Dzisiaj witam Was tutaj ;)
Jest to jeden z moich ulubionych odcinków, dlatego mam nadzieję, że Wam też przypadnie do gustu.
Jak ktoś widział na moich innych blogach - tutaj również zachęcę: Zostawcie proszę jakikolwiek komentarz pod rozdziałem :) Naprawdę jest miło widzieć, jakąkolwiek reakcję na poświęcony czas i włożone starania w każdy odcinek z osobna. To zawsze motywuje do dalszej 'pracy'. :)
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do czytania :*
Jest to jeden z moich ulubionych odcinków, dlatego mam nadzieję, że Wam też przypadnie do gustu.
Jak ktoś widział na moich innych blogach - tutaj również zachęcę: Zostawcie proszę jakikolwiek komentarz pod rozdziałem :) Naprawdę jest miło widzieć, jakąkolwiek reakcję na poświęcony czas i włożone starania w każdy odcinek z osobna. To zawsze motywuje do dalszej 'pracy'. :)
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do czytania :*
~7~
- Co, to wszystko? Nie wiem, o co ci chodzi.
- O te mini, o dekolt, o jej urodę. Dobrze wiedziałeś... Ty, jako jedyny wiesz, jakie modelki mi odpowiadają... Ile jej dopłaciłeś, żeby udawała pokojówkę? - Spytał.
Tom wybuchł śmiechem.
- Że co!? - Zawołał zaskoczony zarzutami.
- Właśnie to! Robisz to specjalnie, bo nie lubisz Mariki i chcesz, żebym ją zostawił.
- Poleciłem ją tylko, żeby ci urozmaicić obraz podczas pracy. Z resztą nie mam nic wspólnego. - Śmiał się.
- Z jaką resztą?! - Uniósł się. Był dziś naprawdę zły. Miał fatalny poranek. - Myślisz, że dzięki niej szybciej to ogarnę? - Bill był poirytowany.
- Ale co? - Nic nie rozumiał. - Z całą resztą, z jej ubraniem i nią całą. Poleciłem ją tylko. - Powtórzył.
- Nie wiem, kto szyje im takie wdzianka, ale jeśli przegram sprawę, to będzie wina tej osoby. - Warknął.
Bracia weszli do jego apartamentu.
Amanda zdążyła już uspokoić dziewczynkę i zająć ją tak, że mała zupełnie zapomniała o tym, że rodzice wyszli i zostawili je same.
- Dobra. Jest okay. Możesz lecieć... Zajmę się nią. - Zapewnił Tom.
- Okej? To jest okej? Ona nie jest tu od opieki nad MOIM i MARIKI dzieckiem... - Zdenerwował się i ruszył w kierunku dziewczyn.
- Gdzie moja żona? - Spytał oschle.
Amy spojrzała na niego speszona.
- Nie mówiła, gdzie wychodzi, tylko tyle, że jak pan wróci, to ma się zająć córką, bo ona nie wie, ile jej zejdzie. - Powtórzyła słowa pani Kaulitz.
- Zastanów się nad odpowiedziami. - Przypomniał Tom. - Zamiast się męczyć, mógłbyś wieźć szczęśliwe życie u boku innej, która by zasługiwała na ciebie. Weź w końcu pod uwagę swoje szczęście. - Dodał, gdy Bill już wychodził.
Amy westchnęła ciężko.
- Mogę iść do pozostałych dwóch apartamentów? Z tego wszystkiego jeszcze nie są gotowe, a goście przyjadą na kolację. - Upomniała się. Przez żonę Kaulitza zaniedbała obowiązki... Nie płacili jej za bycie niańką, ale nie miała serca zostawić zapłakanej dziewczynki zupełnie samej.
- Możesz. - Odrzekł Tom.
***
Przywitali się buziakiem w policzek. Tom miał tak cudowny nastrój, zwłaszcza że Stefanie ubrała się w małą czarną i wysokie szpile, że uśmiech i błyszczące oczy miał niemalże cały czas, i to już odtąd, odkąd wpadł na baner reklamowy z Imperiusa. Stefanie odstrzeliła się, a to znaczyło tylko jedno - naprawdę na niego leciała. Wiedział, że już jest w stu procentach jego. Teraz wystarczyło zagadać, skomplementować i zabrać do siebie, by urozmaicić sobie noc.
