Rozdział 1

A więc dzisiaj zaczynamy!
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu to opowiadanie i dacie o tym znać - jak nie, również zawiadomcie ;)

Tymczasem zapraszam do czytania i komentowania :D



~1~


Przeciągnął się na swym wielkim łóżku i zamrugał parę razy, zaspanymi oczami.
-To już środa. - Pocieszył się w myśli.
Dokładnie minutę później rozdzwonił mu się budzik. Już nie raz z przyzwyczajenia, udawało mu się wyprzedzić zegarek. A że nienawidził się spóźniać, tak samo bardzo, jak spóźnialskich, wstał zmotywowany do wkroczenia w pierwszy etap codziennego życia. Po wybudzającym już go dostatecznie prysznicu i wysuszeniu swych czarnych długich włosów, które idealnie zebrał i związał w małego koczka, nisko na głowie, zaczął wcierać w całe ciało nawilżający balsam. Co jak co, ale dbanie o higienę osobistą, tak samo, jak jego brat bliźniak, mieli wrodzone i zakodowane. Nawet gdy padał z nóg, jak na przykład po wykańczającej imprezie, czy bankiecie, prysznic był podstawą. W garderobie długo się nie zastanawiał nad tym, co na siebie włożyć, gdy kobieta by miała z tym naprawdę duży problem, widząc tak zapełnioną po brzegi garderobę. Szare jeansy, nie za ciasne, nie za luźne, biały T-shirt, męski, czarny sweterek ze skórzanymi łatkami na ramionach, adidasy i mógł wyruszyć, stawić czoło dniu. Pomimo że miał dziś  ważne zebranie, nie fatygował się nigdy, żeby wkładać na siebie koszulę z kołnierzykiem i zdobić ją jeszcze krawatem. Wystarczyło, że szef to robił i wyglądał zawsze w tym dobrze. Przystojnemu we wszystkim przecież ładnie.
Śniadania nie przywykł jadać z takiego rana, zazwyczaj robił to już w pracy, w której czuł się dokładnie tak samo, jak w domu. Co innego było, gdy miał kobietę i ona go raczyła takim udogodnieniem. Aktualnie nie był w związku, czuł wolność i to mu na ten moment odpowiadało. Nie to, co Bill, którego życie w krótki czas obróciło się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Na jego błędzie uczył się i chronił, by nie popełnić tego samego. Nigdy. Był czasem przerażony, że z taką łatwością można tak diametralnie zmienić swoje życie. On nie był na to gotowy, Tom to doskonale wiedział i z całego serca bratu współczuł.
Tom zamieszkał w Nowym Jorku niecałe trzy lata temu. Nigdy się nie przyznawał do tego, że to była najprostsza w świecie ucieczka. Ucieczka przed swoim życiem, które - jak twierdził - zasyfiło się. Z każdym kolejnym związkiem, miał nadzieję, że to jest już To i za każdym razem doznawał porażki. To miało swój cel i jakiś wpływ na jego życie i postrzegania świata, dlatego postanowił odnaleźć się w pracy i na chwilę odetchnąć od 'syfu'. Zapragnął spełnić się zawodowo. A oferta pracy w Nowym Jorku - uważał, że - spadła mu z nieba i wiedział, że to jest To. Nowe życie. Ciężko mu było zostawić rodzinę, z którą miał tak dobry kontakt i żyli tak blisko uczuciowo, ale postawił na swoim, twierdząc, że czas najwyższy.

Każdy dzień mówi mi, żebym tu został.
Nie pozwala, by cokolwiek sprawiło, żebym się z tym miejscem kiedykolwiek rozstał.
Kiedy wolne mówi mi bym szlaki rozpoznał, życia nie skracał, zaczynał od podstaw, wyjeżdżał ale zawsze wracał.

