Rozdział 16

Witam. To znowu ja ;) Mistycznej padł komputer dlatego się pojawiam :) Nie będę dzisiaj niczym przeciągać, bo odcinek jest dość ciekawy moim zdaniem, także... Tak. Po prostu zapraszam :) 

~16~


Zaskoczył się trochę, czego nie ukrywał. Zerknął na nią, przeżuwając pyszną kolację. Przyglądał się jej chwilę, po czym zanurzył usta w równie wyśmienitym winie. Odstawił kieliszek i w końcu bez pośpiechu, odrzekł.
- Patrzę. Od rana. Odkąd zaczęłaś tu pracować - wyjaśnił ze stoickim spokojem.

Powiedz mi, czemu nie odpuścisz?
Czemu chcesz, bym była jak obca?
Za każdym razem, gdy mówisz "idź" - nie robimy tego.

- Przestań traktować mnie jak powietrze... Nienawidzę tego... Może i zasłużyłam na twoją złość, ale na pewno nie na stawianie mnie w takiej sytuacji. Już dawno nikt mnie tak nie zrównał z ziemią, jak Ty, ignorując każde moje słowo, czy protest. Chciałam z Tobą porozmawiać, ale jakieś durne wiadomości o małżeństwach dla homoseksualistów są ważniejsze... - mruknęła, stając przed ekranem telewizora.
- To akurat jest bardzo ważna sprawa - bronił. - Każdy chce żyć godnie, tak jak mu się podoba i nie będąc dyskryminowanym - oburzył się.
- Ja też tego chcę, więc przestań mnie dyskryminować i ignorować - wycedziła. - Podaj mi chociaż jeden powód, dla którego, według CIEBIE oni są ważniejsi niż to, co ja chcę Ci powiedzieć.

Jesteś pochłonięty sobą i wszystkim, co robisz.
Wiesz, że to prawda.

- Ty jesteś matką, oni nie mogą nimi być.
- I dlatego są ważniejsi?! Może gdybyś czasem otworzył oczy i spojrzał na świat bliższy temu w sądzie, to zauważyłbyś to, na co jesteś tak paskudnie ślepy!
- Znowu mnie pouczasz. - Z irytował się. - Jak możesz w ogóle to robić!? Przypomnij mi choć raz, żebym Ja pouczał Ciebie. No proszę! - Nigdy jej tak nie potraktował i był tego pewny! - Nienawidzę, gdy ktoś to robi. Moja mama to robiła, gdy miałem naście lat. Obce osoby w tym wieku nie będą tego robić. Wypraszam sobie! Ile razy mam do ciebie to mówić, żeby w końcu to do ciebie dotarło, he? Może to ty w końcu, choć raz zrób to, co do ciebie mówię; o co cię proszę. Nie będę z tobą rozmawiać, dopóki nie zmienisz do mnie swojego głupiego podejścia. Tam jest twój syn. - Wskazał ręką. - Jego możesz pouczać. NIE MNIE - powiedział szybko, bez żadnego zająknięcia.
Po jej policzkach popłynęły łzy.

Powiedz mi, czemu mówisz 'nie'?
Powiedz mi, czemu mną manipulujesz?

- Wiesz co? Starałam się, jak mogłam... Robiłam, co w mojej mocy, żeby było w porządku. Chciałam Cię przeprosić, a Ty na mnie naskakujesz za to, że chciałam odrobiny uwagi. Żałuję, że kiedykolwiek zgodziłam się na tę idiotyczną propozycję Toma. Mogłam sobie spokojnie sprzątać biura i mieć w nosie Twoje życiowe rozterki i problemy. Wychodzę z siebie, robię wszystko, żeby Lisa nie odczuła Twojej nieobecności, a Ty tylko krzyczysz po mnie jak po nic niewartym śmieciu. - Po jej policzkach płynęły ogromne łzy. Rozkleiła się. - Nie musisz się bać. Nie będę cię już pouczać. W ogóle znikniemy ze Scottem z Twojego idealnego życia.
- Dobrze wiesz, że nie mam idealnego życia! - zawołał jeszcze bardziej poruszony. - Co ty sobie wmawiasz za idiotyzmy!? Cieszę się, że mogę zostawić Lisę z Tobą, a nie z jakąś znowu inną kobietą. Ja też się staram, chciałbym ci powiedzieć. Zawsze, kurwa, się staram i zawsze wychodzi źle! Mam dobry humor, raz od wieków, zabieram was, żeby miło spędzić dzień. Spędziliśmy taki, to jeszcze do mnie coś masz. Bo wszyscy coś do mnie mają! Ja nie jestem robotem! Ja też jestem zmęczony, mi też się nie chce, też chciałbym odpocząć, ale nie mogę nawet Tego zrobić, bo ciągle musisz się mnie czepiać. Jak nie poprawiać, to pouczać, a teraz wyrzygiwać mi coś, co nie istnieje! O co Tobie dziewczyno chodzi? O co? Chcesz mi zatruwać życie, tak jak robiła to Marika? Co? - Mrużył oczy, nie spuszczając z niej wzroku. Zrobiło mu się naprawdę przykro.

