
- Ja ciebie też kocham. Jesteś najwspanialszą kobietą, jaką znam. - Również ją przytulił. Wycałował ją całą i wygniótł przy tym też...
Po burzy zawsze wychodzi słońce. To jest fakt i nic tego nie zmieni.
CDN
Sporo się działo w tym odcinku i nie wiem sama, od czego zacząć.
OdpowiedzUsuńHmm… może od początku.
Moim zdaniem Amanda chyba trochę przekracza granicę pomiędzy nią i Billem. Rozumiem, że podoba jej się, że chciałaby od niego czegoś więcej, jednak wciąż jest jej szefem i nie powinna raczej mówić mu, co ma robić. Uważam, że Bill zrobił dobrze, wypraszając ją z apartamentu. Dobrze im życzę, lecz granice są granicami i nie należy ich przekraczać.
Fragment z Tomem i Caroline mnie pozytywnie zaskoczył. Czekałam na to, aż spotkają się wreszcie w innym miejscu, niż budka z kawą na wynos i czekałam, aż Tom zobaczy ją w innym świetle. Nie mogę się doczekać, jak będzie wyglądać ich dalsza relacja.
Wreszcie Bill postanowił zerwać z Mariką, ale obawiam się, że nie będzie to takie proste. Marika raczej nie będzie chętna oddać Lisy po dobroci, głównie dlatego, żeby Billowi zrobić na złość. Mam nadzieję jednak, że wszystko pójdzie dobrze, mimo wszystko. :)