Higher Drink nie był przypadkowo wybranym miejscem na randkę. Mógł śmiało pić drogie i wymyślne drinki, które były podstawą tego baru, ponieważ miał ten bar dziesięć minut drogi od jego apartamentowca. W takich momentach jak ten, cieszył się, że mieszka w samym centrum Nowego Jorku.
- Zgodził się na spotkanie jutro wieczorem. - Zaczęła po wstępnej wymianie zdań na temat tego, że Stefanie świetnie wygląda w tej sukience.
- Super. Myślisz, że on będzie wiedział coś na temat kastingu, że się go tak uczepiłaś? - Uniósł brew.
Nie mógł się na nią napatrzeć. Miał chwilami wrażenie, jakby nie siedział w towarzystwie tej Stefanie z restauracji. Miała mocny, wieczorowy makijaż, rozpuszczone długie włosy, śmiałą biżuterię, nagie nogi. Teraz stała w jego oczach, jako bardzo seksowna kobieta, której nie zamierzał sobie już odpuszczać.
- Nieee... Nie jestem tego pewna, ale...
Tom się uśmiechnął cwanie. Po raz kolejny go olśniło świetnym pomysłem.
- Mogłabyś się sama zgłosić na ten kasting i stamtąd wyciągnąć informacje. One będą najbardziej pewne. - Przerwał jej.
Teraz, po widoku jej osoby prywatnie, był prawie pewny tego, że na pewno dostanie jakąś rolę. Zmierzył jej twarz iskrzącymi oczami. Ona uśmiechnęła się równie przebiegle, zagryzając przy tym wargę, co sprawiło, że wyglądała jak prawdziwa suka.
- Taaak... Podoba mi się. - Pokiwała głową. - Jak tobie się nie uda, to przynajmniej będę miała rolę w filmie, a nie w jakiejś tam reklamie.
Tom się zaskoczył. Tego wcale nie miał na myśli!
- 'Jakiejś tam reklamie'? Nie uda mi się? - Zmrużył oczy. - Mi się wszystko udaje, kochana. Jeśli weźmiesz udział w filmie, pożegnasz się z rolą w reklamie. A miałem już dla ciebie coś dobrego. - Wymyślał na poczekaniu.
- Coś dobrego? - Dopytała wątpliwie.
- Ta... Chyba że wolisz być babką, którą przechodzi gdzieś w tle albo siedzi w ostatnim stoliku i udaje, że rozmawia. Na takie osoby nikt nie zwraca uwagi. Reklamę będą widzieć ludzie co dzień. Nawet parę razy dziennie, ale jak chcesz. - Odrzekł olewającym tonem głosu.
Tym razem Stefanie uniosła brwi.
- Szantażujesz mnie. - Uśmiechnęła się.
- Nieee... Ja? Ciebie? - Z ironizował. - Może faktycznie lepsza jest rola w jakimś filmie, dwu, trzy sekundowa. Wiesz... Przynajmniej będziesz te dwie sekundy na ekranie kin. U mnie byś była tylko w reklamie telewizyjnej i internetowej, które wszyscy oglądają, czy tego chcą, czy nie. - Wzruszył ramieniem.
Stefanie się uśmiechała.
- Próbujesz mnie tym zatrzymać. - Zarzuciła.
- Ciebie? Mogę mieć miliony na twoje miejsce i to w dodatku profesjonalne kobiety, które robią sławę. A jak wypadną bardzo dobrze, to nawet dostają milion innych, różnych propozycji. - Mówił nadal olewającym, niezależnym tonem.
Stefanie mu się przyglądała. Nie była głupia, wiedziała, że ją prowokował do zmiany zdania, a co lepsze udawało mu się to. Przyznała mu rację. Wybrała reklamę od dwóch sekund w filmie. Tu miał rację.
- Okay. Niech ci będzie. Przekonałeś mnie. Wolę reklamę. - Wyznała.
- Wolisz 'jakąś tam reklamę'? - Z ironizował.
- Toom... - Westchnęła. - Nie patrzyłam na to z takiej strony. Wiem, że nie będzie to 'jakaś tam' reklama. Zostaję przy niej.