Po drodze do pracy tylko kupował sobie kawę na wynos, gdzie ekspedientka - można było powiedzieć - czekała na niego z dużym kubkiem już w ręce. Młoda uczennica, pracująca dorywczo, już dawno się przyzwyczaiła do tego porannego, stałego klienta.
Brunetka, której plakietka mówiła, że na imię jej Carolina, odkąd rozpoczęła pracę w tym oknie z kawą dla osób mobilnych i zapracowanych, czekała tylko na niego. Tom był jej chyba najprzystojniejszym klientem ze wszystkich. To dla tego momentu, tak bardzo dbała o swoją fryzurę i makijaż. Gdy raz jej powiedział "ładnie dzisiaj wyglądasz" i puścił jej oczko, a miała wtedy pomalowane usta czerwoną szminką, tak od tamtego momentu zawsze je malowała tak samo. Jej przełożonej się to wcale nie podobało, dlatego tę szczęśliwą szminkę zawsze miała w kieszeni i malowała usta na te parę sekund, gdy Tom odbierał od niej gorący produkt.
- Zwalniasz się? - Zagadnął, widząc kartkę przyklejoną na szybie "poszukujemy baristy".
Brunetce o mało co serce nie ugrzęzło w gardle. Odezwał się do niej! Chciała tyle do niego powiedzieć!
- Nie... - Uśmiechnęła się do niego podekscytowana i bardzo skrępowana.
- Cieszę się. - Uśmiechnął się. - Miłego dnia. - Uniósł dłoń z kawą na pożegnanie i odjechał.
Nawet nie był świadomy tego, że tak nic nieoznaczające słowa, mogły spowodować uśmiech przez cały dzień, jakiejś osobie. Do końca dnia również gryzła się w myśli, że wydusiła z siebie zwykłe "nie". A mogła przecież zażartować i powiedzieć "Chcesz się zatrudnić?", tak bardzo lubiła przecież żartować. On jedyny właśnie tak okropnie na nią działał...
Dziewczyna z okna przypominała mu swoją 'pierwszą miłość', jaką myślał, że zaznał po przeprowadzce do Los Angeles. Co prawda nie była farbowaną blondynką, aczkolwiek miały podobne rysy twarzy i duże ciemne oczy, które uwielbiał. To była dziewczyna, z którą już prawie zamieszkał, a jego mama i brat nie mieli nigdy nic wielkiego jej do zarzucenia. Niestety jego dziewczyna nie polubiła Billa i jego żony, co było najgorsze, ponieważ będąc w okresie studiów, spędzali ze sobą mnóstwo czasu i niemalże każdy dzień, tym bardziej że Billa rodzina się powiększyła. Nikomu się nigdy nie zwierzał, nie lubił tego, a jedyną osobą, która naprawdę go znała, był właśnie jego brat, z którym po przeprowadzce niestety stracił Tak dobry kontakt. Wiszenie na telefonach, czy na video rozmowach nie było to samo. Oddalili się od siebie, 'odsunął się' od mamy, ojczyma i wszystkich innych, ale wiedział, że zawsze może na nich liczyć, a oni na niego.

Każdy dzień mówi mi, żebym tu został.
O najbliższych nie zapominał
Miłość w sobie miał.
Zwolnił trochę nie gnał, 
Ale też nie spał żeby nie było zwał. 
Nie tylko brał, ale też wiele od siebie dawał

