Eh... Chyba wejdzie mi w nawyk nie długo to spóźnianie się z odcinkami... :o Choć mam nadzieję, że jednak nie... Jednakże czuję się 'sama' przy tym blogu i nie wiem, jak to będzie... :(
Myślę, że już w końcu realnie powróciłam. Musiałam na nowo przeczytać dzisiaj wszystkie dziesięć odcinków i przypomnieć sobie na jakim etapie są bohaterowie. Nadrobiłam i teraz już wiem, co dalej, także myślę, że to już ostatnie 'spóźnienie'. :)
Zapraszam do czytania :*
~11~
- To pan zaczął tę grę... - Szepnęła cicho. Jak miała powiedzieć mu, że zrobi wszystko, byle tylko być bliżej niego? - Pan przecież też tego chce...
Mogę miłość Tobie dać.
Mogę blisko Ciebie stać.
Mogę wszystko z siebie dać.
Mogę nadzieję Tobie dać.
Mogę uśmiech Tobie dać.
Mogę pokój przekazać.
Kłamstwo Bogu przeorać.
Lody przełamywać.
Wartości przekazywać.
Nabywać, dzielić się emocjami, doświadczeniami...
Tak trzymać.
Tak trzymać...
- Dlaczego się na to zgadzasz? Samotność na ciebie tak działa? - Odwrócił się do niej przodem i spojrzał w jej oczy, zainteresowany tematem i jej osobą.
- Samotność, a może to pana umiejętności i walory... Kto wie... - Rzuciła, nie spuszczając wzroku z jego oczu, nosa i ust... - Czy to ważne?
- Dla mnie tak...
- Chciałabym umieć odpowiedzieć na każde pańskie pytanie, panie Kaulitz, ale niestety nie potrafię. Ma pan w sobie coś... Co odbiera mi zdolność logicznego myślenia... - Przejechała palcem po jego piersi i odwróciła wzrok. Czuła, że zaczynała nad sobą nie panować.
Rozdzwonił mu się po raz kolejny telefon, dlatego odszedł od ewidentnie znowu kuszącej go kobiety i odebrał połączenie niecierpiące zwłoki.
Poczuła się strasznie... Odrzucił ją... Była wściekła na siebie za to, co poczuła. Przecież to nie była jej Wina! On też brał udział w tym wszystkim! Stała osłupiała w miejscu, w którym ją zostawił i powstrzymywała łzy. Nie umiała sobie poradzić z tym wszystkim...
- Śniadanie czeka na stole w kuchni. Ja idę do Scotta... Możliwe, że już nie śpi. - Powiedziała oschle, gdy zakończył rozmowę. Postanowiła być dla niego równie zimna, co on dla niej...
- Liso... Zostaniesz dzisiaj z Amy. Amy ma synka, który jest prawie w twoim wieku, więc będziecie się świetnie bawić, do czasu, gdy nie wrócę z pracy, tak? Znasz już Amy... - Pocieszał.
Serce mu się krajało na myśl, że jego córka będzie w obcych rękach. Nigdy nie zostawiał Lisy u innych ludzi niezwanych rodziną. Cały czas zajmowała się nią Marika. Nigdy nie mieli niani. Bardzo się obawiał, choć miał jakie takie zaufanie do Amy...
Amy uśmiechnęła się do dziewczynki.
- Witaj mała królewno. Jak tylko mój synek się obudzi, to będziecie mogli się trochę razem pobawić. Mam nadzieję, że się polubicie i miło spędzicie czas. - Powiedziała. Mała nic jej nie zrobiła... Nie chciała jej straszyć.
- Może razem pójdziecie zobaczyć, czy Scott śpi, hm? - Zerknął na swą córkę. Miał wrażenie, że zaraz serce mu pęknie. Nie sądził, że to będzie dla niego takie trudne. - Na dole pracuje wujek Tom, byłaś u niego wczoraj. Na pewno przyjdzie was odwiedzić. - Dodał na pocieszenie, ale już nie był pewny, czy pociesza córkę, czy sam siebie.
- Masz ochotę iść ze mną? To tutaj, drzwi obok. - Wyjaśniła.
