Rozdział 15

No chyba pierwszy raz od dawna w terminie pojawia się odcinek xD  Raczej już następne też będą się pojawiać raz w tygodniu w sobotę więc już mam czyste sumienie ;)
Liczymy na Wasze komentarze i reakcje pod odcinkiem :* 
Pozdrawiam i zapraszam do czytania :)

~15~


Wrócił ze swą teczką do hotelu. Cieszył się, że ma koniec pracy na dziś. Policja śledcza zwinnie rozgrzebuje brudy i coraz większe prawdopodobieństwo było, że żonę właściciela firmy transportowej zabiła właśnie fryzjerka, nie on. Zacierał tylko ręce.
Na dodatek spędził miło weekend w towarzystwie pokojówko-niani, z której mógł korzystać, gdyż sama go wiecznie kusiła i nadal nie przestawała. Co prawda nie traktował jej zbyt miło i to tylko dlatego, że go czasem bardzo irytowała. Nadal był zły o to, że tak bezczelnie go potraktowała tego czwartkowego dnia, wyjmując mu z dłoni jego telefon i stawiając do pionu. Zlewał ją, ignorował i nie zaczepiał, ale gdy dochodziło do zbliżenia, można by było powiedzieć, że jest zupełnie inaczej... Podobał mu się z nią seks.
Był zadowolony, nawet jeśli Marika nie zjawiła się w Nowym Jorku. Trochę go to dźgało po sercu, aczkolwiek cieszył się już, że nie musiał jej w takim momencie oglądać. Lisa była szczęśliwa i nawet o nią nie pytała, a to było dla niego najważniejsze. Za każdym razem, gdy sobie przypomniał jej słowa, oznajmiające, że to przy nim chce być, a nie przy mamie, uśmiech mimowolnie wkradał się na jego rzadko radosną twarz, a na widok brata plotkującego z recepcjonistą uśmiechnął się jeszcze szerzej i podszedł do niego.
- Cześć.
- Hej - rzucił Tom i wrócił do plotek.
Bill zirytował się zachowaniem brata.
- Ładnie to tak gości ignorować? - spytał zdenerwowany. Nie dość, że nie miał, kiedy się z nim spotkać to jeszcze został bezczelnie olany.
- Mój Billy powraca do świata żywych, widzę - zażartował, widząc jego sztywną postawę.
- Daruj sobie te żarciki. Skończ lepiej plotkować i zjaw się wieczorem u mnie -zdecydował.
- Chodź na obiad lepiej. Głodny jestem. Na razie Jaden, jak przyjdą jeszcze jakieś, to dzwoń do mnie.
Jaden skinął głową z uśmiechem, zerkając uważnie na pana Kaulitz. Był lekko zdumiony tym, że Tom się tak do niego odzywa. Ten facet robił wrażenie bardzo zapracowanego, sztywnego gościa.
Tom pociągnął brata do bufetu.
- Nie przepadam za tym miejscem - mruknał. - Wolę, gdy Amanda gotuje.
- Co ty. Tu też dobrze gotują.
- Domowe obiadki Amandy nie mają sobie równych. - Kłócił się z nim. - Zobacz, jak przez nią utyłem!
Tom zajął swoje stałe miejsce na kanapie pod ścianą z oknami na ulicę.
- Spalisz to szybko. - Zaśmiał się znacząco.
- Ciekawe, gdzie. Marny ze mnie sportowiec - odparł jakby nigdy nic.
- Nie marudź, tylko opowiadaj, co w końcu wyszło z tą Mariką.
- Z Mariką? Muszę o tym mówić w takim miejscu? - Mruknął, wskazując gestem głowy pomieszczenie.
- Nikt tu nas nie słucha. - Tom nie rozumiał, stresu swojego brata.
- Przecież te dwie to plotkary. Podsłuchają coś i będą rozpowiadać po ludziach.