Zatrzymał się pod wysokim, nowoczesnym budynkiem. Przekazał kluczyki, jak zwykle eleganckiemu Bradowi, który odwiózł jego piękną Audi na podziemny parking i ruszył do wnętrza nowojorskiego hotelu, witając się po drodze machinalnie ze znanymi mu pracownikami.
Większość pracowników tego hotelu odznaczała się czerwoną, dobrej jakości marynarką, białymi koszulami i czarnymi muszkami. Tylko kobiety nie nosiły muszek, tylko krawaciki. Mike, prezes hotelu Lux, już tak z 'terroryzował' wszystkich, że nawet bali się zapomnieć o idealnym wyprasowaniu koszuli, czy też zapięcie ostatniego guzika pod szyją.
Posadzka błyszczała niczym ogromne lustro. Sprzątaczki nadmiernie o nią dbały, przez co, tego, kogo gonił czas, musiał uważać, żeby nie wywinąć zwykłego orła. Młody recepcjonista na końcu tego wielkiego, robiącego wrażenie holu, o imieniu Jaden, jak zwykle miewał, podniósł się z krzesła na jego widok i przybrał na twarz, zawodowy, przyjazny uśmiech.
- Właściciel już jest?
- Właśnie idzie, panie Kaulitz. - Brunet wskazał głową za Toma plecy.
Tom zerknął za siebie. Lucas Zimmermann przemierzał właśnie hol zamaszystym krokiem. Jego brzuch zawsze był szybszy niż reszta jego ciała. Na dodatek jego mina mówiła, że nie miał zbyt dobrego poranka.
Tom podał dłoń mężczyźnie i ruszyli w kierunku korytarza po lewej, gdzie mieściły się biura, a wstęp w ten sektor budynku miał tylko personel.
Przemierzyli dwa kolejne korytarzyki, których ścianami były szyby, dzięki którym widać było każdego podwładnego. Tom rzucał czasem okiem na konkretnych ludzi, z którymi dość często rozmawiał i tylko kiwali do siebie głowami na przywitanie, gdy Lucas szedł przed siebie, prosto do swojego celu. Dzięki jego postawie, wzbudzającej dystans na sam jego widok, pracownicy zawsze przestawali zajmować się pierdołami i powracali do swej rzeczywistej pracy.
Gdy dotarli w końcu do sali konferencyjnej, jego syn Mike, czekający już z mnóstwem przygotowanych papierów, podniósł się, by przywitać ojca. A zaraz potem, sala zaczęła się wypełniać innymi ważnymi garniakami.
Tom zamierzał siedzieć i wszystkiego słuchać, a może się wtrąci... Już sobie to wyobrażał... Nienawidził osobiście takiego typu spotkań. Były nudne do granic możliwości, ale jego stanowisko wymagało się na nich stawiać.