Dziewczynka uśmiechnęła się.
- Chcę iść do Scotta. - Powiedziała cicho.
Bill się uśmiechnął.
- Będziesz grzeczna? Amy ma numer do mnie, więc jeśli będziesz chciała... - Zerknął na kobietę. - Na pewno da ci ze mną porozmawiać.
- Tak, oczywiście. Nie będzie problemu. - Powiedziała, patrząc w jego oczy. W jej własnych był ból i cierpienie.
- Proszę cię, żebyś nie wychodziła nigdzie z Lisą. Zaczekajcie, aż wrócę z pracy.
Odstawił w końcu swą córkę na ziemię. Nie miłosiernie odczuwał dyskomfort w tej nowej dla nich sytuacji.
- Gdybym musiała wyjść, zostawię ją u Toma. - Obiecała. Nich innego chyba jej nie pozostawało jak tylko potakiwanie i wzdychanie w duszy.
- Dobrze. Gdyby coś się działo, dzwoń do mnie natychmiast. - Mówił zestresowany.
- Panie Kaulitz... Od sześciu lat jestem samotną matką. Dam sobie radę. Mała jest tu bezpieczna. - Zapewniała.
- Ja postaram się jak najszybciej wrócić do domu. A może jak wrócę, zamówimy pizzę dla wszystkich, hm? - Ukucnął przy Lisie, głaszcząc ją czule po włoskach. - Ale tylko, jak Amy powie, że byliście grzeczni. - Zaznaczył z uśmiechem. Już mógł przeżyć ten jeden fast food w diecie swej córki. Byle tylko nie wydarzyło się nic strasznego.
Odwróciła wzrok, widząc ten obrazek. Jej syn nigdy nie zaznał miłości ojcowskiej...
- Dobrze tatusiu. Będę grzeczna. - Obiecała i pocałowała jego policzek.
- Cieszę się. - Uśmiechnął się i odwzajemnił buziaka, tyle że w czółko. - Kocham cię. - Wyznał, czochrając ją po włoskach i rozprostował nogi.
Nie patrzyła na nich... Starała się trzymać dzielnie, ale cały czas czuła, jak jej serce pęka od nadmiaru negatywnych wspomnień...
- Niech pan już idzie, bo się w końcu spóźni. - Mruknęła, ocierając oczy, by nie widział, w jakiej jest rozsypce... - Chodź mała. Idziemy do Scotta.
Zebrał dokumenty, wsunął na siebie kurtkę ze sztucznej skóry i jeszcze raz powtórzył swą litanię, bardzo zmartwiony. Po raz kolejny przypomniał, że w razie czego, mają do niego dzwonić i ponownie pocałował swą córkę.
Wyszedł z apartamentu na giętkich nogach. Od razu, gdy wysiadł na parterze z windy, powędrował do biur hotelu. Bez pukania wszedł do gabinetu brata i nakazał odwiedzić Lisę za jakiś czas, by potem dać mu znać, że na pewno jest wszystko w porządku.
- Wpadnę... - Obiecał, a kiedy ten wyszedł, wrócił do pracy.
Tom miał dzisiaj bardzo przyjemną pracę. Przeglądał aplikację kandydatek, podrzuconych przez Erica. Dobry humor miał już od samego rana. Żałował tylko, że nie ma czegoś takiego, jak aplikacje na kobietę z wykrywaczem kłamstw na rozmowach kwalifikacyjnych.
Cóż. Pomimo że Lisa nie była jego córką, tak w głowie ciągle miał zapaloną lampkę, że córka jego braciszka jest z obcą osobą w apartamencie. Już po półtorej godziny sam nie wytrzymał, zwłaszcza że co pół godziny dostawał wiadomość od brata, czy już u nich był.
Jak tylko wyłonił się z biura i kierował się korytarzem do wyjścia z biur, usłyszał za sobą niezadowolony głos prezesa.
- A ty gdzie idziesz, Tom? - Spytał niezadowolony Mike.
- Muszę wyjść. - Rozłożył ręce, że jakby nie musiał, to chyba logiczne, żeby nie wychodził.