- Zobacz... To ten jego brat - szepnęła Samantha do przyjaciółki. - Lepsze z niego ciacho od Toma - dodała z uśmiechem, zauroczona gustownym ubraniem młodszego Kaulitza.
- Ach daj spokój. Rzekomo sztywny jest jak kij od miotły... Żonę ma. Ale wiesz, co słyszałam? Koleżanka, która jest pokojówką, mówi, że chyba posuwa tą nową... Jak jej tam... Wiesz która...
- Omg! Co ty mówisz!? - Zaskoczyła się. - To diabeł z niego. - Uśmiechnęła się z iskrą w oku. - Cóż. Idę ich obsłużyć. - Podkreśliła ostatnie zdanie z uśmiechem, biorąc menu.
  - Uważaj - po groziła jej i zaśmiała się.
- Dzień dobry - przywitała się miło z przystojniakami i podała im karty menu, ale również szykując notes i długopis, zerkając na Toma, który spis dań znał na pamięć.
- Wyciągnąłeś mnie tu, więc wybieraj - marudził Bill. Na nim to menu nie robiło wrażenia. Spojrzał na długie paznokcie kobiety i skrzywił się. - Same gotujecie? - spytał zimnym tonem.
Stefi, słysząc słowa Billa, zaśmiała się pod nosem. Samy będzie miała ciężko. Zajęła się wycieraniem naczyń, znajdujących się na barze, puszczając Tomowi oko. Na co Tom się do niej uśmiechnął.
- Nie, są od tego kucharze i szef kuchni. - Samantha uśmiechnęła się do niego zalotnie.
- Mam nadzieję, że nie mają takich sztucznych szponów. - Uśmiechnął się i spojrzał na brata. - To, co bierzesz?
Samantha się nieco zaskoczyła jego niestosownym komentarzem, ale przełknęła to.
- Jeśli ma pan ochotę, może pan wejść na kuchnie i rzucić okiem na pańskie danie, podczas przygotowań. Zapraszam. - Zachęciła bardzo uprzejmie, zerkając mu prosto w oczy, lekko rozbawiona.
Tom się wyśmiał głośno z propozycji Samanthy, choć Billa uwaga, wcale nie wydała mu się dziwna. Już był do nich przyzwyczajony. Rozbawiony złożył zamówienie pięknej kelnerce.
- Chętnie skorzystam z zaproszenia - stwierdził. Przejrzał kartę i skrzywił się. - Zjadłbym... W sumie to nie ma tu niczego, na co miałbym ochotę - marudził. Czuł się osaczony przez dziewczynę. Nie podobało mu się to. - W apartamencie czeka na mnie gotowy obiad... Poproszę więc wodę i może kawałek ciasta. - Zrezygnował z niepewnego obiadu na rzecz zachwalanych przez brata ciast.
- Może coś mocniejszego na rozluźnienie? - Zerknęła rozbawiona na Toma, po czym uśmiechnęła się serdecznie do jego brata.
Tom się znowu zaśmiał.
- Tak. Dawaj whisky z colą dla brata - rzucił Tom.
-Tom! - Bill skarcił brata. - Poproszę wodę i kawałek sernika bez rodzynek.
- Dobrze. - Zachichotała pod nosem. - Czy to wszystko dla panów?
- Butelkę dobrego wina na wynos. Żona przyjeżdża i mamy randkę - skłamał. Miał nadzieję, że teraz będzie miał spokój.
Blondynka z uśmiechem przyjęła zamówienie i wróciła za bar.
- To jest prawdziwy sztywniak. - Przeraziła się, szepcząc do przyjaciółki i zniknęła w kuchni.
Stefi zaśmiała się.
- Mówiłam! - zachichotała.

Zaraz, chwila. Dwadzieścia minut nawet nie mija.
Czy ja śnię? Jeden drugiemu łapami przed nosem wywija.
Weź uszczypnij mnie. Ostra wymiana zdań na temat jakiegoś gówna.
Stan wzajemnego nakręcania się. Jeden drugiemu chce dorównać...