***

Obudził go donośny, histeryczny płacz córki.
- Ja pierdolę! Co jest?! - Warknął poirytowany, że jego żona nawet dzieckiem dobrze się zająć nie może i w środku nocy, a raczej nad ranem, jest budzony w taki sposób! Spojrzał na zegarek i zaskoczony wypalił z łóżka, by w pośpiechu ogarnąć się przed planowanym spotkaniem. Była środa, 11. kwietnia, za oknem świeciło piękne słońce, a z nieba lał się żar. Pokręcił nerwowo głową i ubrał szybko bokserki oraz pierwszą lepszą idealnie dopasowaną koszulkę z dekoltem w serek, po czym pognał do sypialni małej dziewczynki, by ukoić jej lęki i smutki.
- Co się stało? - Spytał czule, delikatnie tuląc do siebie wątłe ciałko pięciolatki, która rozszlochała się na dobre, gdy tylko go zobaczyła.
- Mamusiaaaa... - Łkała, szukając zrozumienia i wsparcia w ramionach ukochanego tatusia.
Tylko córka sprawiała, że lód w jego sercu topniał. Dla niej był gotów odsunąć na bok każdą pozornie ważną sprawę, wszelkie niuanse dorosłego życia szły w odstawkę, gdy na horyzoncie pojawiała się postać jego małej królewny.
- No już, moja mała Turkaweczko. Nie płacz, zaraz spróbujemy zaradzić coś na twoje smuteczki. - Obiecywał rozczulającym głosem, a sam widok Pana Kaulitz z córką wywoływał na twarzy uśmiech i wrażenie, że nie jest wcale tak surowy, jak w rzeczywistości.
- Taaatuuussiuuuu... - Jej żałosny szloch powodował w jego sercu ogromne dziury.
Wiedział już, że Marika przed wyjściem nie raczyła nawet przygotować śniadania dla Lisy, przez co ta, skończywszy się bawić, poczuła głód i zaczęła płakać, oczekując jej pomocy i zainteresowania. Ostatnio coraz częściej powtarzały się te same schematy... Ciągłe poranki z pobudką zbyt późno, przez krzyk pierworodnej córki, puste łóżko i apartament... Pokręcił głową. Nie mógł pokazać Lisie, jak bardzo beznadziejne jest ich życie rodzinne. Mała nie rozumiała jeszcze do końca, co działo się wokół niej. Jedyne, czego potrzebowała i pragnęła to ich opieka, towarzystwo i parę innych mało ważnych, śmiesznie tanich, rzeczy materialnych.
Podał małej śniadanie, wybierając numer żony. Uwielbiał spędzać czas ze swoją córką, jednak miał dziś niebotycznie ważne spotkanie, na które nie mógł się spóźnić, inaczej straciłby w oczach swoich klientów, co zważywszy na jego władczy charakter, potraktowałby jako poniżenie.
Kiedy ponownie nie odebrała, zaklął pod nosem, nie kryjąc wzbierającej w nim irytacji. Naprawdę właśnie dziś, gdy nie miał zbyt wiele czasu, ona musiała wyrwać się bez słowa z domu!
Postanowił jednak zachować wściekłość na później. Teraz córka na niego liczyła i musiał się nią zająć najlepiej, jak tylko potrafił.
Uśmiechnął się, psocąc z ukochaną córeczką. Zerknął nerwowo na zegarek. Zaraz miał spotkanie z bardzo ważnym klientem, a jego żony wciąż nie było.
- Marika, gdzie ty się, do cholery szlajasz? - Mruknął, kolejny raz wybierając numer żony. Był przekonany, że w tej chwili albo się puszcza, albo wydaje jego ciężko zarobione pieniądze.
Powoli zaczynał mieć dosyć. Jeszcze do niedawna wszystko układało się tak, jak układać się powinno. Byli młodzi, zakochani i szczęśliwi. Wzięli szybki ślub, kiedy okazało się, że wpadli... W tym momencie jego szczęście prysło niczym bańka mydlana. Długo myślał o tym, co zrobił źle, czym sobie zasłużył na taki los. Tom często powątpiewał w szczere intencje Mariki, ale on ją kochał, na Boga! Nie mógł i nie chciał jej zostawiać, wolał pozostać ślepy na jej wybryki...
Jego żona kiedyś była zupełnie inna. Pogodna, radosna i mimo braku ogromnych pieniędzy, szczęśliwa. Wszystko uległo diametralnej zmianie, kiedy wygrał sprawę jednego z bardzo cenionych biznesmenów. Od tego momentu zaczął miewać coraz to lepsze, choć trudniejsze sprawy, a wszystko dzięki temu, że prowadził je pewną, twardą ręką i już planował nawet otworzyć swoje biuro adwokackie. Niestety na razie nie miał na to czasu. Miał coraz więcej zleceń, które dawały mu ogromny zysk, choć sprawiały mu trudności i pochłaniały ogromne ilości czasu oraz cierpliwości.
- Lisa, chodź perełko, pora się położyć... - Spróbował zabrać się za usypianie córki. Dotychczas wszystkim zajmowała się jego żona, ale, jako że jej nie było... Musiał poradzić sobie sam.
Kiedy mała w końcu zasnęła, on wymęczony ciężkim przedpołudniem ponownie wybrał numer małżonki, a jej telefon zagrał przed wejściem do ich nowojorskiego apartamentu w hotelu, gdzie pracował jego brat.
- Gdzieś ty, do licha, była?! - Zagrzmiał, widząc, jak beztrosko chichocze, ignorując jego telefony i pisząc kolejne wiadomości na portalu społecznościowym.
- Wybacz, skarbie. Mówiłam ci, że umówiłam się z Mirandą i Daisy u kosmetyczki. Trochę nam zeszło... - Wyznała zupełnie nieskruszona.
Zagotowało się w nim, siłą powstrzymał negatywne emocje, licząc od dziesięciu do zera.
- Wiesz dobrze, że mam dziś ważne spotkanie! - Uniósł się. Miał dość jej nieodpowiedzialnego zachowania. - Co się z tobą ostatnio, do licha, dzieje?!
- No już, kochanie, nie podnoś głosu. Zdążyłam przecież.
- Ale ja zaraz się spóźnię! - Warknął zły, na co ona tylko westchnęła ciężko, objęła go czule i pocałowała.
- Nie złość się i nie denerwuj. Jestem już. Idź spokojnie na spotkanie, a jak wrócisz, to pomogę ci się zrelaksować. - Zaproponowała, na co on uśmiechnął się znacząco. Oboje wiedzieli, czym skończy się ten jego "relaks" i żadne z nich nie miało zupełnie nic przeciwko.