Tom się uśmiechnął lekko, zerkając pewnie w jej piwne oczy.
- Żeby przy niej zostać, trzeba najpierw dostać rolę. - Uniósł prowokująco brew.
- Zrobię co w mojej mocy. - Przyznała ze śmiechem. - Ale to nie jest fair. Inne nie muszą się tak produkować o rolę.
- No nie. Bo inne są profesjonalnymi modelkami. - Odrzekł, jakby to było logiczne.
Stefanie pokręciła głową.
- Okay! Okay. Dobrze. Już nie będę dyskutować na ten temat. Masz mnie. - Popiła drinka.
- Jeszcze nie mam. - Zerknął w jej stronę ponownie prowokująco, uderzając palcami w blat stolika, a ta, co dziwne było dla Toma, zawstydziła się! Aż nie dowierzał w to, co widzi. Sądził, że ta kobieta, jest wyzbyta tego typu uczuć. Jej lekki uśmiech i wzrok, który wbiła w drinka, pozwolił mu klasnąć w dłonie w swoich myślach.
- Nie wiem, czy bym chciała, żebyś miał. - Odrzekła po chwili, spokojnie, choć kokieteryjnie, zerkając w jego stronę, spod swoich długich rzęs.
- Cóż. Kwestia poznania się. - Przyznał szczerze, nie spuszczając z niej wzroku.
Obydwoje czuli, jak atmosfera wokół nich się zagęszcza. Trudno było tego nie poczuć, jak wzajemnie obnażali swoje osoby wzrokiem.
Stefanie pokiwała w zamyśleniu głową, ponownie wpatrując się w swoją szklankę. Drink był przepyszny, choć musiała przyznać, że nieco mocny. Na tyle procentowy, by jej wyobraźnia zaczęła szaleć wokół jego wygiętych w kokieteryjnym uśmiechu ust.
- Raczej nie chciałbyś poznawać mnie i mojego prywatnego życia. - Wyznała po chwili zastanowienia się, czy na pewno chce to powiedzieć, ale jeśli już droga schodzi na taką, to raczej powinna to powiedzieć, o ile Tom nie chciał się tylko z nią zabawić, bo ona wcale nie uważała tej randki za zabawę.
- Może nie chciałbym znać przeszłości. Przeszłość jest zazwyczaj brudna i niedoskonała. Wolałbym znać tu i teraz.
Stefanie już śmielej zerknęła mu w oczy. Zaimponował jej swoją mądrością, nie zdając sobie sprawy, że mówił to też o sobie, a raczej w szczególności o sobie.
- Odpowiada mi takie coś. - Jak by miało jej nie odpowiadać, skoro miała dwójkę małych dzieci w domu, o których Tom nie miał pojęcia.
Tom odetchnął. Nie chciał przecież znać całej jej historii życiowej. Chciał się z nią tylko przespać, a nuż widelec, będzie z tego coś fajnego i może więcej, bo czemu nie? Była atrakcyjną kobietą, a on miał do takich słabość.
Idę dumnie przez życie. Staram się,
jak najbardziej wykorzystać chwile te.
Spełniamy marzenia sny,
dlatego pędzę do Ciebie, by
wykorzystać Cię jak najlepiej potrafię dziś.
Nic nie zatrzyma mnie, bo wiem, że jesteś ze mną,
zrobię to na pewno,
bo możesz być tą jedną na milion.
To dla takich żyję chwil, ziom.
Nie dopuszczę do tego, by odebrali mi ją.
Wycisnę z niej to, co najlepsze więc "- Chodź."
- No i super. - Cieszył się.
- Chodź. Jak już tu jesteśmy, to chodźmy pograć.
- No i super. - Powtórzył z uśmiechem.
Gry w maszyny, nagięta rywalizacja, śmiechy, amatorskie zaloty, drinki i dwie godziny w plecy. Oczywiście, że Tom nie miał zamiaru się zachlewać. Już teraz mógłby paść do łóżka i z niego nie wstać aż do rana, po wczorajszej imprezie z Mikem i kumplami, która zakończyła się dziś rano. Dlatego czas było zakończyć pobyt w tym kolorowym barze, zżerającym mnóstwo pieniędzy.