- Co ty taki spięty jesteś? - zapytał Tom.
- Wkurza mnie, jak jakaś kelnerka próbuje mnie wyrwać na byle obiadek. Amanda dziś robi domowe smakołyki... Jak zawsze. To jest kuchnia. Nie jakieś barowe żarcie.
- Serio potrzebujesz jakiejś rozrywki. Masz wolny weekend? Wybierzemy się na miasto, he?
- Weekend spędzam nad papierami. Niedługo koniec sprawy... Po wyroku będę miał czas.
- Ehh... - Skwasił się. - Dużo przynajmniej zarobisz na tej sprawie? - Chciał choć jeden plus usłyszeć z tego całego jego papierowego życia.
- Wystarczająco dużo, żeby pozwolić sobie na długie wakacje pod palmami z małą. - Zaśmiał się lekko. - Pieniędzy mi nie braknie.
- No to dobrze. Ja urlop dostanę pewnie dopiero po kampanii. - Skwasił się.
- Zajmę ci leżak na plaży. - Zaśmiał się.
- Świetnie, to wieki na mnie poczekasz...  No właśnie. - Przypomniało mu się. - Nie długo, myślę, że w przyszłym tygodniu rozpoczną się zdjęcia na twoim piętrze. Będą robione obok w apartamencie królewskim.
- Nie ważne jak długo... Poczekam... W królewskim? Jaki to numer apartamentu? - Spytał zainteresowany
- 483.
- Spoko. Przeniosę się na ten dzień do Amandy. - Puścił mu oko.
- Nie będziesz musiał. To obok. Nie będzie zbyt głośno. - Zaśmiał się Tom. - Myślę, że to potrwa mniej niż jeden dzień.
- 483 to mój pokój. Poza tym... I tak spędzamy czas we czworo. Dzieciaki się polubiły - wyjaśnił.
- Jak to twój...? No tak! - Zaskoczył. - O ja... A ja powiedziałem w biurze, że jest pusty. Haha! To serio będziesz musiał się wynieść i to dzień wcześniej, żeby pokojówki mogły go ogarnąć... We czworo? To już tak grubo jest? - Zaciekawił się.
- Damy radę. Amanda się nie pogniewa o to. I gwarantuję Ci, że wszystko ogarnie - powiedział. - Maluchy nawet śpią w jednym łóżku z misiami.
Przyglądał się bratu zaskoczony.

- Okay. Idę z tym ciastem, bo jeszcze naskarży na obsługę - zażartowała Samy, biorąc zamówienie pana Kaulitz na złotą tackę.

- Najgorsze jest to, że ta mała ciągle wylewa na mnie swój ból... - mruknął. - Podajecie ciasto na złotej tacy? - Zaskoczył się.
- Dla pana, panie Kaulitz mogłaby być nawet wysadzana diamentami. - Zaśmiała się.
- Trzymam za słowo... Byle te diamenty nie były na pani paznokciach. - Puścił jej oko i czarujący uśmiech.
- Zobaczę więc, co da się zrobić. - Uśmiechnęła się do niego zalotnie i zbliżyła się do niego, niezbyt utrzymując barierę osobistą, by podstawić mu zamówienie pod nos.
- Wy to chyba macie w naturze, co? - Zaśmiał się Tom, nie wierząc, do czego są zdolne te dwie wariatki.
- Tooom... Proszę cię. Nie wiem, o co ci chodzi. - Puściła mu oko.
Tom pokręcił głową, niedowierzająco.
Bill odchrząknął.
- Dziękuję, proszę o rachunek i dostarczenie wina do apartamentu 484 - powiedział. - Moja pomoc hotelowa będzie wiedziała, co z tym zrobić. - Chciał pokazać, że nie mają prawa go podrywać, bo to on wybiera, z kim sypia.
- Wedle życzenia panie Kaulitz, ale jeśli się nie mylę, to zamieszkuje pan królewski apartament, czyli numer 483. - Musiała się wypytać i dociec, dla kogo tak naprawdę to wino.
Tom przyglądał się im z zaciekawieniem.
- Moja pomoc hotelowa mieszka pod 484 i tam proszę dostarczyć mój trunek. Pani Amanda się nim zajmie do przyjazdu żony.
- Ahmm... - Już wszystko wiedziała. - Dobrze, tak też się stanie i proszę się o nic nie martwić. - Odbiegła prawie od nich. - ON NAPRAWDĘ Z NIĄ SYPIA! ONA MIESZKA W APARTAMENCIE OBOK NIEGO! DLATEGO JEJ NIE WIDZIAŁYŚMY, GDY WCHODZI DO PRACY, ONA CAŁY CZAS TU JEST! I WŁAŚNIE ZAMÓWIŁ DLA NIEJ WINO! - zawołała cicho do przyjaciółki mega podjarana nowinką.
- Żartujesz?! - pisnęła. - O mamo! Taki przystojniak i ona?!
- NO! Wyobrażasz to sobie!? To jak Piękny i Bestia! - Nie mogła przeżyć.
- Ciekawe, co on w niej widzi? - Zastanawiała się.
- Nie mam pojęcia. - Pokręciła szczerze głową. - Ale muszę przyznać, że laska to szczęściara...
- Noo... Jak wpadną, to z głodu nie umrze.