Igramy z ogniem...
A ja wiem, że stąpam po lodzie...
Wiesz, że nie umiem się oprzeć...

- Przestań mnie traktować jak wroga... Nie jestem tu po to, żebyś ciągle mnie odtrącał - szepnęła, ocierając czarne od łez policzki. - Chciałabym powiedzieć ci, o co mi chodzi... Chciałabym, ale nie mogę. Starałam się, jak mogłam... Chciałam, żeby ten wieczór był równie miły, co popołudnie... Widocznie nadaje się tylko do zwierzęcego seksu raz na jakiś czas... Przepraszam. Na mnie już naprawdę pora. - Odwróciła się do niego plecami, by ukryć kolejne potoki gorzkich łez. Teraz dopiero czuła się jak zero. Naprawdę była ze wszystkim sama... - Odkąd urodził się mój syn... Nigdy nikt nie złapał mnie za rękę, żeby wskazać drogę... Nie potrafię odnaleźć za każdym razem dobrego wyjścia z każdej sytuacji. Daleko mi do ideału... Daleko mi do kogokolwiek, kim kiedyś chciałam być...
Kaulitz dał dużego susa w powietrze, by odświeżyć swój umysł i opanować swój wybuch. Przecież nie chciał, by jego pracownica przez niego topiła się w łzach.
- Wiesz co? - zaczął spokojnie. - Chyba za dużo sobie zaczęłaś wyobrażać. Nie sądziłem, że tak do tego podchodzisz, bo jakoś wcześniej mi o tym Nic nie wspomniałaś - wyrzucił. - Gdybyś mi o tym powiedziała, nie robiłbym do ciebie Nic, co by mogło spowodować Twoje łzy w tym momencie. Ale sama tego chciałaś. - Oburzył się, marszcząc brwi w niezadowoleniu.  - Sama się podkładałaś i mnie podpuszczałaś. Wiedziałaś, jak to będzie wyglądać, więc nie rozumiem twoich łez teraz - westchnął. Podniósł się z kanapy i podszedł do niej, łapiąc ją za ramiona. - Ja nie jestem w tym momencie kimś odpowiednim, żeby móc wskazywać ci drogę. Może, gdybym przeżywał inne problemy w tym czasie, mógłbym się tego podjąć, ale Nie Teraz. Nie rozumiem tego, że jeśli wiesz; Znasz moje problemy, to jeszcze sama musisz mi je dorzucać. Oczekujesz ode mnie uwagi, gdy moją uwagę teraz zajmuje tysiące innych spraw? Przykro mi Amando... - Pokręcił głową, nie wierząc w to, co się dzieje. - Nie jestem na nic gotowy w tym momencie - wyznał szczerze.
Jak on mógł się skupić na niej, jeśli myślał tylko o tym, żeby Lisie nie brakło mamy, z którą chcąc nie chcąc, spędzała mnóstwo czasu. Myślał o rozwodzie, o tych wszystkich sprawach i ewentualnie o spotkaniu z psychologiem dziecięcym, w razie by Ta robiła jakiś problem - Bo dziecka Nigdy jej nie odda! Niestety martwił się tylko, że sąd nie uzna go za prawnego opiekuna Lisy przez nieregularną pracę i brak czasu. Bał się, że straci swą córkę, na dodatek musiał prowadzić i grzebać w brudach życiowych obcych ludzi, żeby zarobić pieniądze na utrzymanie. Poza tym, że jego Własna żona zdradza go od miesięcy i czuje się nikim...