Przyrządził zapiekanki na kolację, gdyż nie znalazł w lodówce nic innego, z czego można było zrobić jakiś w miarę wyglądający posiłek. Doskonale jednak Tom potrafił obrócić to w żart, mówiąc:
- Sorry, mama nie zrobiła zakupów.
Stefanie cały czas chichotała, słysząc Toma głupie teksty. Prócz mężczyzny była również zainteresowana wnętrzem apartamentu. Od razu było czuć, że mieszka tu sam facet, ale na myśl, że mogłaby mieszkać w takich luksusach, skłonna by była do poświęceń, a nawet kłamstw, by tylko podtrzymać związek. I tak wiedział o niej tak naprawdę nic i raczej się nie dowie, choć napominała mu już co nieco, to nawet tego nie wyczuł. Może i lepiej dla niej. Nie narzekała. Myślami błądziła przy znajomych, którzy zazdrościliby jej miejsca zamieszkania. Tak podnieść sobie standard życiowy? Nie było wcale nad czym się zastanawiać. Mogłaby się w końcu czuć jak Pani.
- Nie mogę uwierzyć, że nie masz dziewczyny. - Odrzekła nagle, spacerując po przestronnym salonie.
- Dlaczego? - Zapytał, choć wcale go to nie interesowało. Układał plasterki sera i szynki na połówki bułek w otwartej kuchni.
- Nie wiem. Dużo kobiet na ciebie leci... Dziwne, że jednej z nich nie posiadasz.
- Posiadam. Właśnie przyszła do mnie na zapiekanki.
Stefanie zerknęła na mężczyznę, po czym się zaśmiała.
- Tom... Przecież nie mówię o sobie. - Podeszła do niego.
Zerknął na nią ukradkiem, figlarnym spojrzeniem i włożył zapełniony talerz do mikrofali. Oczywiście bez żadnych oporów zbliżył się do młodej kobiety, kładąc swe dłonie na jej talii. Zaglądał jej znacząco w oczy.
Pozwól kochana, że cię wykorzystam.
Plan na to zajebisty dziś mam.
Nie wiem, czy na tym stracę, czy zyskam, ale
gdy myślę o Tobie, to szczęściem tryskam...
Teraz.
- Ja jestem zdziwiony, że pracujesz u mnie już drugi rok, a dopiero teraz mnie odwiedzasz. - Odrzekł już trochę ciszej, mierząc jej twarz.
- No widzisz... - Odezwała się identycznym tonem głosu i założyła swe ręce na jego szyi. - Nie widziałeś mnie. - Uśmiechnęła się zaczepnie. Zaczynało robić jej się gorąco, a co gorsza, zaczynała mieć gdzieś to, jak wygląda ich spotkanie. Tak bardzo ją pociągał, że chyba była wstanie zapomnieć o swej osobistej, kobiecej godności. W sumie już dawno o niej zapomniała, zgadzając się na przyjście do jego apartamentu. Ta zgoda po tej pierwszej randce znaczyła już wszystko.
- A ty mnie widziałaś? - Uniósł brew.
- Zawsze... - Wyszeptała. - Żadna nie może przejść obok was obojętnie. Chyba doskonale to wiesz.
To miał być komplement, ale Tom wcale tego tak nie odebrał. Właśnie powiedziała coś, co go czasami drażniło. Przez to właśnie, że tak było, nie miał do tych kobiet zaufania i od razu je skreślał, chyba że miał swe męskie potrzeby tak jak właśnie dzisiaj...
- Może nie chcę wiedzieć... - Odrzekł szczerze.
- Dlaczego? Nie imponuje ci to? - Nie rozumiała.
- Niezbyt.
Stefanie się już nie odezwała. W głowie miała tylko jego usta i dotyk jego dłoni, gdy jego męski, pociągający zapach kusił ją niemiłosiernie.
Tom nie widział, żadnego zainteresowania w jej oczach swoimi wypowiedziami, dlatego z jednej strony się cieszył, że nie docieka, a z drugiej strony zrozumiał, że przyszła do niego po coś konkretnego, co mu również odpowiadało.