I choć dla wielu to szok i ból.
I wszyscy wokół marzą o tym, żeby nie wyszło.
Już czułem ten mrok i chłód.
I co by się nie działo, zawsze musiałem wybrnąć.
I nawet jak los to wróg.
I nie raz nawet w najgorętszych miejscach jest zimno.
Musiałem dać krok na przód,
gdy cała reszta za mną się martwi opinią.

Bill uśmiechnął się cwanie.
- Taka pożywka im wystarczy? - spytał.
- Pewnie. Zaraz będzie wiedzieć o tym cały hotel. Choć wydaje mi się, że to nie jest nowinka. Już wcześniej podejrzewali, że kręcisz z pokojówką - wyznał Tom.
- Nie kręcę z nią. Przyjaźnimy się.
- Spędzacie we czwórkę Dni, no i Lisa sypia ze Scottem. - Tom uniósł brwi, zaczął się irytować, że On nadal nie ma swojego obiadu. Jak go Mike znowu zobaczy, że się opierdala, to znowu będzie miał przypał. Już tylko patrzył nerwowo za szklane ściany na hol, czy czasem nie idzie. - Stef! - Zawołał. - Kiedy ten obiad!?
- Popołudnia - poprawił go. - To chyba nic dziwnego skoro maluchy są prawie w jednym wieku.
- Już idę słonko! - Zawołała Stefanie i zniknęła w kuchni.
- Cóż. Może zaadoptujesz synka, a ona zaadoptuje córeczkę. - Poruszył do niego brwiami. - Zerknął na bar, po czym znowu na brata. - Słonko... - Mruknął pod nosem.
- Coś sugerujesz? Amanda nie szuka ojca dla swojego dziecka - stwierdził.
- Smacznego. - Stefanie zjawiła się z pełnym talerzem. Puściła mu oko, pochylając się, by postawić obiad przed Tomem.
- Dziękuję. - Uśmiechnął się do niej znacząco i zabrał się za jedzenie, znowu zerkając za szklaną ścianę restauracji w poszukiwaniu postaci o imieniu Mike. Nie widział go, więc kontynuował. - Sądziłem, że szuka ojca.
- Jeśli masz ochotę, przygotuję deser - zaproponowała.
- Nie dzięki. Mam wiele spraw dziś na głowie i tak się wywinąłem już przed Mikiem.
- Niee... Mówiła, że on ma już ojca... I nie trzeba jej zastępczego. - Skrzywił się. - Może pani nie podsłuchiwać i łaskawie czekać na wezwanie? - Bill się wściekł, na co kobieta uśmiechnęła się szeroko.
- Lubię wiedzieć, co w trawie piszczy - powiedziała. - Dobrze słonko... W takim razie smacznego.
Tomowi również przestało być do śmiechu. Naprawdę rozmawiali na prywatne sprawy. Wszystko powinno mieć swoje granice rozsądku. Nie ośmieli się jej tego później nie wygarnąć, zwłaszcza że już prawie się do niego wprowadziła.
- Nigdy więcej tu nie przyjdę. Amanda nie jest tak wścibska, jak te dwie - mruknął Kaulitz.
Tom pokręcił głową z westchnieniem.