Dla ciebie zawsze gram.
Nieważne, co robimy.
Nie jestem głupia, łamiemy wszystkie zasady.
I nie wiem, co mam zrobić
z tą zakazaną miłością...

- Nie rozumiesz... Nie chcę, żebyś to robił... Nie oczekuję od ciebie zupełnie niczego... Poza tym jednym małym szczegółem, jakim jest zrozumienie tego, że nie jestem idealna... Że wielu rzeczy nie wiem, nie doświadczyłam, nie znam. Musiałam dorosnąć w dziewięć miesięcy... Od 15 roku życia pracuję na wszystko, co mam... Na każdy kawałek chleba... Bliscy odebrali mi dzieciństwo tylko dlatego, że nie zgodziłam się na skrobankę... Tylko dlatego, że pokochałam dziecko, które zamieszkało pod moim sercem. Nie miałam możliwości uczyć się na błędach... Nie miałam, kiedy ich popełniać. Nie miałam czasu na randki, imprezy, naukę, czy zakupy... Martwiłam się nie tym, co włożę na kolejne spotkanie z facetem, a tym, za co dam dziecku jeść, czy wykupię leki... Nie potrzebuję w tej chwili niczego poza tym, żebyś postarał się mnie nie traktować jak zero. Wystarczy, że ja patrząc w lustro, tyle właśnie widzę.
Spojrzała mu w oczy.
- No, dalej... Powiedz... Co cię trapi... Widzę, że coś jest nie tak, jak powinno być... - szepnęła. - Pytałeś, czemu ci się podstawiam... Czemu prowokuję i kokietuję... Nie wiem, po co to robię... Lubię spędzać czas w twoim towarzystwie... Lubię, kiedy wpadasz nagle na coś ważnego, a zaraz po tym uciekasz, mówiąc mi, że mam zająć się młodą... Lubię się od ciebie uczyć... Dla mnie jesteś wzorem do naśladowania... Przynajmniej jeśli chodzi o profesjonalne podejście do pracy.
- Przecież ja cię nie uważam za zero. - Ponownie się bardzo zaskoczył. - Jest mi przykro, że tak się potoczyło Twoje życie. Naprawdę jest mi przykro, ale zauważ to, że nie tylko ty pracujesz na każdy kawałek chleba. Każdy inny dorosły człowiek również na to pracuje; na życie swoje i bliskich. Nie jesteś przez to 'inna'. Ja Też nie jestem idealny. Nikt nie jest idealny. Każdy popełnia błędy. - Nie rozumiał. Miał dziwne wrażenie, że ona właśnie jego uważa za kogoś 'idealnego'. W sumie przyznała, że ma 'idealne życie', co było dla niego wielkim absurdem. - I skoro lubisz spędzać czas w moim towarzystwie, to dlaczego ciągle się ze mną przekomarzasz? Ciągle docinasz? ... Ja nie jestem Tom, Amando. Ja mam swoje granice. Powinnaś to zauważyć już dawno... I ja też lubię, gdy tu przychodzisz... I tylko z tego względu cieszę się, że jednak Marika nie przyjechała do Nowego Jorku... - wyznał.

Nie, nie lubię tej zakazanej miłości.
Nienawidzę tego, że nie potrafię trzymać się z daleka, ale ja...
Potrzebuję tej zakazanej miłości...