Zbliżył swą twarz do jej, by móc złożyć na jej ustach parę zaczepnych pocałunków. Zerknął jej ponownie w oczy i zbliżył delikatnie, choć pewnie jej ciało do swojego, tak, że czuli już je przy sobie idealnie.
Stefanie nie mogąc się obronić przed pokusą, popłynęła w jego grę, sama zabierając się do rzeczy.
Czarnowłosemu przecież właśnie o to chodziło. Nie czuł się zaskoczony jej pewnymi ruchami dłoni i tymi namiętnymi pocałunkami. Nawet pierwsza się pozbyła z niego jego koszulki. Nie spodziewał się, że pójdzie Tak szybko. Jej dłonie z pewnością były wprawione, co bardzo mu się podobało.
Zacisnął dłonie na jej pośladkach, które nie były wcale tak jędrne, na jakie wyglądały. Trochę się zdołował, ale to nie było tak bardzo istotne w tym momencie. Zrzucił z niej więc ten cienki czarny materiał, nie owijając w bawełnę. Pchnął lekko jej ciało, by ruszyć ją z miejsca, nie przerywając gry wstępnej. Szła chwilę tyłem, zdając się na jego ruchy, by dotknąć tyłem łydek materaca, kończąc podróż w jego sypialni.
Czuł się przy niej jak na melanżu, gdzie przeżywał czasami uniesienia w toalecie z jakąś cycatą laską. Zero miłości i dążenie tylko do tego, by zaspokoić swe intymne potrzeby. Tak było od zawsze, a gdy widniało jakieś uczucie, to zawsze było mylne w jego życiu. Nie trafił jeszcze na swą prawdziwą miłość, choć szukał jej czasami bez opamiętania, tak jak na przykład w tym momencie, dobierając się do pracownika restauracji hotelowej.
Jego usta zjechały po jej smukłej szyi na dekolt, by dłońmi odpiąć jej wypchany ciałem stanik. Gdy się go pozbył, zdołował się po raz drugi.
- Kolejny push-up... - Przeszło mu przez myśl, widząc wcale nie duże piersi.
To go zawsze denerwowało. Uważał, że kobiety są chodzącymi kłamczuchami, które sztucznie kuszą facetów, a potem się dziwią, że na drugi dzień się do nich nie odzywają... Musiał to przeboleć i zadowolić się tym, co sobie przyprowadził do domu.
Masując jej piersi, całując jej szyję, poczuł jej dłonie na swojej miednicy, które pozbywają się właśnie jego spodni. On swoją zjechał na jej biodra, czując pod palcami jedynie koronkowy sznurek. Zacisnął dłoń na jej udzie, czując jej dotyk na swojej męskości. Wcale nie musiała tego robić, był doskonale przygotowany na skok w głębię, jednakże był miło zadowolony. Jej doświadczona dłoń z pewnością wiedziała, jak dogodzić mężczyźnie i udawało się jej to, przyśpieszając tym samym jeszcze bardziej tempo.
Nie czekał już na nic więcej. Ich oddechy były już na tyle przyśpieszone, że ciężko było im się całować, a ciała tak rozgrzane i spragnione finału, że pozostało mu tylko pchnąć jej ciało na swoje łóżko i zwinnym ruchem zerwać z niej dolną część bielizny, by zbliżyć się do siebie maksymalnie. W ostatniej chwili przypomniał sobie o najważniejszej z najważniejszych rzeczy. Musiał się od niej na chwilę odczepić, by sięgnąć do spodni.
Zabezpieczony trzymał jej uda wysoko, gdy ta już się zaczęła wić, dołączając do jego rytmu, by przeżyć wysoki lot.
***
Każdego kolejnego dnia przychodziła do pracy o tej samej porze. Przebierała się, robiła delikatny makijaż, który był częścią jej uniformu. Tego wymagał pan Zimmerman. Taka musiała być. Nawet jeśli nie do końca czuła rzęsy podkreślone mascarą, powieki smagnięte eye-linerem, a usta szminką w kolorze nude.
Ubierała zwykłe cieliste rajstopy, lecz dzisiejszego dnia włożyła na długie, zgrabne nogi czarne kabaretki. Miała w planie pracy tylko apartament Kaulitza i dwa pozostałe znajdujące się na piętrze, tuż obok zamieszkiwanego przez rodzinę adwokata.