- Jak ty z nimi wytrzymujesz? Zresztą... Nie ważne... Ważne, że Lisa chce zostać ze mną.
- Wiesz... Gdybyś był otwarty, tak jak ja, to by cię nie obgadywali wszyscy. Mieszkasz w królewskim apartamencie, a każdego obgadują, kto tam mieszka. Nie czuj się wyjątkowo - wyjaśnił Tom z uniesioną brwią, mówiąc tonem takim, jakby to było oczywiste. - Nie myślisz, że to może być u niej chwilowe? W końcu to jednak z Mariką spędzała większość czasu.
- I o każdym mówią, że kręci z pokojówką? - spytał i westchnął. - Nie. Powiedziała, że chce być ze mną i z tobą...
- Nie. Haha... Ale każdym się tak interesują. Wiesz, to dziecko. Jutro może zachcieć, być z babcią.
- Nie oddam jej Marice na zmarnowanie. Już bym wolał, żeby Amanda się nią zajmowała, gdy będę w pracy niż ona... Amanda nienawidzi tego miasta... Gdyby mogła, to by stąd wyjechała... - Poskarżył się.
- Bardzo interesujące. Opowiedz mi o niej coś jeszcze, a naprawdę zacznę myśleć, że coś was zaczęło łączyć.
- Co mam Ci mówić? Ona zalewa mnie swoimi historiami... Gada jak najęta... Choćbym chciał, to nie umiem jej nie słuchać.
- Ale nawet spoko masz podejście, ci powiem. Zamiast się przejmować rozwodem, zadręczasz się problemami pokojówki. Całkiem spoko - skwitował lekko z ironią.
- Bo to wszystko jest na mojej głowie... Ona, jej syn, jej problemy... Do tego moja żona i jej kochankowie.
- Wierzę ci. Powiedz mi tylko, gdzie masz miejsce dla mnie, he? - Uśmiechnął się.
- Ty mi nie zawracasz głowy problemami - zauważył. - A miejsce mam zawsze, kiedy się zjawiasz.
- No pewnie. Bo widzę, że masz ich mnóstwo, to po co ci jeszcze moje?
  - Jeśli potrzeba ci rady to mów...
- Na razie nie potrzebuję żadnych rad. Żyję aktualnie w prymitywnym... Nawet nie związku, a czymś... Nie wiem, czym? Heh... Jestem w trakcie przyjmowania kandydatów do reklamy. - Wyszczerzył się. - Nie nudzi mi się w pracy. - Uniósł brew. - Potrzebuję tylko towarzystwa brata podczas wspólnej rozrywki. Napić się z nim piwka. Popierdzieć w kanapę i po naśmiewać się z ludzi tak jak kiedyś.
- Więc wpadnę wieczorem, zostawię Lisę z nianią i przyjdę.
- W ciągu tygodnia? - Zaskoczył się. - Mówiłem o weekendzie. Ja znów pewnie do wieczora będę tu gnił...
- W takim razie w weekend. - Zgodził się.
- Jednak nie będziesz gnił w papierach? - wypomniał.
- Mogę nie gnić.
- No i zajebiście! - zawołał zadowolony.
- Taa zajebiście - zgodził się z entuzjazmem. - O której mam być?