- Nie mówię, że jestem inna, bo zapieprzam na życie, szorując kible... Ty masz gorzej ode mnie... Ale wiesz co? Jest w Twoim życiu coś, czego ja nie mam od lat... Wiesz co? Wsparcie bliskich. Masz Toma, rodziców... Ja nie mam nikogo. Zawsze mogłam liczyć tylko na siebie... Proszę tylko o to, żebyś nie reagował tak ostro na błędy, które popełniam, bo dopiero uczę się, jak je omijać, jak traktować ludzi, którym należy się szacunek ze względu na wykształcenie, czy inne niby ważne rzeczy... - Uśmiechnęła się. - To, co powiem, wyda ci się dziecinne... Zwyczajnie... Wyglądasz nieziemsko seksownie, kiedy ciskasz we mnie błyskawicami. - Zachichotała, podchodząc do niego bliżej. - Nie złość się na mnie... Postaram się być już grzeczna...
Westchnął ciężko.
- Dlatego robisz mi o to problem? - zapytał łagodnie. - Dlatego, że 'nikogo' nie masz? Nie rozumiem, o co ci chodzi. Nie jestem idealny, wybacz. Może i znam się na morderstwach i biurokracji, ale na kobietach chyba w ogóle... - Ponownie westchnął, kręcąc głową. - Zawsze chciałem tylko miłości... - Zamyślił się. - Tylko miłości - podkreślił i wzruszył ramieniem. - Gdy już ją dostałem, okazało się, że to nie to, a najgorsze gówno, w jakie mogłem wdepnąć... Amando. To gówno muszę w końcu zmyć z buta i zacząć nowe życie. Jestem na etapie sprzątania brudów. Nie chcę się z nikim kłócić. Nie chcę, żebyś płakała... Poza tym, że miło, że nazwałaś mój dom 'kiblami'.  - Musiał jej to wygarnąć. - I wiedz o tym, żeby nie twoja pomoc przy Lisie, za którą jestem ci ogromnie wdzięczny i wynagrodzę cię za to, jak najlepiej się da, to nie wiem, co bym zrobił... - Pokręcił głową, mówiąc szczerze. - Proszę cię, żebyś pozwoliła mi przez to przebrnąć i zaznać spokoju. Proszę cię... - Zerknął jej poważnie w oczy, choć jego błysnęły, niestety nie iskrą. - Zrobisz to dla mnie? Tylko tego od ciebie oczekuję, a ja postaram się spełnić Twoje oczekiwania. - Przyglądał się jej. - I nie sądzę, żeby należał się szacunek komuś tylko dlatego, że ma wysokie wykształcenie - dodał na koniec.
Amanda również ciężko westchnęła.
- Nie chodzi o to, że nikogo nie mam... Tylko o to, że nie jest mi dane być kochaną. To podłe uczucie, kiedy nawet rodzice wyrzekają się ciebie i po prawie szesnastu latach zapominają o twoim istnieniu. Nie oczekuję od ciebie żadnego wynagrodzenia... Sam fakt, że jest bezpieczna, wystarczająco dużo mi daje. - Spuściła wzrok na swoje dłonie. - Nikt nigdy nie próbował dać mi tego, czego pragnę i oczekuję... Przestałam wierzyć w to, że kiedykolwiek będzie tak, jak powinno... Możesz prosić, o co zechcesz... Postaram się sprostać... Być oparciem i przyjacielem... O ile zwykła, łatwa pokojówka, może dla kogokolwiek znaczyć aż tyle, co przyjaciel - mruknęła. Nie mogła przeżyć tych wszystkich domysłów ze strony innych ludzi...
- Amando.
Postanowił sprawę postawić jasno. Tak, jak robi to na co dzień i przed sądem, gdyż widział, że ta rozmowa nie skończy się tak szybko, ponieważ dziewczyna po prostu dała w końcu upust swoim bolesnym doświadczeniom, wylewając je niestety znowu w niego.

Chodzisz do sklepu, tego samego co zawsze
I w nim Ci, sami ludzie, ale jednak inni.
Sensu tu zabrakło, dlaczego powiem Ci,
Taki bzdur natłok, że w głowie mętlik.
Jak w tym bałaganie być sobą od początku,
Gdzie liczy się opakowanie, a nie to,
co jest w środku.
Jest parę opcji, by dokonać tego,
trzeba się uwolnić od nich
i od własnego ego.