- Domyśliłem się. Ostatnio to się zdarza za często. - Mruknął niezadowolony. - Wracaj szybko... Następnego razu nie podaruję.
Usłyszała pukanie do drzwi chwilowo swojego apartamentu. Poszła otworzyć.
- Tom... - Uśmiechnęła się blado, smutno. - Wejdź. Dzieciaki śpią. - Rzuciła, wpuszczając go do środka. - Przyszedłeś sprawdzić, czy sobie radzę? Lisa bardzo się wkręciła w pomoc przy Scotcie... Ciągle pyta, czy może coś jeszcze zrobić, żeby szybciej wyzdrowiał i się z nią bawił na podwórku. - Szepnęła cicho.
Dziewczynka była wspaniała... I miała wszystko, czego brakowało jej synowi...
- Jasne, że przyszedłem cię sprawdzić. - Uśmiechnął się żartobliwie. - Skoro dzieciaki śpią, to chciałem zapytać o naszą dyskusję. Bill stwierdził, że najechałem na ciebie, choć wcale nie miałem takiego zamiaru, no i nie uważam tego za najechanie. - Zrobił ironiczną minę. - Ale jeśli też tak twierdzisz i tak się poczułaś, to sorry. Nie miałem takich zamiarów. - Patrzył jej poważnie w oczy. Chciał mieć wszędzie czyste karty, nawet jeśli one nie miały wpływu na jego życie.
Uniosła brew ku górze. Bill jej bronił? Zdziwiła się tym faktem.
- Powiedz bratu, że nie potrzeba mi adwokata. - Mruknęła. - Dostałam to, o co sama się prosiłam. Nie musisz przepraszać. - Rzuciła i westchnęła. - Napijesz się czegoś?
- Wolałem wyjaśnić tę sprawę i mieć sprawy na czysto. Nienawidzę takich nieporozumień... Możesz kawę mi zrobić. - Uśmiechnął się. Rozsiadł się na kanapie i zajął ręce pluszakiem, który leżał niedaleko niego.
Pokiwała głową i westchnęła cichutko, kierując się do kuchenki, by nastawić wodę na kawę i herbatę.
- Lisa polubiła Scotta. - Rzuciła cicho, uśmiechając się pod nosem.
- To super. Ile ma lat? - Zainteresował się.
- Nie wiesz, ile lat ma twoja bratanica? - Spytała zadziornie. Przy Tomie wracał jej humor. - Paskudny z ciebie wujek. - Zadrwiła z niego.
- Tak samo, jak paskudny facet, który nie może sobie znaleźć kobiety. - Uniósł brew. - Pytałem o Twojego syna.
- Och daj spokój! Nie jesteś Paskudny. - Zaprzeczyła. - A właśnie! Co ty bratu o mnie naopowiadałeś? - Spytała.
- Dużo różnych, ciekawych i mniej ciekawych rzeczy. - Przyglądał się jej uważnie. - Więc, ile Scott ma lat?
Sam sobie poszedł zalać kawę. Przy okazji zalał kobiecie herbatę i przyniósł do salonu, siadając z powrotem na kanapie.
- Scott ma sześć lat. Ja miałam niecałe 16, gdy go urodziłam. Jego ojciec był moją pierwszą miłością. Jak zapewne się domyślasz... Niezbyt szczęśliwą...
- Więc nieźle cię zrobił... - Zaskoczył się i popił kawę.
- Pal licho mnie... Odebrał dziecku możliwość szczęśliwego dorastania... - Mruknęła. - Odkąd rozstałam się z tamtym... Tatusiem roku... Nie byłam z nikim... Nie miałam nawet randki...
Uśmiechnął się do blondynki całkiem normalnie. Już nawet nie patrzył na to, czy to pokojówka, czy nie. Spojrzał na nią w końcu jak na młodą kobietę z dzieckiem. Już nawet nie patrzył na to, czy to jakaś potencjalna dziwka jego brata, czy pokojówka. A już sądził, że to jakaś ździra, po tym, co usłyszał od brata. Aż dziwne, że w chwilę można zmienić o kimś zdanie, ale jednak możliwe. To jest jednak prawda. Nie skreślaj, dopóki nie poznasz całkowitej prawdy, bo można się grubo pomylić.