Jesteś automatyczna, a twój głos jest elektryczny.
Dlaczego wciąż wierzę?
To automatyczne, kiedy mówisz, że sprawy się polepszą,
Ale tak nigdy nie jest...

- Mhm... - Mruczał, czując, jak już zaczyna rozmasowywać jego kark. Opamiętał się niemal natychmiast. - Powinienem już iść. - Mruknął, ubierając mokasyny i ukochaną marynarkę koloru burgundy.
Mieli spore zaplecze finansowe, ale ostatnio bardzo szybko się ono kurczyło. Chciał, aby jego ukochana znalazła sobie jakieś normalne zajęcie. Ciągle tylko biegała na spotkania z fanami jej profilu w internecie, pstrykając sobie zdjęcia najnowszymi telefonami kupowanymi za jego sprawy. Zamierzał porozmawiać z nią na ten temat, gdy tylko skończy tę sprawę. Musiał to zrobić, inaczej nie byłby nigdy w stanie założyć własnego biura.
Nie chciał jej poniżyć, tylko zmotywować do działania. Zwykle awans społeczny sprawiał, że ludzie byli skorzy do pracy ponad siłę, więc miał nadzieję, że w tym przypadku, w ich przypadku, zejście szczebel niżej na drabinie bogactwa będzie dla jego żony wystarczająco motywujące.

Pociągi na niebie podróżują
przez fragmenty czasu,
Zabierają mnie do części mojego umysłu,
których nikt nie może znaleźć

Na samą myśl o czekającej go trudnej rozmowie pokręcił niezadowolony głową, poprawiając ostatni raz skórzany pasek do spodni ze sporą, dizajnerską klamrą. Lubił to... Takie stroje... Uwielbiał czuć się panem własnego życia, a drogie garnitury właśnie na to mu pozwalały. Dbał zawsze o to, by wyglądały świeżo i modnie. Dokładnie taki od zawsze chciał być. Gdy patrzył w lustro, czuł, że jego dorobek życiowy imponuje mu, a szczęście, odznaczające się imieniem córki, wytatuowanym jako słowo wplecione w ważną dla niego sentencję, było wszystkim, o czym od lat marzył.