- Rozumiem twój ból, twoje poczucie niskiej wartości, jaką mi tu przedstawiłaś. Jeśli byłaś ze mną szczera, a rozumiem, że byłaś, to chciałbym ci powiedzieć, że każdemu należy się miłość. Ktokolwiek i jakkolwiek zawinił, trujesz sobie myśli tymi osobami, mając do nich żal i ból. Zamiast iść do przodu, tkwisz w tej przeszłości, stąd Twoje mylne podejście do spraw teraźniejszych.
Nigdy nie lubił bawić się w psychologa, ale nie chciał, by ta kobieta zadręczała go swoim żalem, 'atakując' go, jakby równie dobrze za tym stał. Bo nie stał. Był niczemu winny i wcale nie uważał jej za taką, jak ona sobie wyobrażała. Musiał coś z tym zrobić. Jeśli zawiadomiła, że jego życie w jej oczach jest idealne i jest jej wzorem do naśladowania, to wydawało mu się, że jego zdanie równie bardzo znacząco jest przed nią odbierane. Dlatego spróbował. Chwycił jej szczupłe ramiona i poprowadził ją do lustra, wiszącego na ścianie tuż obok drzwi wejściowych. Stanął zaraz za nią i skupił wzrok w jej odbiciu. Pragnął również dzięki temu przedstawić jej to, co on o niej myśli, gdyż się myliła i nie potrzebnie się rozklejała... Miał nadzieję, że mu się uda i dzięki temu będą mogli się do siebie jakkolwiek zbliżyć i wyjaśnić wszystko, co było niedokończone lub źle odbierane.
- Spójrz na to 'zero', które widzisz w odbiciu. Masz 22. lata i wychowujesz swojego syna samotnie, tak?
Pokiwała głową, jednak spuściła wzrok, by zbyt długo nie patrzeć na siebie... Starała się unikać takich sytuacji jak ta...
- Ja widzę tu tylko jedną osobę o pełnej wartości... - rzuciła cicho i westchnęła. Tak bardzo chciałaby mieć kogoś, komu mogłaby wszystko opowiedzieć... Strasznie tego potrzebowała...
Kaulitz olał jej spostrzeżenie. Nie chciał mówić o sobie, tylko o niej. Przynajmniej na razie.
- Spójrz na siebie, nie na mnie. Urodziłaś sama?
Pokiwała głową.
- Zupełnie sama... Nie było przy mnie nikogo... - wyznała. Pewnie go to nie obchodziło... Ale potrzebowała szczerej rozmowy...
- Sama poradziłaś sobie z trzydniówką i jego chorobami? - Trzymał silnie jej ramiona.
- A kto miał mi pomóc? Jestem sama jak palec w... Nosie... - Irytowała ją taka wymiana zdań. Dlaczego ona miała mówić o sobie, a on tylko pytać?! Starała się jednak grzecznie odpowiadać...
- Sama szukałaś potworów pod jego łóżkiem, czy w szafie w jego pokoju, który sama mu zapewniłaś?
- Sama, bo nawet jego cholerny ojciec miał nas w nosie... Sama, bo nowobogaccy starzy wylali na mnie pomyje... Sama, bo nikogo nie obchodził los małego dziecka... Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że ten kutas łazi po świecie i dalej rozsiewa dzieci... Jakby tego było mało, na żadne nie płaci, chociaż tym dzieciom prawnie się to należy - wyrzucała z siebie.
- Sama go ubrałaś, sama go karmisz, dałaś dom i sprawiłaś, że jesteście niezależni. - Bardzo dobrze rozumiał jej ból, ale tu chodziło o nią, o nikogo innego.
- Co nie zmienia faktu, że gdybym wtedy nie dała ciała, to teraz nie mogłoby być lepiej. Myślisz, że marzyłam o byciu pokojówką u bogacza, który za ciężką pracę rzuca nam ochłapy tak marne, że chcąc być niezależną, muszę jeszcze wieczorami dorabiać, bo inaczej wyleją mnie i małego nawet z tego slumsu.
- Możesz przestać mówić o innych ludziach, tylko skupić się na sobie? - warknął już zniecierpliwiony.
- Cały czas się skupiam... I co to daje? Wiem wszystko, o czym mówiłeś... Wiem to... - wyszeptała podłamana.

Będąc sobą.
Jedni chcą cię zmienić.
Drudzy chcą być tobą.
Jedni chcą cię żenić.
Drudzy rozwód biorą.
Jedni chcą cię zżenić.
Drudzy ci pomogą.
I są tacy, którzy kochają cię takiego, jakim jesteś.
Jedni cię nie czają.
Drudzy Boga w tobie widzą.
Jedni cię kochają.
Drudzy nienawidzą.
Za tobą przepadają.
Za tobą z ciebie szydzą.
I są tacy, których nie spotkałeś nigdy wcześniej.
A to pewnie ci,
którzy są sobą w nocy, we dnie i
mają dosyć tych, którzy są nakręcani,
jak zabawki wśród głupawki.