- Myślisz, że jak on ma dziecko i rozpada mu się związek, to go uwiedziesz, żeby Scott miał tatę? - Rozgryzł.
W sumie nawet nie miał już nic do niej o to, co robiła. Stwierdził, że to chyba normalne, będąc samotną matką. Tylko obawiał się jednego...
Spojrzała na niego zaskoczona i zawstydzona. Czyli wiedział... Nie podobało się jej to, że o niej rozmawiali... Przecież w sumie do niczego nie doszło...
- Nie... Nigdy o tym nie pomyślałam. - Zaprzeczyła zgodnie z prawdą. - Scott ma tylko jednego ojca... Nawet jeśli nigdy go nie kochał. - Szepnęła cichutko. - Nie mam pojęcia, dlaczego właśnie przy nim się tak dziwnie zachowuję... Ja... Przestaję przy nim trzeźwo myśleć... - Mówiła szybko i cicho.
A jednak się pomylił. Już się cieszył, że może jednak nie jest łatwa... Przyznał w duchu, że chyba prawdy czasem nie warto wyjawiać... Cóż, jedynym plusem jej przyznania jest szczerość...
- Zakochałaś się? - Właśnie tego się obawiał.
Spuściła wzrok.
- Nie... To tylko fascynacja... Zakazany owoc smakuje najlepiej. - Wyznała. W połowie była to prawda.
- To wiadome. - Zaśmiał się.
Nie mogła przecież znowu się ośmieszyć... Wystarczy, że przed Billem się prawie obnażyła... Z marnym skutkiem. Czego ona właściwie oczekiwała? Tego, że on, mając rodzinę, spojrzy na nią jak na kobietę, z którą mógłby coś więcej? Była śmieszna... Mógł ją jedynie przelecieć, a ona mu się jedynie oddawać.
- Poza tym... Zastanów się... Jaki sens miałoby zakochanie się w kimś, kto nie traktuje cię poważnie? - Spytała bardziej siebie niż jego.
- No, już się obawiałem, że jednak masz jakieś nadzieje. Jeśli nie, to lepiej dla ciebie. - Wyznał z uśmiechem. - Aczkolwiek... - Nabrał powietrza, wątpiąc jednak w swoje słowa. - Może ci się uda zawładnąć jego sercem. Nic nie jest skreślone.
- Mamusiu... - Chłopiec obudził się i przetarł oczka. Wstał z łóżka, w którym spała jeszcze córka Billa i podreptał do salonu, rozglądając się wokół.
- Siema! - Zawołał do chłopca i wyciągnął do niego żółwika.
Miała... Cholerną, złudną nadzieję... Do dzisiejszego poranka... Nie potrzebnie się nastawiała na coś więcej... Spuściła głowę, ale tylko na chwilę.
Chłopiec skrępowany otwartością Toma, schował swoją słodką buźkę za misiem, z którym zwykle spał.
- Mamusiu jestem głodny... - Zamarudził.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do syna.
- Zrobić Ci jakieś kanapeczki? Lisa jeszcze śpi?
Scott pokiwał główką i po chwili spojrzał na Toma.
- Dzień dobry. - Powiedział. Wiedział, że mama mu o tym nie przypomni.
- Cześć. Jak się spało z dziewczyną? - Uśmiechał się do niego.
- Spałem z Lisą i misiem, nie z dziewczyną. - Poprawił go z lekkim uśmiechem i usiadł między nimi.
- Lisa to dziewczyna. - Przypomniał, popijając kawę. Po czym zerknął rozbawiony na chłopca. - Nigdy nie spała z żadnym kolegą. Słyszałem, że się polubiliście. He?
- Mama mówi, że Lisa to dziewczynka. - Poprawił go i pokiwał głową. - Tak! Obiecała, że jak będę zdrowy, to razem z jej tatą i moją mamą pójdziemy do parku!
- Serio? - Zerknął na Amy, po czym znowu na chłopca. - To super. Na pewno będziecie się świetnie bawić i najecie się lodami.