***

- Jako że nasz hotel, stawać się zaczyna powoli poważną i sporą siecią hoteli „Luxus”, potrzebować będziemy całej masy nowych pracowników oraz dobrej kampanii reklamowej, podnoszącej nasze zyski. - Mówił spokojnym, opanowanym głosem Mike.
- Tom. - Zerknął uważnie na czarnowłosego. - Twoim zadaniem będzie wyciśnięcie ze swojego działu absolutnego maksimum. Nie wyobrażam sobie kiczowatej reklamy w telewizji, w której naszym luksusowym hotelem i jego możliwościami zachwyca się jakaś podrzędna rodzinka. Oczekuję czegoś „Wow!” I mam nadzieję to dostać. Dean. Do ciebie od dziś należy przeglądanie CV nadesłanych drogą mailową oraz pocztą. Potrzebujemy tylko najlepszych ludzi z dużym doświadczeniem i odpowiednią aparycją. Jeśli nie macie żadnych pytań to jazda do roboty.
- Jeśli nie chcesz kiczowatej reklamy, to załatw mi profesjonalnych modeli o egzotycznym wyglądzie, a hotel będzie wyglądać jak kurort. Mam już świetny plan.
Cieszył się Tom ze swoich niezawodnych, szalonych pomysłów. Obawiał się tylko, że może właściciel się nie zgodzić, ale to już by była tylko formalność i mała dyskusja, w którą zamierzał wejść wielkimi buciorami, jeśli miałby do tego jakieś 'ale'.
- O ile jesteś wstanie przekazać dużą sumę pieniędzy na 'niekiczowatą' reklamę. - Dodał po chwili, zdając sobie sprawę z kosztów takiego przedsięwzięcia.
- Egzotyczni modele? A czy to czasem nie leży w kompetencjach działu HR? - Spojrzał na ludzi i skrzywił się, słysząc słowa swego kumpla z pracy na temat pieniędzy. - Eric? Kiedy znajdziesz odpowiednich modeli? Proszę iść do Scarlett i poprosić ją o kosztorys. Z tym wszystkim do mnie, wtedy pomyślimy, co dalej.
- Jakby miało to wyglądać? - Wtrącił właściciel.
Toma trochę zemdliło. Wpadł na ten pomysł dopiero przed sekundą. Sam nie znał jeszcze szczegółów. Musiał improwizować, a żeby zostać uznany poważnie, podniósł się i podszedł do białej tablicy, biorąc mazak w rękę.
- Scena mogłaby się rozgrywać na dachu, nad basenem. Pokazałaby najlepsze 'pool party', druga scena pokazałaby naszą drugą część rekreacyjną, spa, na przykład piwne, czy szampańskie kąpiele, albo w kozim mleku, obojętnie. Ujęcia z sauny... - Po dłuższej chwili skończył rysować kwadraty i zapisywać w nich hasła scen i przykładowy kosztorys, jak i zysk. - Wszystko będzie w wysokiej jakości, na wysokim poziomie i z niedbałością do pieniądza, za to z dbałością o zachcianki naszych nadzianych klientów, tak, by mogli zapomnieć na chwilę o swej nudnej pracy w biurach. Egzotyczni modele płci żeńskiej przyciągną spragnionych przygód znudzonych garniaków i z drugą płcią będzie to samo. - Rozejrzał się po tych tępych twarzach, zwróconych w jego stronę.
- Za bardzo odleciałem? - Zapytał się siebie w myśli, choć nie wydawało mu się.
- Cóż... - Zaczął właściciel, poprawiając się na krześle. - Do tej pory...
- Wiem. - Przerwał mu niekulturalnie Tom. - Może właśnie czas zmienić te reklamy pokazujące, wygodne pokoje i apartamenty, jak i te sztywne kolacje. Młodzi nadziani ludzie dają więcej zysku, zatrzymując się tu z przyjaciółmi, a reklama między nimi idzie drogą pantoflową, więc zaoszczędzić można na promocji. Nadal jest to hotel prestiżowy, a to sprzyja reklamie w sieci, że ktoś miał okazję tutaj w ogóle się pojawić. Lux to Lux. Więc można w końcu pokazać Lux w innym wydaniu, a wykres... - Zwrócił się do wykresu zrobionego już wcześniej na tablicy i namalował zieloną, zakrzywioną lekko kreskę, mocno pnącą się w górę, gładząc te schody, namalowane wcześniej. - Będzie wyglądać tak. - Dokończył.
Wszyscy zwrócili się w stronę właściciela, choć ich miny nie były przekonane.
- Podobają mi się egzotyczne modelki, kąpiące się w kozim mleku... - Zastanawiał się. - Problem w tym, że nie posiadamy w ofercie takiej dogodności... - Stukał swymi nabrzmiałymi paluchami o błyszczącą taflę długiego stołu. - To można przecież zmienić... - Zerkał w papiery. - Poproszę szczegóły kampanii. - Zerknął w stronę Toma, a ten się uśmiechnął, triumfując i nie komentując już ludzi, którzy byli przeciwko propozycji.
- Do piątku będzie miał pan wszystko czarno na białym. - Zapewnił pewnie Tom, podając mu dłoń, gdy ten już wstawał z miejsca.
- Obfitej pracy życzę. - Uścisnął mocno, młodą dłoń, zwracając się również do reszty pracowników, którzy byli zaskoczeni podjętą decyzją.