- Tylko na sobie. Spójrz na siebie i powiedz, ile w życiu zrobiłaś i ile osiągnęłaś. SAMA. Inne dziewczyny na twoim miejscu, oddałyby dziecko, ewentualnie wylądowałyby w domu samotnej matki, lub jeszcze gorzej, znalazłyby sobie kogoś, u kogo by żyły na łasce, niszcząc swą godność. Zrobiłaś to?
- Byłam w takim domu... Dwa lata... I wtedy... Tamte dziewczyny... One pokazały mi, że mogę dać radę... Chcę dla młodego sobie radzić. Nigdy bym go nie oddała... Tak jak Ty nie oddasz córki...
- I dałaś radę. Wyszło ci to. Masz wspaniałego syna, mieszkanie, masz pracę. On odszedł i nigdy już nie wróci.
- Kiedy ja chcę, żeby wrócił... Chcę, żeby był ojcem dla swojego dziecka. Wbrew temu, co mówił Tom, wcale nie szukam na siłę tatusia dla Scotta... Najgorsze jest to, że jego znają wszyscy i mówią, jaki jest dobry... Jaki sprawiedliwy...
- Więc dlaczego nie spróbujesz do niego wrócić? - Skwasił się w myśli. Już kompletnie nic nie rozumiał. Sądził, że ona go nienawidzi. Westchnął ciężko. - Wybacz, że ci to powiem, ale dla mnie taki człowiek jak On, nie zasługuje na ciebie. To jest moje zdanie w tym temacie... - mruknął zniechęcony.
- Bo nie mogę na niego patrzeć - rzuciła. - Nie chcę z nim żyć... Chcę, tylko żeby poczuł się do obowiązku bycia ojcem. Chce, żeby mój syn zaznał odrobinę miłości z jego strony...
- Na siłę mu nie wepchniesz syna w ręce - zauważył. - Stać cię na kogoś lepszego. Wszystko zrobiłaś sama. Przez to wszystko przeszłaś sama i nie poddałaś się - zaczął już lekko poirytowany. - W dodatku potrafisz tak zmanipulować mężczyznę, że możesz mieć każdego, ponieważ plusem jest to, że dobrze, a nawet bardziej niż dobrze wyglądasz. Sądzisz, że dobre jest rozpamiętywanie Tego, co działo się 6 lat temu? Wylewanie łez z powodu tego, co było? Już wylałaś na to zapewne litry łez, dlaczego nadal to robisz? Obudź się. - Ścisnął jej ramiona i lekko potrząsnął nią. - Spójrz na siebie. Jesteś piękną, młodą kobietą. Masz boskie nogi i potrafisz wykorzystywać swoje atuty. Możesz mieć każdego frajera, którego tylko zechcesz. Potrafisz to. Ja się dałem... Masz syna, dla którego jesteś najważniejsza na świecie. Liczy na ciebie, a ty mu się oddajesz. Nie musicie żyć tak, jak żyjecie. Scott nie musi żyć bez taty. Czasami lepszymi ojcami stają się ci, którzy doszli. Też nie miałem ojca, a mojego ojczyma kocham bardziej niż swojego. Spójrz sobie w oczy. Jesteś silna i niezależna. Po co ci ktoś, kto ma cię w dupie? Masz dopiero 22 lata. Możesz wszystko, co zechcesz. Wystarczy tylko zapomnieć; odłożyć te gorzkie wspomnienia do piwnicy, zamknąć ją i wyrzucić klucz. Bo to, co przeżyłaś, daje ci tylko jedną myśl. Mogę i potrafię, bo mnie na to stać. Zacznij żyć i przestań wylewać łzy na kogoś, kto na to nigdy nie zasługiwał. - Przykro mu trochę było, ale mówił to nie tylko do niej. Właśnie sam sobie uświadamiał, że Marika nigdy na niego nie zasługiwała. A najgorsze było to... - Byłem z Mariką przez długi czas tylko ze względu na Lisę... Bałem się samotności, że sobie nie poradzę... Jesteś silniejsza ode mnie i to Ty w tym temacie jesteś dla mnie przykładem.
- Mogę i potrafię, bo mnie na to stać... - Powtórzył sobie w myśli.
Spojrzała na niego zaskoczona wyznaniem. To, że go uwiodła... To jedno... Ale to, co powiedział na sam koniec...
- Też się boję... Boję się samotności. Zwłaszcza kiedy wracam do pustego domu, wieczorem, gdy Scott odwiedza kolegów... - wyznała. - Nie zmuszę jego ojca do kochania syna... Ale nie potrafię znaleźć nikogo, kogo młody by polubił... - Odwróciła się do niego i uśmiechnęła się przez łzy. - Twoja żona dostanie to, na co zasłużyła. Ty znajdziesz w końcu kogoś, kto zasłuży na Twoje względy... Kogo Lisa polubi i zaufa...