Migiem uwinęła się ze sprzątaniem dwóch niezamieszkałych apartamentów. Za wiele do zrobienia tam nie było. Generalne porządki na ostatnim piętrze hotelu i tak były zarządzane przed każdym ważnym gościem.
Myślami wciąż wodziła po odsłoniętym kawałku torsu blondyna, jego zaczesanych do góry, zadbanych włosach i kpiarskim uśmiechu. Pamiętała, w jaki sposób patrzył na nią, gdy pierwszy raz go kokietowała oraz wtedy, kiedy puściły jej nerwy. Nigdy wcześniej nie czuła takiej słabości jak tamtego dnia.
Zdjęła kabaretki przed wejściem do apartamentu numer 483. Nie chciała, żeby pięcioletnia dziewczynka oglądała pokojówkę w wydaniu pościelowym, jak zwykł kiedyś mawiać jej były partner. Cóż... Wiele nauczek w życiu jej dał.
Pokręciła nerwowo głową i zapukała do drogich drzwi, choć posiadała pracowniczy klucz magnetyczny do ich otwarcia. Nie lubiła wchodzić do środka bez zaproszenia, gdy cała rodzina była wewnątrz.
- Proszę! - Usłyszała głos Mariki, krzątającej się w diabelnie drogich szpilkach po salonowej, drewnianej podłodze.
Wyjęła kartę i z jej pomocą otworzyła drzwi, które ustąpiły niemal bez naciskania klamki.
- Dzień dobry. - Przywitała się grzecznie, może nad wyraz skromnie.
Miała świadomość, że mąż kobiety, intrygujący ją i próbujący zawalczyć o jej względy, jest poza zasięgiem.
Była przecież biedna niczym mysz kościelna. Mieszkała w zapyziałej, niebezpiecznej dzielnicy, do której nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszcza się ani za dnia, ani tym bardziej po zmroku. W dodatku samotnie wychowywała sześcioletniego chłopca.
- Wychodzę z Lisą. Idziemy na ostatnie zakupy, basen, lody i spacer. Kiedy wrócimy, mąż odwiezie nas na lotnisko. Chciałabym, aby do tego czasu pani zajęła się umyciem podłóg i mebli w sypialni i pokoju Lisy oraz przygotowała prowiant na drogę dla córki.
- Oczywiście. Zajmę się wszystkim.
- Ach! Mąż prosił, by przekazać, że pracuje i nie chce, by go kłopotać, dopóki nie wrócimy. Nie chciałabym więc, aby krzątała się pani po salonie, jeśli jest to możliwe.
- Zrobię, co w mojej mocy, aby nie przeszkadzać panu Kaulitz w pracy. - Wyrecytowała, choć tak naprawdę marzyła tylko o tym, by paradować przed nim w tych seksownych kabaretkach, które dostała któregoś roku na urodziny od jednej z zaprzyjaźnionych sąsiadek.
- Bardzo mnie to cieszy. Lisa, kochanie. Chodźmy. Czas nagli. - Kobieta zawołała córkę, po czym obie wyszły, nie żegnając się z pokojówką.
Kiedy obie damy opuściły budynek, westchnęła ciężko. Nałożyła z powrotem kabaretki i czarne lakierki na niewysokim obcasie, które idealnie podkreślały atuty jej nóg.
Postawiła na tacy kubek gorącej kawy, którą hektolitrami wypijał każdego dnia Bill i ulubione pianki, wsypane do miseczki.
Pewnym siebie krokiem weszła do salonu, w którym przy biurku pracował. Ignorowała go całkowicie, odkąd prawie przeleciał ją na wyspie kuchennej.
Miała nadzieję, że jej postawa go nie odstraszy, tylko przyciągnie do niej.
Zauważyła, że był typowym zdobywcą... Ona chciała zostać jego zwierzyną... Uśmiechnęła się do swoich myśli i poprawiwszy koszulę z kilkoma seksownie rozpiętymi guzikami, pochyliła się, by postawić na biurku gorącą kawę. Podeszła do stolika, na którym umieściła miseczkę i stukając obcasami, przy czym kręcąc zalotnie biodrami, wyszła. Była ciekawa, jak długo każe jej czekać...
CDN