Nie brnij w kale zalet, które udajesz.
To nic nie daje a zabiera stale, 
Bo jeszcze więcej oddasz za karę, gdy nie zostaniesz

Tom dostał zastrzyk motywacji do pracy. Już sobie wyobrażał pracę z boskimi, półnagimi dziewczynami, wylegującymi się w saunie.

***

Szeroki uśmiech nie schodził z twarzy dziewczyny, gdy podpisywała umowę na okres próbny. To było dla niej niebotycznie ważne osiągnięcie.
- Dziękuję panie Zimmermann za okazane zaufanie.
- Tak, tak... - Jego znudzony głos sprawiał, że jej ekscytacja nową pracą malała, jednak i tak wciąż czuła się z siebie dumna.
- W końcu wyjdę do ludzi, może zacznę w reszcie żyć! - Myślała, wychodząc powoli z hotelu, który oglądała kawałek po kawałku, delikatnie przesuwając szczupłą dłonią po pięknych, ozdobnych podpórkach przy schodach.
Miała przykrą świadomość, że będzie skazana na sprzątanie biur, ale i to ją zadowalało w pewien sposób.

Wyszła na ulicę i w końcu, pierwszy raz od ponad sześciu lat odetchnęła głęboko, pełną piersią.  Ta praca dała jej ogromnego kopa energetycznego. Znowu poczuła, że może wszystko. Zupełnie jak wtedy, gdy poznała jego.
John był jej pierwszą miłością. Nieodwołalną i nieprzewidywalną. Mimo tego, że gdy go poznała, jego życie było już poukładane, miał w sobie coś z łobuza, przez co szalała za nim, jak nigdy za nikim.
Dziś, z perspektywy czasu wiedziała, że związek z człowiekiem, który studiował prawo i był od niej o całe sześć lat starszy, był błędem, a on sam był większym dzieckiem, niż wskazywała na to metryka.
Wciąż pamiętała radość rodziców, gdy związała się z nim. Był synem właścicieli dużej kancelarii prawnej, w której on już odbywał praktyki. Miał 22 lata, tyle, co ona teraz.
Z niesmakiem wspominała tamten dzień. Czuła, że gdyby wtedy nie zgodziła się na randkę z nim, dziś jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej.