***

- Co powiecie na to, żeby dzisiaj wybrać się na spacer? Albo do kina, jeśli Scott nadal czuje się niezbyt dobrze, hm?
Amy westchnęła ciężko, słysząc, jak Bill rozpieszcza jej syna.
- Tak! Chodźmy do kina! Do kina! - Ucieszyły się dzieci.
- To chodźmy. - Był gotowy już z miejsca wychodzić, gdyż nawet sam się nie rozpłaszczył. Miał mega dobry humor i zamierzał ten 'święty' dzień święcić. Miał też nadzieję, że Amanda mu znowu go nie zniszczy...
Amy stanęła w drzwiach i spojrzała na Billa. Od rana zupełnie ignorował jej obecność, nie mówiąc już o poprzednich dniach, w jakich się spotykali chyba tylko po to, żeby uprawiać ze sobą seks... Czuła, że to wszystko przez tę czwartkową kłótnię... Chciała z nim porozmawiać... Przeprosić go... Pragnęła, żeby było do końca dobrze, a nie tylko w połowie...
- Idźcie się ubrać - ponaglił dzieci.
Dzieci radośnie pobiegły do pokoju, żeby wyszykować się do kina.
Bill się zaśmiał.
- Wychodzi pan gdzieś? - spytała ostro.
Nie rozumiał, o co jej chodzi.
- Idziemy do kina. - Rozłożył ręce. - Czemu nie idziesz się ubrać? - Zmierzył ją.
- Sądziłam, że nie jestem mile widziana w pana towarzystwie - powiedziała spokojnie. Nawet nie spytał ją o zgodę!
- Co to ma wspólnego z kinem i dziećmi? - Uniósł brew, nadal nie rozumiejąc, o co jej chodzi. - Ja wieeem, że wy lubicie robić z niczego problem, ale weź, chociaż raz zrób jakąś przyjemność dla nas wszystkich i idź się przebierz. - Złapał ją nawet za ramiona, żeby przyśpieszyć tę sytuację.
Nie miał ochoty jej słuchać. Już podejrzewał, że każda z nią rozmowa będzie się kończyć jakąś głupią kłótnią... Chciał iść po prostu się rozerwać, spędzić dzień jakoś inaczej niż zwykle, cóż, że wyląduje na jakiejś bajce, ale to już było coś innego i miłego, ponieważ w towarzystwie swojej królewny. A Amy jak zwykle musiała dodawać swe trzy grosze.
Prychnęła.
- Nie robię problemu z niczego... Chciałabym jednak, żeby ustalał pan wyjścia mojego syna ze mną. Ja pana córki bez zgody z domu nie wyciągam - powiedziała spokojnie. - Ale wrócimy do tego później - stwierdziła, idąc również się szykować.
Kaulitz westchnął i pokręcił głową, mierząc jej tył.
Zajrzał do Lisy, czy czasem się nie zgubiła w szafie i żeby ewentualnie jej pomóc.
Dziewczynka była już prawie gotowa. Odkąd spędzała czas z Amy, jej styl stał się skromniejszy. Bill stwierdził, że również zmieni koszulę, gdyż nie chciał się czuć jak w pracy. Włożył jedną z modniejszych, choć odchodzących od stylu 'sądowego' koszulkę, przez co zmienił też spodnie na jeansy, a potem jeszcze adidasy, ponieważ musiał mieć wszystko dopasowane.
Amanda włożyła swoją najlepszą sukienkę, która zasłaniała tyle, ile powinna, jednocześnie pozwalając męskiej wyobraźni lawirować tu i tam. Do tego włożyła szpilki i zrobiła lekki makijaż. Spięła włosy w wysokiego koka, który odsłaniał jej smukłą szyję po czym wróciła do apartamentu Billa.
Dziewczynka złapała jego dłoń i sprowadziła go na dół.
- Tatusiu... Ciocia ładna... - Wskazała paluszkiem kobietę, która poprawiała synowi włoski.
- Taaa... - Zmierzył kobietę z iskrą w oku. - Ładniejsza od mamy, nie? - stwierdził, zapominając, że mówi to do córki.