Znajdź trochę światła.
Wszyscy są gotowi kochać.

- Ty też znajdziesz kogoś, kto będzie zasługiwał na Twoją i Scotta uwagę. Musisz... Musimy tylko zapomnieć o tym, co było, bo to, co było, mówi tylko o tym, że zaraz wyjdzie słońce, tylko musimy spróbować w nie spojrzeć. - Również zaszkliły mu się oczy.
- Możesz coś dla mnie zrobić? - spytała niepewnie. Wciąż była podłamana, ale zaczynała powoli w siebie wierzyć... Dzięki niemu... Patrzyła prosto w jego oczy, po jej policzkach wciąż płynęły łzy. W pocieszającym geście ścisnęła jego dłonie.
- Słucham. - Zerkał jej niepewnie w oczy. Nie wiedział, czego ma się spodziewać.
- Nigdy więcej nie myśl, że jesteś słaby... Bo nie jesteś. Właśnie zrobiłeś coś niemożliwego. Dodałeś mi sił... Oddałeś wiarę w siebie i pozwoliłeś mi uwierzyć w to, że jestem warta więcej, niż myślę... - powiedziała spokojnie. - I... Przytul mnie... Proszę... Po koleżeńsku... Potrzebuję tego... - szepnęła cicho.

Mówisz, że zawiódł cię świat.
Nie tak się umawialiście.
Nie wiesz, po co tu jesteś.
Wolisz nie czuć, nie myśleć.
Za trudne? To nic, to taki czas.
Zostaw wszystko i chodź, urodzimy się jeszcze raz...

Sam tego potrzebował. Zwykłego zbliżenia, które było niczym dla wielu, choć w tym momencie dawało wiele pozytywnej siły. Siły do walki. Uśmiechnął się lekko. Objął ją swymi ramionami i dał jej poczuć smak swych męskich ramion, gdy on sam czerpał z jej spojrzenie na lepsze jutro.
- Masz największego przyjaciela, który choćby nie wiem, co, nigdy cię nie zostawi. Też nie jesteś sama - wyznał cicho.
Pokiwała głową, mocno go przytulając. Wiedziała, że oboje tego potrzebowali... Czuła się przy nim bezpieczna...
- Możesz zawsze na mnie liczyć... Nie zostawię Was w potrzebie... Ani ciebie, ani małej... - szeptała, gładząc jego plecy. Pierwszy raz od wielu lat czuła, że nie jest samotna.
- Dziękuję...
- Pomogę ile będę w stanie - obiecała. - Cóż... Jak twoja żona dowie się o tym, że sypiasz z pokojówką, a dowie się na pewno... To będę mogła pożegnać się z pracą... I wiesz, co? Naprawdę seksownie wyglądasz, gdy się na mnie wściekasz... Ale obiecuję, że będę się starała.
- Nie dowie się, bo żadne z nas się do tego nie przyzna. - Zerknął jej w oczy. - Nie chciałbym, żebyś tylko w moich nerwach widziała mnie seksownego. - Uniósł brew.
- Jest jeszcze kilka rzeczy, które w Twoim wykonaniu wyglądają bardzo pociągająco i nieziemsko seksownie... - Zachichotała i zrobiła minę niewiniątka, udając skruszoną, choć w jej oczach błyszczały radosne ogniki pożądania, które w niej wywoływał.
- Jakie? - Jego uniesiona brew ani drgnęła, choć uśmiech wskoczył mu na twarz, słysząc i widząc jej cichą radość bądź też ekscytację z tego, co sobie pomyślała.
- Kiedyś ci pokażę... Ale lubię... Naprawdę lubię zwierzęce zapędy i chwile, kiedy nawet prasowanie je w tobie wywołuje. - Puściła mu oko i odsunęła się, ruszając powoli do kuchni.
Uśmiechnął się szerzej i pokręcił głową. Usiadł z powrotem na kanapę i kontynuował jedzenie już zimnej kolacji. Po czym zaproponował kobiecie kieliszek wina. Tak dla rozluźnienia. Amanda z chęcią na to przystała. Wznieśli toast za nowe życie bez łez.