Wróciła do domu, do ukochanego synka, który, jak co dzień czekał na nią, pod czujnym okiem sąsiadki.
- Jestem! - Zawołała, zdejmując buty i sweterek, który był dopełnieniem jej stroju.
- W końcu. I jak? Opowiadaj.
Pytanie, które wyszło z ust Sary, wprawiło ją w zakłopotanie.
- Przyjęli mnie! Co prawda tylko na okres próbny i do sprzątania biur, ale przecież żadna praca nie hańbi, prawda?
- Oczywiście, że nie. Ważne, że będziesz mogła was utrzymać.
- Tylko na tym mi zależy. - Wyznała, myjąc ręce i zaczynając szykować garnki, by ugotować obiad. - Jak tam Scott? - Spytała, krojąc warzywa, w międzyczasie nastawiając mięso na bulion.
- Odrobił lekcje, a teraz rysuje. Był jak zwykle bardzo grzeczny. Możesz być dumna, że masz takiego wspaniałego syna.
- Wierz mi, że jestem. Dla niego jeszcze próbuję piąć się w górę. - Przyznała. - Możesz w sumie wracać do domu. Twój mąż na pewno już tęskni. - Puściła jej oko.
- Jak trochę potęskni to nic mu się zaraz nie stanie. Mamo! Nie masz pojęcia, jak ogromnie się cieszę, że będziesz pracowała w LUXIE!
Amanda uwielbiała swoją sąsiadkę, która zawsze cieszyła się ze wszystkiego.
- Tylko będę tam sprzątać. Proszę cię. Nawet nie wejdę na żadne z pięter. Zajmuję się biurami. - Wyjaśniła, odprowadzając ją do drzwi.
- Nie ważne. Jesteś zatrudniona w LUX HOTELU. Ciesz się tym. Wiesz, ile tam szych przyjeżdża?! Jakie ciacha tam podają?!
Amy zaśmiała się głośno.
- Wariatka! - Zawołała, śmiejąc się.
- Nie wariatka, tylko kup sobie seksowne ciuszki i leć na podryw!
- Saro! - Skarciła ją. - Nie trzeba mi faceta. - Skłamała.
- I tak wiesz, że nigdy w to nie uwierzę. Pamiętaj, że każdy komin czasem potrzebuje kominiarza.
Dwudziesto-dwu latka zawstydziła się na ten komentarz. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Sara miała rację. Ona sama nie pamiętała już, jak to jest, przytulić się do silnego męskiego torsu i zaznać ukojenia nerwów...
- Idź już. - Wygoniła ją.
Może i było to niegrzeczne, ale miała swoje powody, dla których regularnie unikała tematów damsko-męskich. Uważała, że nie potrzebne są jej dodatkowe problemy, jakie przynoszą ze sobą związki...
- Dobra, dobra, ale właśnie potwierdziłaś moje przypuszczenia! Lecę już, bo zaraz spalisz się ze wstydu. Paa! - Usłyszała.
- Tak ci się tylko zdaje. - Odparła, zamykając za nią drzwi, o które przez dłuższą chwilę się opierała.
Jeśli wszyscy mieli dawać jej takie „dobre” rady, to naprawdę wolała zabunkrować się w swojej sypialni z butelką wody i książką. Tam przynajmniej każda historia miała happy-end.
Weszła do pokoju, który dzieliła z synkiem i usiadła obok niego. Ucałowała jego czoło, tuląc do siebie, jak swój największy skarb.

Gdy jesteś tu, to jak w garści trzymałabym cały świat.
Nie widzę wad, nawet nie wiem, co to strach.
Miłość mieszka w nas, serca wybijają jeden takt.
To jest fakt, który pomaga dążyć do celu mi
Za nic nie zamieniłabym spędzonych z Tobą pięknych chwil.

- Dzień dobry, promyczku. Jak ci minął dzień? - Czuły szept wydobył się z jej pełnych ust.
- Cześć mamo! - Odpowiedział jej chłopiec. - Było super! Bawiliśmy się z ciocią i uczyliśmy nowych rzeczy ze szkoły! - Jego duże, szare oczy zwróciły się w jej kierunku. - A jak twój dzień? - Spytał, na co ożywiła się znacznie.
- Jeszcze trochę i będziemy mogli poszukać sobie większego mieszkania, wiesz? - Zapewniła z radością.
Radość chłopca w tym momencie opłynęła jej serce niczym miód. Jego twarz promieniała szczęściem. Nie zadawał jednak pytań. Nauczyła go, że wszystko ustalają ze sobą dopiero wtedy, kiedy mają szansę zrealizować marzenia...
- Za godzinę będzie obiad. Jeśli chcesz, to do tego czasu możesz się pobawić, a jeśli wolisz, możesz mi pomóc.
- Chciałbym się pobawić. - Wyznał chłopiec, na co przystała, ruszając w kierunku drugiego pomieszczenia, w którym rozchodził się już smakowity zapach gotującej się powoli zupy.


CDN

1 komentarz:

  1. Moje obawy jednak się sprawdziły i to w najgorszej wersji - Bill ma żonę i w dodatku dziecko! Pociesza mnie jednak fakt, że nie jest z nią szczęśliwy tak, jak się tego spodziewał (nie zrozumcie mnie źle - liczy się dla mnie szczęście Billa jak nikogo innego, lecz bycie z kimś tylko ze względu na dziecko nie przekonuje mnie w ogóle).
    Jestem ciekawa Toma w tym opowiadaniu. Co też wykombinujecie?
    Bardzo mi się podoba imię Amanda, to jedno z moich ulubionych, więc kibicuję bohaterce!
    Tylko... Czemu tutaj wszyscy mają dzieci? :D

    OdpowiedzUsuń