- Mama tak ubiera się dla sąsiada - stwierdziła rezolutnie. - A ciocia dla Ciebie - dodała, puszczając jego dłoń i zeskoczyła po schodach na dół, wołając kolegę.
Uniósł brwi i zmarszczył czoło, zerkając na swą córkę.
- Świetnie. Wolałbym tego nie wiedzieć Liso... - mruknął pod nosem. Wcale się tym nie zaskoczył. Już dawno podejrzewał swą żonę o zdrady i zawsze pragnął o tym nie myśleć...
- Chodź tatusiu! - zawołała, machając do niego.
Amanda dopiero teraz odwróciła się twarzą do Billa, ukazując zalotne oblicze.
- Nie przesadziłam? - spytała go swobodnie.
- Trochę. To nie randka - przypomniał jej, zerkając jej w oczy.
Przeszedł obok niej obojętnie i wyszedł z apartamentu, trzymając wszystkim drzwi.
- Randka może nie, ale kto wie, czy nie znajdę w tym kinie fanatyka samotnych matek - odgryzła mu się, łapiąc syna i dziewczynkę za dłonie.
Gdy wyszła, oczywiście, że musiał rzucić okiem na całą jej osobę w tym kuszącym wydaniu. Uśmiechnął się pod nosem i zamknął drzwi, ruszając za nimi.
- Z dziećmi chodzisz na podryw? - rzucił tonem, jakby mówił to od niechcenia. - To twoja taktyka?
- Nie. Ale nie wiadomo nigdy, czy się kogoś nie spotka. Chcę być gotowa na każdą ewentualność - stwierdziła spokojnie. Irytowała ją ta dociekliwość...
- Cóż. Może tak. Nigdy nie wiadomo, gdzie się spotka Tę osobę - odrzekł, poprawiając swoją koszulkę, gdy zerkał w swe odbicie w lustrzanej windzie.
- Ja już ją spotkałam - stwierdziła spokojnie. - Pracuje teraz tylko nad tym, jak ją zdobyć - stwierdziła jakby nigdy nic.
- Doprawdy? Miło, że się dzielisz ze mną takimi wrażeniami - odrzekł nie w sosie.
Jak ona mogła mu się przyznawać do takich rzeczy, jeśli z nim sypia!?
- Nie bądź zazdrosny. - Spojrzała mu w oczy przez odbicie w lustrze. Chciała go trochę podrażnić...
- Nie jestem zazdrosny. Ja już zdobyłem, to co chciałem. A raczej sobie wziąłem. Od 'zdobywania' to szło szerokim łukiem - odgryzł się, również zerkając jej w oczy w odbiciu.
Spuściła wzrok. Poczuła się jak zwykła dziwka. A ona głupia chciała się z nim pogodzić... Chciała dać mu siebie... Swoje serce i miłość...
Wysiedli z windy i ruszyli w kierunku wyjścia, mijając kolejnych dobrze ubranych, młodych ludzi. Brad podstawił na podjazd jego auto, dlatego wszyscy się do niego zapakowali.
Zastanawiał się teraz, o kim mówiła, bo o nim na pewno nie. Może ma jakiegoś fagasa na tych swoich slumsach...?
Zastanawiała się, jak powinna pokazać mu, że coś dla niej znaczy... Nie mogła mu powiedzieć wprost, choć w sumie już się przyznała do tego, że traci zmysły przy nim... To chyba wystarczający dowód...?
- Masz coś za uszami i się nie chcesz przyznać. O niee... Ja się już nie dam wrobić w te wasze kłamstwa... - mówił w myśli, zerkając na jej nagie nogi, spoczywające obok niego na miejscu pasażera. - I na te nogi... I w ten słodki uśmiech...
Jego wzrok magnetyzował i paraliżował ją... Wrosła w siedzenie... Miała ochotę złożyć na jego ustach pocałunek... Nigdy nie zrobiła tego pierwsza... Może czas pokazać rogi?
Spędzili razem cudowne popołudnie. Bo takie właśnie było. Miłe i radosne, mimo tego, że w kinie oglądali bajkę z dziećmi. Teraz maluchy spały zmęczone w sypialni Lisy, a Amanda kręciła się po kuchni, szykując kolację. Miała szansę... Pierwszą i być może jedyną. Wyjrzała z pomieszczenia i spojrzała na Billa.