CDN

5 komentarzy:

  1. Czytam te opowiadanie od początku. I co mogę powiedzieć? Może zacznę od złych rzeczy. Amanda zachowuje się okropnie infantylnie, a ich kłótnie są zwyczajnie żałosne i odnoszę wrażenie, ze czytam o przepychankach przedszkolaków. Naprawdę tak nie rozmawiają ze sobą dorośli ludzie. Zachowanie identyczne jak w przypadku Kornelii. Irytujące, dziecinne i przeciągające się. Przykro mi to mówić ale to jak moda ma sukces.
    Ale to może Twoje zamierzone działanie, mające spowodować rozdrażnienie czytelnika. Ogólnie uważam, ze masz talent do pisania i robisz to poprawnie( skoro wywołałas we mnie tez negatywne emocje to coś oznacza :)). Mam nadzieje tylko ze te dziwne zachowania nie biorą się z Twojego zycia. Życzę Ci powodzenia i nigdy się nie poddawaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Hannah. Dziękuję za wyrażenie swojej opinii :* Chciałam tylko sprostować na wstępie, że Kornelię tworzyłam ja i u Kornelii było to zamierzone z góry, gdyż była małolatą. Amandę tworzy Mistyczna, więc uznaję to za dziwny zbieg okoliczności w podobieństwach xD No i oczywiście zgadzam się z opinią dotyczącą Kornelii. Odbieram ją dokładnie to samo, dlatego 'moda na sukces' nie długo się kończy xD i będzie coś nowego. Tutaj na Luxie za bardzo nie wiem, czy jest to zamierzone ze strony Mistycznej, Mistyczna by musiała zabrać głos :)
      Z mojej strony zachowanie Kornelii (bo nie mogę mówić o Amandzie, gdyż nie jest moją bohaterką) nie jest wzięte z mojego życia. Jest ona przerysowaną nastolatką, także nie ma się co martwić :D To tylko opowiadanie ;)
      Dziękuję jeszcze raz za komentarz i mam nadzieję, że dalsze losy bohaterów Cię nie zrażą do samego końca :*
      Pozdrawiam serdecznie :*

      Usuń
  2. Wybacz moją pomyłkę- widzisz mój brak spostrzegawczości i niedopatrzenia wychodzą. W każdym bądź razie trzymam kciuki, bo opowiadania o TH nigdy mi się nie znudzą... robicie dobra robotę :) może czas przenieść to na papier i sprzedawać?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam :D hehe Jak nie inaczej? ;)
      Mi chyba również się nie znudzą, uwielbiam je czytać i pisać :D Mam w marzeniach wydać książkę, ale jak na razie to Tylko marzenie xD
      Dziękuję za miłe słowa :*
      Masz może swojego bloga? Jeśli tak, to podeślij. Chętnie zajrzę :)

      Usuń
  3. Wreszcie ich pierwsza poważna kłótnia, chociaż momentami bardzo wkurzająca. Nie zrozumiałam na początku, o co tak naprawdę chodzi Amandzie, podobnie jak Bill. Najpierw jest zła na ojca Scotta, nie chce go znać, a za chwilę pragnie, żeby był przy niej, bo go potrzebuje. Rozumiem, że w wieku dwudziestu dwóch lat, mając tak duże dziecko, można pogubić się w dorosłym świecie, bo trzeba było szybko się wziąć za siebie, gdyż wszyscy się wypięli, jednak mogłaby się zdecydować, czy chce spróbować naprawić swoją relację z ojcem Scotta, czy jednak ma go gdzieś i nie chce go znać. Trochę to poplątane.
    W każdym razie - dobrze, że jest między Amandą i Billem zgoda. Nie lubię, jak się kłócą, chociaż niektóre ich wymiany zdań są zabawne. :)

    OdpowiedzUsuń