Tom wyciągnął telefon i napisał wiadomość do brata, informując go, że jest wszystko okay; że nie ma się martwić. Gdyby nie Scott, chyba by zapomniał o powiadomieniu brata...
- Lodami? Mama mówi, że są niezdrowe i psują ząbki! A jak będę miał brzydkie ząbki, to nikt nie będzie się chciał ze mną bawić!
- E tam. - Prychnął. - Jak się popsują, to wypadną i wyrosną nowe. - Pocieszył. - Każde mamy tak mówią... - Dodał cicho z przymrużeniem oka.
- Mama mówi, że jak wypadną, to nowych nie będzie! - Chłopiec zachichotał, patrząc na Toma.
- Jak nie. Wypadł ci już jakiś ząb?
- Jeden, ale jeszcze nie wyrósł drugi. - Pokazał lukę między zębami.
- No to ci wyrośnie, wszystkie ci wypadną i wyrosną nowe, więc można jeść słodycze, nie dużo, ale można. - Ładował chłopca z uśmiechem.
Chłopiec uśmiechnął się.
- Wytłumacz to mamie, bo ani trochę nie chce słuchać! - Rzucił radośnie.
- Co? Nie daje ci słodyczy? - Zaśmiał się.
- Nie! - Poskarżył się. - Nawet jak jem brokuły. - Skrzywił się na myśl o zielonym warzywie.
- Ooo fuuu! Brokuły! - Zawołał z żartem Tom. - Ja wymiotowałem, gdy byłem mały, jak miałem to zjeść. - Przyznał się.
- Powiedz mamie, że można jeść słodycze! - Poprosił radośnie. Widocznie mu bardzo na tym zależało i było to dla niego bardzo ważne. Poza tym, że Tom właśnie nieco u niego zapunktował tym, że tak samo bardzo nie lubi brokułów, jak on sam.
- Mam lepszy pomysł. - Uśmiechnął się przebiegle. - Chodź ze mną na dół do restauracji i zjemy coś pysznego i słodkiego. Co ty na to?- Puścił mu oko.
- A mama? A Lisa? - Pytał, patrząc na niego jak na ósmy cud świata.
- Lisa śpi, mama odpocznie na pięć minut, a jak będziesz taki miły, to przyniesiesz im do góry po ciastku. Jak nie zjesz wszystkich. - Zaśmiał się.
- A Ty? - Spytał. - Też będziesz jadł?
- Pewnie! Kocham ciastka. - Zawołał. - Jestem niedobrym synem i jem ich mnóstwo. Mama o tym nie wie, ale jakbym przesadził i by mi wypadły zęby, to by na pewno była zła. Dlatego trzeba pozwalać sobie na dobrocie, tylko z umiarem. - Zaznaczył palcem, a chłopiec pokiwał głową z uśmiechem, uważnie go słuchając. - To, co? Idziesz?
Nie rozumiał, po co się pyta, czy będzie jadł ciastka. Śmiać mu się chciało. Humor mu się poprawił.
- Super! - Chłopiec ucieszył się bardzo z tej nowiny.
Amy weszła do salonu z talerzem zdrowych, pożywnych kanapek.
- Gdzie idziecie? - Spytała, widząc, że się zbierają.
- Scott idzie ze mną przejść się po hotelu. - Puścił chłopcu oczko i przepuścił go w drzwiach.
- Scott niedawno miał gorączkę. - Upomniała go. Jednak widząc, jak chłopcu świecą się oczka na samą myśl o spacerze z Tomem, zmieniła ton. - Dobrze, ale weź bluzę i kanapkę. - Zastrzegła, jednak chłopiec już poleciał.
- Za jakiś czas go przyprowadzę. Smacznego. - Rzucił na odchodnym, zerkając na talerz w jej ręce.
- Tom... Uważaj na niego, proszę... Zabierasz w tej chwili sens mojego życia... - Powiedziała i zamknęła za nimi drzwi. Zaczęła szukać sobie zajęcia. Scott był z Tomem, Lisa spała, a jej serce było w strzępach. Usiadła na kanapie, patrząc na ten nieszczęsny talerz pełen kanapek.
***
CDN
Tom nadałby się na ojca Scotta. Może Amanda przeniesie swoje zafascynowanie na Toma i stworzą wspaniałą rodzinkę?