- Napije się pan wina? - spytała, poprawiając na sobie fartuszek.
Chciało mu się zaśmiać, iż zaproponowała mu jego wino, ale oczywiście nie zrobił tego z kultury osobistej.
- Nie zamierzam wdawać się z Tobą w żadne dyskusje, ponieważ źle one się kończą, jak już pewnie zauważyłaś - odmówił w miarę grzecznie.
Choć propozycja wydawała się naprawdę kusząca, widząc jej ciało, znając jej ciało i smak, które z chęcią, by posmakował jeszcze raz, tak chęć dobrych relacji pozwoliła mu podjąć właśnie taką decyzję, a nie inną.
- Pytałam, czy do kolacji podać wino - poprawiła, widocznie źle sformułowane pytanie. Jakaż głupia była! Chciało jej się śmiać samej z siebie...
Zerknął na nią z uniesioną brwią. Stwierdził, że dobrze wybrnęła z tej sytuacji, co mu się spodobało nawet.
- To do kolacji wino, czy nie? - Ponowiła pytanie, nie usłyszawszy jednoznacznej odpowiedzi.
- Z chęcią... Jeszcze nie dawno mówiłaś mi na 'ty', co się stało, że znowu przeszłaś na 'pan'? - zauważył z lekkim opóźnieniem, ale to przez jej ciało.
- Chyba tego oczekuje się od pokojówki, prawda? - Spojrzała na niego swobodnym wzrokiem i wzięła głęboki oddech. - Kolację podać w kuchni, czy w salonie?
- W salonie. - Włączył sobie program z wiadomościami wieczornymi.
Pokiwała głową i przyniosła smacznie wyglądający posiłek wraz z talerzem, sztućcami i kieliszkiem wina dla niego. Nie została przez niego zaproszona, więc nie zamierzała się pchać... Nie ważne, że chciała go lepiej poznać... Podziękować mu... Pokazać jak wiele znaczy...
- Smacznego - powiedziała i odwróciła się z zamiarem odejścia. Bez potrzeby robiła z siebie idiotkę.
- Dziękuję - odrzekł, zabierając się za podane jedzenie, skupiając wzrok w ekranie telewizora.
Poczuła się właśnie tak, jak wtedy, gdy ojciec Scotta wystawiał ją za drzwi... Jakby uderzył ją w twarz. Wzięła głęboki oddech i zniknęła w kuchni, żeby czymś się zająć. Obiecała sobie, że już nigdy więcej jej nie tknie... Zdjęła ten cholerny fartuszek i cisnęła nim o blat kuchenny. Przestawała się dziwić Marice, że znalazła sobie kochanka... Wróciła do salonu i spojrzała na niego.
- Na mnie już pora. Zabiorę Scotta i wrócę do siebie - zakomunikowała.
- Dobrze - odrzekł, nie widząc żadnego problemu.
- Spojrzysz w końcu na mnie, czy zamierzasz traktować mnie nadal jak intruza? - Zirytowała się. Nienawidziła jego obojętności! Tyle dni wytrzymała i się poniżała, że musiał nadejść tego ostateczny koniec i to właśnie teraz.


CDN

1 komentarz:

  1. Ta relacja Billa i Amandy jest taka pokręcona, że momentami się w tym wszystkim gubię. Raz zachowują się jak zakochana para, żeby za chwilę pokłócić się nie wiadomo o co, a Amanda wypomina sama sobie, że pcha mu się do łóżka, choć tak naprawdę w ogóle tego nie żałuje. Jestem ciekawa, co odpowie jej teraz Bill, kiedy chce się z nim wreszcie skonfrontować.
    Zachowania kelnerek z baru nie skomentuję, bo to był dla mnie szczyt chamstwa i gdybym była na miejscu Billa lub Toma, zwróciłabym im uwagę w bardziej dosadny sposób, niż zrobił to młodszy Kaulitz.

    OdpowiedzUsuń