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że wydarzy się coś niedobrego, chociaż mam nadzieję, że się mylę!
No ja mam nadzieję, że powróciłaś realnie, bo przeczytałam właśnie wszystkie 11 rozdziałów i chciałabym wiedzieć, jak historia potoczy się dalej ;>
OdpowiedzUsuńStworzyłaś (albo stworzyłyście, bo w sumie nie wiem, czy nadal piszecie to opowiadanie we dwie) całkiem ciekawą historię. I choć charakter bohaterek nie jest tu jakoś głębiej przedstawiony (mam na myśli, że w większości opisujesz życie od strony Billa lub Toma), to i tak jest to wciąż intrygujące.
Bliźniacy są tutaj dla mnie całkiem zastanawiającymi postaciami. Trudno mi ich do końca rozgryźć i naprawdę nurtuje mnie, jak poprowadzą dalej to swoje życie ;>
Bill w ogóle nie jest w stanie ogarnąć własnego życia. O ile w pracy sobie radzi nieźle, to życie prywatne jest jakąś katastrofą. Jego żona robi sobie, co chce... Podrzuca dziecko albo jego matce, albo bratu, wyjeżdża bez żadnego uprzedzenia. NO HALO?! Kaulitz jest idiotą, że sobie pozwala na to wszystko i jeszcze wmawia sobie, że to dla dobra dziecka. Niech otworzy oczy, jego dziecko nie jest wcale szczęśliwe.
O Tomie za wiele nie powiem, bo on jeszcze zbytnio ustatkowany życiowo nie jest ;> Kręci coś z tą Stefanie, z drugiej strony leci na niego Carolina, która też mogłaby być fajną postacią w jego życiu... Ale po dzisiejszym odcinku w ogóle mam wrażenie, że on to nawet zgrałby się z Amandą ;> No jestem ciekawa, jak zamierzasz to poprowadzić i kto z kim skończy xD
Większość bohaterek żeńskich w tym opowiadaniu wydaje mi się całkiem odważna i pewna siebie. Nawet Amanda, która tak "ostro" żartuje sobie z Tomem (nie do końca w sumie rozumiem ich relację, jak ona powstała itd.). No ale to dopiero 11 odcinek, więc pewnie jeszcze wiele się może wydarzyć. Mam nadzieję, że wena Ci dopisze i będziesz dalej tworzyła tą historię, nawet jeśli Twoja koleżanka Cię w tym opuściła.
Ogólnie po drodze były jakieś małe niedociągnięcia, jeśli chodzi o błędy, czy składnię zdań, ale nie przeszkadzały jakoś mocno w czytaniu. Mogę jedynie polecić, jeśli masz możliwość, podesłać komuś rozdział do przeczytania przed publikacją, żeby ewentualnie wskazał nieścisłości, to byłoby to fajne rozwiązanie.
Ja za to mam inny problem i mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe, że zwróciłam Ci na to uwagę. Bo chodzi o szablon bloga. Już pomijam kolorystykę i grafikę, bo to kwestia gustu. Ale ten szablon jest bardzo nieporęczny, ciężko mi było w ogóle ogarnąć tutaj kolejność tych rozdziałów, żeby je znaleźć od razu jeden po drugim. Przyznaje szczerze, że musiałam skopiować sobie całość do Worda, żeby móc to spokojnie przeczytać. Uważam też, że to może odstraszać potencjalnego czytelnika. Szata graficzna jest bardzo ważna, ponieważ jest to pierwsze, co czytelnik widzi, gdy wchodzi na bloga. Dlatego moją sugestią jest zmiana szablonu, nawet na jakiś bardzo prosty z tych dostępnych w bloggerze. Jeśli miałabyś z tym problem, to mogę nawet pomóc ;) Oczywiście nie narzucam się, jeśli Tobie się podoba, jak jest. Po prostu myślę bardziej od strony czytelnika i to też jest ode mnie rada dla Ciebie, w żadnym wypadku nic złośliwego! (Jak coś, pisz na priv, a chętnie doradzę coś ;) )
Tymczasem czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam! <3